Saturday, June 27, 2015

Pytanko, Knoxville, wizyta Moniki, motywowanie do działania... Czyli wszystko na raz! :)

// ENGLISH VERSION HERE //



Hejka!

Na początek piosenka!



Czy Wy lubicie posty w stylu "wszystko i nic", czyli takie pomieszanie z popłątaniem z ciekawostkami z ostatniego czasu? Bo z jednej strony niby to ja decyduję o tym, jak piszę na własnym blogu, ale z drugiej strony, jakkolwiek słodko by to nie zabrzmiało, gdyby nie Wy, to bym nie pisała! Dlatego też chciałabym poznać Wasze zdanie. Tym bardziej, że czasami piszę i piszę, i później mam wrażenie, że moje posty są straszliwie długie i nie raz mam wrażenie, że trochę ZA długie, a nudzenie nie jest moim celem.

Jestem taaaaaka chora! Normalnie mam wrażenie, że zaraz umrę... Nie raz widzę w internecie jakieś memy, że jak faceci mają katar to zachowują się jakby umierali :D Od razu mówię - bawi mnie to i wcale nie uważam, że wszyscy tak mają! No ale ja się właśnie czuję w taki sposób teraz. Także jakby mój post był trochę chaotyczny to wiecie.. Zwalcie to na moje samopoczucie.

Pojechaliśmy z Nathanem do Knoxville, Tennessee (3,5h drogi autem od nas na północ). On do pracy, ja na "zwiedzanie". W sumie nic ciekawego nie widziałam i żałuję, bo nie mam o czym opowiedzieć. Jedyne zdjęcie jakie zrobiłam, to foto wegańskiej kokosowo-czekoladowej babeczki. Pycha!

Fang zabiera Alicię na tydzień na jakiś rejs, chyba w poniedziałek, ale nie jestem pewna, bo dogadanie się z tą kobietą graniczy z cudem... A do mnie we wtorek przylatuje Monika, która aktualnie jest au pair pod Bostonem i myślę, że fajnie spędzimy czas! No i mam nadzieję, że wtedy będę miała trochę zdjęć, bo ostatnio żadnych nie robię... Ale wrzuciłam dzisiaj krótki filmik z Cleo na Instagram, który zobaczyć możecie TUTAJ :)



Obejrzałam jakiś czas temu na YouTube ten słynny wykład motywacyjny Łukasza Jakóbiaka. Przedwczoraj przy okazji rozmowy z Nathanem przypomniałam sobie o nim i pomyślałam, że Wam napiszę to, o czym kompletnie zapomniałam, a co przyszło mi do głowy po obejrzeniu go i o czym zresztą rozmawiałam z moimi koleżankami i siostrą. Opowiadał on tam o tym, jak osiągnął swoje cele, którymi wtedy były spotkania z różnymi gwiazdami. Twierdzi, że jego historie będą motywacją dla innych. Czy są dla mnie? Nie. W sumie jakbym mogła to zmieniłabym "wykład motywacyjny" na "historyjka o zdjęciu z Lady Gagą" ;) Ale skoro tak już zostało to nazwane, to tego będę się trzymać, bo w końcu nie ode mnie to zależy. Wykład ten nosi tytuł "Skąd brać siłę i motywację do realizacji swoich marzeń?" i obejrzeć go możecie klikając TUTAJ.

Znacie to powiedzonko, że Polak zawsze coś wykombinuje? Wydaje mi się, że nie ma osoby, która by tego nie słyszała. Wszystko było okej, dopóki nie usiadłam i nie poczytalam kilku artykułów oraz nie zobaczyłam wspomnianego przeze mnie przed chwilą filmiku. Tak się zastanowiłam... Czy to kombinowanie i spełnianie swoich marzeń musi wiązać się z kłamaniem, łamaniem przepisów, manipulowaniem? Jeśli czyimś największym marzeniem jest spotkanie Lady Gagi i później prowadzenie "wykładów" na ten temat jeżdżąc po całej Polsce chwaląc się tym zdjęciem, to proszę bardzo, nie mój interes. Ale powiem Wam szczerze, że nie podoba mi się to i tego typu osoby nie są żadnym wzorem do naśladowania dla mnie. I wcale nie jestem zazdrosna, uprzedzając myśli niektórych :), bo sama w życiu zrobiłam mnóstwo - w moim odczuciu - świetnych rzeczy i rozmawiałam ze sławnymi na całym świecie ludźmi i nie tylko. I nie musiałam ani kłamać, ani udawać kogoś kim nie jestem, ani łamać żadnych przepisów, bo da się bez tego. W zamian niektórzy dumni są z tego, jak bardzo potrafią wkręcać innych. I ja nie mówię tylko o Łukaszu, bo znam więcej przypadków tego typu. Później czytam w internecie komentarze, że uczciwie nic się nie da w Polsce załatwić i... załamuję ręce. Przykre to jest według mnie.

Swoją drogą, z filmiku nie dowiedziałam się niczego na temat tego, co zostało zawarte w tytule i wtedy pomyślałam też sobie o jeszcze jednej rzeczy. Myślę, że jeśli ktoś na siłę potrzebuje kogoś innego do zmotywowania go to znaczy, że tak naprawdę nie chce/nie potrzebuje zrobić tego, co siedzi mu w głowie. Naklejanie załóżmy zdjęć bardzo szczupłych dziewczyn na lodówkę po to, by pomóc sobie schudnąć jedząc mniej mija się z celem i, według mnie, jest krzywdzące (a nawet pewna psycholog poradziła ten sposób!). Jeśli ja chcę czegoś, to żadna motywacja nie jest mi potrzebna, bo po prostu wstaję i to robię albo przynajmniej się staram. Natomiast jeśli coś stoi mi na przeszkodzie, to najpierw zajmuję się tą rzeczą, zamiast odsuwać ją na bok, bo to jest zawsze coś ważnego. I myślę, że to tak działa u wszystkich, tylko nie każdy zdaje sobie z tego sprawę.

Także żadnych postów motywacyjnych u mnie nie zobaczycie :) A przynajmniej nie takich celowych.


Życzę powodzenia w spełnaniu marzeń i do następnego!
Aga



PS. W sierpniu mój blog obchodzić będzie drugie urodziny! Szykuję z tej okazji małą niespodziankę :)
PS2. Wiecie, co Wam powiem? Ostatnio nie pałam jakąś pozytywną energią i w sumie myślę, że da się to wyczuć, nie? Mam kilka schodów przed sobą, po których muszę wejść i nie jest to łatwe, ale dam radę!

18 comments:

  1. Ja lubię Twoje posty o wszystkim i o niczym :) To już 2 lata , szybko zleciało , czekam na urodzinowego posta :) Schody kiedyś się skończą , pewnie że dasz rade! :)

    www.paulaintheusa.blogspot.com

    ReplyDelete
  2. Hej Aga, tak z ciekawości - jak radzisz sobie z gotowaniem jako ŻONA i MAMA? Pytam głównie dlatego, że z tego co pamiętam jesteś wege i zastanawiam się jak to mogłoby funkcjonować? :)
    Pozdrawiam Cię i życzę Ci odgonienia choróbska,
    Asia

    ReplyDelete
    Replies
    1. Hej :)

      Dobrze pamiętasz! Jako że wegetarianką jestem od lat, to już w aplikacji au pair wpisałam, że nie jem mięsa, ale jeśli rodzina nie jest wegetariańska, to nie przeszkadza mi to - po prostu ja nie będę jeść tego samego. Po moim przylocie Nathan sam zdecydował, że przestanie jeść mięso na miesiąc i zobaczy, jak się będzie czuł i w ogóle, tak z ciekawości. I już do tego nie wrócił! Także tutaj uszczęśliwił mnie od początku :D On od jakiegoś czasu nie pił krowiego mleka i mnie do tego przekonał, więc i ja przestałam je pic (aktualnie zagłębiam się w ten temat pod względem naukowym). Jeśli chodzi o Alicię to ona jeszcze długo po tym jadła mięso i piła krowie mleko, i ja nie miałam zamiaru jej do niczego zmuszać, bo ona ma prawo sama zdecydować, co będzie jeść. Wiadomo, że 5 letnie dziecko nie ugotuje sobie obiadu samemu, więc powiedziałam, że jeśli chodzi o jakieś tam mrożone mięso w stylu nuggetsy itd. to mogę jej kupić, wsadzić do piekarnika i dać. Natomiast nie będę przygotowywać mięsa od początku, nie będę tego kroić ani nic robić, bo mnie to zwyczajnie obrzydza i kłóci się z moimi przekonaniami tak co do zdrowia, jak i pod względem etycznym. Przez długi czas Margie była osobą, która gotowała obiady i były one wegetariańskie. Alicia pytała kilka razy ,dlaczego nie jem mięsa i mówiłam jej prawdę. Po jakimś dłuższym czasie, po wyprowadzce Margie, Alicia zapytała JAK ludzie produkują mięso i JAK produkują mleko. Ani ja, ani Nathan nie ukrywaliśmy przed nią prawdy i gdy ją poznała, to zdecydowała, że już tego nie tknie. Także efekt jest taki, że nikt z nas nie je mięsa i nikt nie pije krowiego mleka, czyli nie ma problemu :) Alicia czasem ma na coś ochotę, po czym zapyta "czy w tym jest mleko?", więc odpowiadam na tego typu pytania uczciwie - czasem zdecyduje zjeść mimo zawartości mleka, ale zazwyczaj jednak wybiera coś innego. Ja teraz przeszłam na weganizm i nie jem ani nabiału, ani nic innego pochodzenia zwierzęcego, natomiast Alicia i Nathan jedzą sery, czekoladę mleczną, tradycyjne lody... Ja ich do niczego nie będę zmuszać, bo to ich wybór, ale ja gotować będę już tylko wegańskie posiłki, które im smakują, więc tutaj również nie ma problemu :) Gdyby im nie smakowały, to zastanowilibyśmy się razem, co z tym zrobić. Na szczęście możliwości jest mnóstwo i np. właśnie w tym momencie jem własnoręcznie upieczone (no ok, z Nathanem) ciasteczka czekoladowe bez dodatków ani mleka, ani jajek, ani prawdziwego masła :)

      Nie wiem czy zrozumiałam pytanie "jak to mogłoby funkcjonować", więc nie wiem czy na nie odpowiedziałam. Jeśli masz jakieś dalsze pytania czy wątpliwości, to wal śmiało!

      Pozdrowienia!

      Delete
    2. Dziękuję za odpowiedź, jak najbardziej mnie zrozumiałaś :) Domyślałam się, że teraz to głównie na Tobie spoczywa obowiązek gotowania. Co za tym idzie pomyślałam, że sytuacja, w której musiałabyś przygotowywać surowe mięso, którego z powodu własnych przekonań (tu akurat etycznych i zdrowotnych, ale tak samo mogłoby być w przypadku np. wyznawców różnych religii) nie jadasz byłaby mocno niekomfortowa. Z drugiej strony tak jak napisałaś, dziecko nie ugotuje sobie samo obiadu. Na to, że całą rodzinką jesteście wege nie wpadłam ;)
      Jedzenie jest jedną z głównych czynności w naszym życiu, więc wydaje mi się, że dylematy etyczne muszą się w związku z nim prędzej czy później pojawić, a ja lubię zastanawiać się nad różnymi codziennymi aspektami naszej egzystencji. Przez długi czas na przykład nie rozumiałam, co weganom przeszkadza w piciu mleka ("bo przecież krowa/koza nie umiera, kiedy się je jej odbiera, a kiedy karmi młode to wtedy się jej nie doi" - myślałam). Dopiero niedawno zrozumiałam, że mleko jest nierozerwalnie związane z zabijaniem, może nie bezpośrednim, ale ze zgodą na nie.
      Sama na razie nie mogę całkowicie zrezygnować z jedzenia mięsa, ale z ciekawością obserwuję wszelkie nowinki w dziedzinie kuchni wegetariańskiej/wegańskiej i rozmawiam o tym z różnymi ludźmi :)
      A.

      Delete
    3. Z jednej strony tak, ale też często gotujemy obiady z Nathanem razem :) No i masz rację, byłoby to niekomfortowe i tego na pewno nie zrobię.
      Właśnie wspomniałaś o tym, co mi trochę przeszkadza - nieświadomość. Mnóstwo ludzi nie ma zielonego pojęcia, jak to wszystko jest robione i nie chcą wiedzieć, co mnie zadziwia. A jak wiedzą, to często udają, że to tak wcale nie jest! Pamiętam, jak kiedyś moja znajoma zajadała się jakąś kiełbasą i zapytała: "Aga, a ty nie chcesz spróbować? Pycha!" Odpowiedziałam, że nie, bo nie jem mięsa, więc zapytała dlaczego. Powiedziałam jej, że mogę jej opowiedzieć, jeśli ma ochotę słuchać, ale to zależy tylko i wyłącznie od niej, bo generalnie to jej decyzja czy je tę kiełbasę, czy nie. Powiedziała, że tak, chce. Zaczęłam więc mówić, a ona przerwała mi po kilku zdaniach i się na mnie obraziła, bo "jak ja mogę mówić o takich rzeczach przy jedzeniu?!" No cóż, sama zapytała.

      Delete
  3. Lubie Twoje posty o "niczym", bo i tak zawsze są o czymś.
    Ja dostałam z pracy zaproszenie na wykład Łukasza Jakóbka aby się motywować i ani mnie to nie zmotywowało ani zaciekawiło. Kompletnie nic nie wniosło, jest sobie facet i gada o Lady Gadze...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Cieszę się :) I widzę, że mamy podobne zdanie!

      Delete
  4. Zdrowiej słońce, bo wtorek już niedługo! :D

    ReplyDelete
  5. http://www.edziecko.pl/jedzenie/1,79379,15557074,_Dieta_wegetarianska_szkodzi_dzieciom___A_jak_jest.html

    Ciekawy i obiektywny artykul zwierający dane naukowe. Warto przeczytać tym bardziej ze autorzywcale nie sa przeciwko wege tylko sugerują na co zwrocic szczegolna uwagę podczas stosowania takiej diety u dzieci.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Przeczytałam i szczerze mówiąc powyższy artykuł nie wniósł nic interesującego czy też nowego dla mnie. Ale dzięki mimo to!

      Delete
  6. Rozumiem powód zrezygnowania z jedzenia mięsa i wyrobów mleko-pochodnych. Jest mi bliski. Ale żywność (prawie każda) w dzisiejszych czasach zawiera substancje, które nam szkodzą. Bardzo trudno jest kupić naprawdę zdrową żywność. Myślę, że w USA jest to szczególnie trudne. Po USA roślinne GMO hula pomimo tego, że nikt nie wie jak taką żywność wbuduje w siebie organizm ludzki, bo nikt nie robił badań tak rozciągniętych w czasie, więc nie powinno się tej żywności dopuścić do sprzedaży. Dla bezpieczeństwa. Ale naczelną wartością jest zysk a nie zdrowie konsumenta. Mięso zwierząt zawiera z kolei całe mnóstwo hormonów i antybiotyków, dodatkowo hormony stresu, które są wydzielane przez organizm podczas zabijania. Trudno więc uznać je za zdrowe. Ale coś jeść trzeba. Najlepiej byłoby mieć własną małą farmę z niewielką hodowlą grzebiących luzem dożywotnio kur.

    ReplyDelete
    Replies
    1. No bo w sumie prawda jest taka, że w dzisiejszych czasach o wszystkim można trąbić jako np. "rakotwórczym". Przykre, nie? I to, że dzisiaj wszystkim rządzi pieniądz to całkowita prawda.
      Powiem Ci, że ja nie mam trudności z kupowaniem zdrowej żywności. Nie uważam, żeby było to aż tak trudne. Gdy coś wybieram, to oglądam ze wszystkich stron i zwracam uwagę na opisy, czytam składy, itp. I byłam nieco zaskoczona, jak poczułam sporą różnicę w smaku gdy zaczęłam kupować produkty organiczne, chociaż w sumie to nie wiem czemu mnie to zaskoczyło. Różnica jest oczywiście na plus :)
      I tak a'propos tego, co napisałaś, że w USA jest to pewnie szczególnie trudne. Właśnie w Polsce krąży takie przekonanie, że w Ameryce jedzenie jest taaaaaaaaaakie niedobre, takie niezdrowe... Nie mam pojęcia, gdzie Ty mieszkasz, natomiast ja prawie zawsze, gdy to słyszę, to staram się jakoś pokazać, że wcale tak nie jest. Tzn. oczywiście można jeść same śmieci, to nie jest jakoś szczególnie trudne i czasochłonne. Ale spokojnie znaleźć można też dobre jedzonko, zdrowe, organiczne, z przeróżnymi znaczkami kontrolnymi tak w normalnych marketach, jak i w tych moich ulubionych tylko ze zdrową lub nawet samą wegańską żywnością :) I ja się cieszę z tego powodu, bo żyje mi się łatwiej.
      Pozdrowienia i spodobał mi się Twój komentarz :)

      Delete
  7. Zakładam, że jest tak jak piszesz pod warunkiem, że informacje o tym, czy żywność jest transgeniczna znajdują się na etykietach.

    http://www.polskieradio.pl/42/273/Artykul/1410991,W-USA-nie-chca-znakowac-zywnosci-GMO-To-skomplikuje-umowa-o-wolnym-handlu-miedzy-UE-a-USA

    Warto również przeczytać poniższy artykuł:

    https://transgeniczneorganizmy.wordpress.com/tag/cargil/

    ReplyDelete