W zwiazku z tym, ze nie bedzie mnie tu co najmniej dwa tygodnie (o tym na koncu), dzisiejsza notka to takie combo wszystkiego, co by zostawic Wam troche do poczytania na ten czas :).
Nie ma raczej zadnych konkretnych procentowych danych, ktore mowilyby, ile dokladnie Amerykanow potrafi powiedziec z cala pewnoscia, gdzie lezy Polska (mapki sprawdzajace ich wiedze na temat krajow europejskich: KLIK). Przypuszczam, ze niewielu. Nie dziwi mnie to jednak, bo Ameryka to olbrzymi kraj, a Polska, wedlug mnie, jest malo znaczaca na swiecie. Po co wiec ludzie tutaj mieliby zawracac sobie tym glowe? Troche bez sensu. Poza tym, przypuszczam, ze spora czesc obywateli USA nie bylaby w stanie wskazac wszystkich stanow na mapie mimo tego, ze to jest ich kraj. Denerwuje mnie jednak podejscie niektorych Polakow do tej sprawy, mianowicie: "Amerykanie to idioci, bo nie wiedza, gdzie lezy Polska". Tutaj nasuwaja mi sie takie pytania... Ilu Polakow potrafi prawidlowo wskazac na mapie wszystkie wojewodztwa (przypominam: jest ich tylko 16)? Ilu Polakow potrafi wymienic (nie wskazac na mapie, po prostu wymienic) przynajmniej 10 stanow Ameryki (mapki sprawdzajace wiedze Brytyjczykow - byla gdzies taka z Polakami, nie moge znalezc, ale efekt prawie identyczny - KLIK)? Wiadomo, ze kraj i stan to dwie rozne rzeczy, ale mimo wszystko. Tak samo jak spora czesc osob w Polsce nie potrafi wskazac wszystkich europejskich krajow. Dlaczego wiec ludzie maja takie zdania o Amerykanach, skoro sami nie sa lepsi?
***
Nie ma raczej zadnych konkretnych procentowych danych, ktore mowilyby, ile dokladnie Amerykanow potrafi powiedziec z cala pewnoscia, gdzie lezy Polska (mapki sprawdzajace ich wiedze na temat krajow europejskich: KLIK). Przypuszczam, ze niewielu. Nie dziwi mnie to jednak, bo Ameryka to olbrzymi kraj, a Polska, wedlug mnie, jest malo znaczaca na swiecie. Po co wiec ludzie tutaj mieliby zawracac sobie tym glowe? Troche bez sensu. Poza tym, przypuszczam, ze spora czesc obywateli USA nie bylaby w stanie wskazac wszystkich stanow na mapie mimo tego, ze to jest ich kraj. Denerwuje mnie jednak podejscie niektorych Polakow do tej sprawy, mianowicie: "Amerykanie to idioci, bo nie wiedza, gdzie lezy Polska". Tutaj nasuwaja mi sie takie pytania... Ilu Polakow potrafi prawidlowo wskazac na mapie wszystkie wojewodztwa (przypominam: jest ich tylko 16)? Ilu Polakow potrafi wymienic (nie wskazac na mapie, po prostu wymienic) przynajmniej 10 stanow Ameryki (mapki sprawdzajace wiedze Brytyjczykow - byla gdzies taka z Polakami, nie moge znalezc, ale efekt prawie identyczny - KLIK)? Wiadomo, ze kraj i stan to dwie rozne rzeczy, ale mimo wszystko. Tak samo jak spora czesc osob w Polsce nie potrafi wskazac wszystkich europejskich krajow. Dlaczego wiec ludzie maja takie zdania o Amerykanach, skoro sami nie sa lepsi?
Nie spedzilam tu jeszcze nie wiadomo ile czasu, dzisiaj mija moj 80. dzien, ale wydaje mi sie, ze tyle wystarczy, by moc napisac swoje spostrzezenia dotyczace Amerykanow na podstawie tego, co sie wczesniej slyszalo i co zdazylam zaobserwowac...
1. Po co ubierac sie w normalne ciuchy, jadac do supermarketu? Przeciez pizama jest taka wygodna!
PRAWDA!!!! Ile razy ja widzialam ludzi w pizamach w sklepach, to nie zlicze. Mowie tu o supermarketach spozywczych, chociaz w centrach handlowych widok welurowych dresow tez nie jest mi obcy. Ja rozumiem, ze to pewnie zaoszczedzenie czasu, bo wystarczy wyskoczyc z lozka, zlapac portfel, kluczyki do auta i jazda, ale ja jednak praktykowac tego nie bede. A skoro im to pasuje, to krzyzyk na droge.
PRAWDA!!!! Ile razy ja widzialam ludzi w pizamach w sklepach, to nie zlicze. Mowie tu o supermarketach spozywczych, chociaz w centrach handlowych widok welurowych dresow tez nie jest mi obcy. Ja rozumiem, ze to pewnie zaoszczedzenie czasu, bo wystarczy wyskoczyc z lozka, zlapac portfel, kluczyki do auta i jazda, ale ja jednak praktykowac tego nie bede. A skoro im to pasuje, to krzyzyk na droge.
2. Paczki zostawiane pod drzwiami.
To jest norma tutaj, czy co? Nie wiem, czy wszedzie tak jest, ale u mnie dostarczanie paczek wyglada tak, ze kurier zostawia je pod tylnymi drzwiami do domu i tyle. Nie dzwonia, nie pukaja, nie ma zadnego dawania podpisow, ani nic. Po prostu paczka lezy sobie pod drzwiami i czeka, az ktorys z domownikow bedzie wychodzic (powiedzialabym raczej, ze wyjezdzac - punkt nastepny) i zauwazy, ze cos lezy.
Btw, moja siostra wyslala mi ostatnio paczke i zostala ona zatrzymana przez celnikow... Czytalam o przypadkach, ze przesylki po takiej kontroli dostarczane byly bez zawartosci, wiec mam nadzieje, ze moja dotrze w calosci, bo jak strace moje ulubione sukienki i pare butow, to mnie krew zaleje.
3. Amerykanie to lenie - wszedzie jezdza samochodami.
Faktem jest, ze jezdza autami non stop i ciezko zobaczyc kogokolwiek spacerujacego. Pytanie tylko czy okreslenie ich "leniami" jest tutaj odpowiednie. Po pierwsze dlatego, ze w tych mniejszych miasteczkach czasami nie ma chodnikow (u mnie sa, ale obejscie calego 'osiedla' dookola zajmuje mi zawrotne 10 minut). Po drugie, odleglosci tutaj sa olbrzymie! Jesli nagle zabraknie mi np. soli, to nie moge wyskoczyc na dol (w Warszawie mialam Carrefour pod blokiem), tylko musze wsiasc w auto i jechac, gdyz, jak juz Wam pisalam, ja do najblizszego supermarketu mam 5 mil, co daje w przyblizeniu 9 km, i cala droge trzeba przejsc poboczem, po trawie. Nie wyobrazam sobie 50letniej kobiety lub matki z dzieckiem, robiacej tam zakupy i dymajacej taki kawal w te i we wte. Ja moge, ale tez nie codziennie i na pewno nie z pelnymi siatami jedzenia. Wiadomo, ze auto to o wiele szybszy i wygodniejszy sposob dotarcia gdziekolwiek.
Nie mowie tu o miastach typu Nowy Jork, czy Atlanta, bo to troche co innego. Tam sa normalne chodniki :D i komunikacja miejska, wiadomo.
4. Wszyscy sa otyli, bo objadaja sie w McDonald's, popijajac jednoczesnie Coca-Cole Zero.
Tutaj powiedzialabym, ze nie do konca tak jest. To znaczy, faktem jest, ze widze BARDZO duzo grubych ludzi, naprawde ogromne ich ilosci i powiem szczerze, ze nie moge zrozumiec, jak oni moga doprowadzic sie do takiego stanu. To jest przykra prawda. Jedzenie tutaj nie nalezy do najzdrowszych, prawie wszystko to mrozone zarcie, ktore wytarczy wlozyc do mikrofalowki na chwile i juz. Ludzie raczej nie gotuja sami. Albo kupuja gotowce, albo jedza na miescie (niekoniecznie w McDonald's). Przez ten czas, ktory tu spedzilam, w roznych restauracjach bylam wiecej razy, niz przez cale zycie, spedzone w Polsce. To, co zobaczylam od razu, to fakt, ze porcje sa o wieeeeele wieksze, dlatego powszechne jest proszenie o pudelka, do ktorych mozna wlozyc sobie jedzenie i wziac do domu na pozniej. Mi rzadko zdarza sie dojadac do konca, naprawde. I to jest chyba ten problem, z ta roznica, ze ja znam umiar, a niektorzy ludzie nie. Jesli chodzi o picie, to wszystko tu jest o wiele slodsze, takie mam wrazenie. Ja nie lubie slodkich napojow i nie pije w ogole nic gazowanego, ale slyszalam, ze zwyklej Coli nie da sie napic, bo ma w sobie tone cukru. Stad zamawianie tej bez jego zawartosci do posilkow w McDonald's ;). + Wplyw na sprawnosc fizyczna (albo jej brak) ma tez to, co napisalam w punkcie nr 3.
5. Pytania w stylu "czy w Polsce macie kolorowa telewizje?" sa na porzadku dziennym.
Nie wiem, jakimi ludzmi otaczaja sie osoby, ktore maja takie zdanie (cytat z internetu), ale ja sie z czyms takim nie spotkalam. Jedynie jedna osoba zapytala, jakim jezykiem w Polsce sie poslugujemy (btw, wiecie, w jakim jezyku mowi sie w Andorze?...). Wiecej tego typu przypadkow nie mialam. Odnotowalam za to kilka innych, o ktorych chce tu wspomniec...
-> Raz w jednym sklepie zaczepil mnie jakis facet, na ok. 30 lat. Powiedzial, ze chce kupic cos swojej dziewczynie, ale nie mogl ogarnac jednej rzeczy zwiazanej z rozmiarem i poprosil o pomoc. Pomoglam mu wiec, a gdy spotkalismy sie pozniej przy kasie, zapytal, skad jestem. Powiedzialam, ze z Polski, a on na to: "oooo, to pewnie cieszysz sie, ze tu nie ma takiej zimy, jaka tam czasem mialas?".
-> Niedawno poszlam sobie kupic kawe i barista zapytal mnie o moje imie. Powiedzialam "Aga", bo szybciej sie to literuje, niz "Agnieszka" ;), na co on zapytal, skad pochodze. Powiedzialam wiec, a on wtedy: "ale super! Krakow? Warszawa?". Gdy podalam mu karte, zeby zaplacic, odpowiedzial: "dziekuje!". Po polsku.
-> Zaczepila mnie pani, ktora rozdawala ulotki i zapraszala do salonu fryzjerskiego na "darmowa" stylizacje. Podziekowalam grzecznie, a ona zapytala, skad jestem i gdy odpowiedzialam, to uslyszalam pytanie: "stolica jest Warszawa, prawda?".
Moglabym wymienic wiecej tego typu przykladow, bo mam ich naprawde sporo. To taka probka. Nie wiem, moze ja mam po prostu szczescie do ludzi, ktorych spotykam, ale naprawde wszystkie reakcje, jakich doswiadczylam do tej pory, byly mega pozytywne i nikt nie dziwil sie: "Polska? co to?". Nie, nie bylo ani jednej takiej sytuacji.
6. Amerykanie to bardzo otwarci, mili i pomocni ludzie.
TAK, TAK i jeszcze raz TAK. Wiadomo, ze kazdy czlowiek jest inny, ma swoj wlasny charakter i w ogole, dlatego jestem pewna, ze gdzies tam sa i tacy, ktorzy sa mega - uzyjmy tego slowa - staroswieccy, zamknieci, itp. Generalnie jednak nie spotkalam jeszcze takiej osoby, a ich podejscie do kazdego kolejnego dnia, bardzo mi sie podoba. W Polsce jestesmy bardzo ponurzy, nie oszukujmy sie. Ludzie na ulicach chodza ze spuszczonymi glowami, a jak widza kogos, kto idzie i usmiecha sie szeroko, to mysla, ze jest jakis powalony. Tutaj pozytywne podejscie jest na porzadku dziennym. Ludzie usmiechaja sie do innych, totalnie obcych osob, witaja sie, pytaja, co slychac. Nie raz, gdy spaceruje po parku, ucinam sobie pogawedki z przypadkowo spotkanymi osobami. Naprawde nadal bardzo mi sie to podoba! Od razu czuje sie lepiej, serio. Raz jedna kelnerka powiedziala mi, ze bardzo jej sie podobaja moje dlonie, po czym zaczela sie smiac i powiedziala, ze moze nie powinna tego mowic, ale naprawde chciala, wiec to zrobila. Innym razem jedna kobieta, na oko powiedzmy 30 letnia, powiedziala mi, ze mam niesamowite oczy, a jeszcze kiedy indziej, gdy targalam do auta jakies 8 siatek z roznymi rzeczami, podszedl do mnie starszy, siwy pan i powiedzial, ze chce mi pomoc, bo widzi, ze jest mi ciezko.
Kultura jazdy tez jest na wysokim poziomie, przynajmniej w mojej okolicy. Pomijam jedynie to, o czym juz pisalam, ze nie uzywaja kierunkowskazow, ale tak poza tym, to naprawde jest spoko. Ludzie wpuszczaja sie nawzajem bez zadnego problemu, nie wpychaja sie na skrzyzowaniach ze stopem, kiedy to pierwszenstwo ma ten, kto sie zatrzymal jako pierwszy, tylko, jesli nie sa pewni, kto powinien jechac (czasem ciezko stwierdzic, bo zdarza sie, ze dwa auta zatrzymuja sie w tym samym momencie), to czekaja, machaja dlonmi i wszystko idzie naprawde plynnie.
W taki sam sposob wyglada sprawa z pomaganiem, gdy sie czegos potrzebuje. Mialam zaledwie kilka takich sytuacji, gdy musialam zapytac jakiegos przechodnia o cos i nie bylo z tym zadnego, najmniejszego problemu. Gdy ktos czegos nie wiedzial, to sprawdzal w internecie lub pytal kogos innego. Zawsze kazdy sie zatrzymuje z usmiechem, a nie z laska (nie chodzi o drewniana laske haha coz, brak polskich znakow...). Bardzo mi sie to podoba.
Ludzie nie maja problemu z tym, kiedy ktos nie do konca potrafi powiedziec cos po angielsku (za to Francuzi nienawidza tego, gdy ktos nie potrafi mowic po francusku, bedac tam). Strasznie mi jest milo za kazdym razem, gdy mowia mi, ze bardzo im sie podoba moj akcent i maja nadzieje, ze sie on nie zmieni. Gdy czasami np. zapomne jakiegos slowa czy cokolwiek, to wyjasniam naokolo, co chcialabym powiedziec, a ludzie naprawde potrafia czasem pomoc, co jest super, bo to sprawia, ze nie czuje nic, co mogloby mnie zablokowac i gadam po angielsku od samego poczatku, ile tylko wlezie, bez zadnych obaw. Tylko dlatego, ze wiem, ze nie spotkam sie z zadnymi negatywnymi reakcjami.
7. Kupujesz cos i nagle przestaje ci sie to podobac? Zwroc!
Ja co prawda nie mialam sytuacji, kiedy chcialam zwrocic cos, co nagle przestalo mi sie podobac, ale wiem, ze zwroty w takiej sytuacji sa na porzadku dziennym, a ludzie w sklepach nie robia problemow. Pisalam Wam o tym, ze zepsul mi sie laptop i dostalam nowy w ciagu 10 minut mimo tego, ze nie mialam rachunku na ten stary!
Chcialabym cos jeszcze napisac, ale juz i tak masakrycznie przeslodzilam te notke, czyz nie? To jest po prostu moje zdanie na ten temat. Wiadomo, ze kazdy ma swoje wlasne doswiadczenia, ktore moga roznic sie od moich, ale ja po prostu do tej pory spotkalam sie tylko i wylacznie z samymi pozytywnymi ludzmi i wszystko widze przez rozowe okulary nadal. Kazdy kolejny dzien przynosi cos nowego, cos ciekawego, godnego zapamietania. Dlatego mam tego bloga, zeby tu zapisywac i dla mnie, i dla Was :).
Jesli chodzi o Miami... Drugi raz polecialam sama. Host podrzucil mnie na lotnisko w czwartek rano i jazda! Po tym mega opoznieniu, gdy wracalismy z Nowego Meksyku, spalam tylko niecale 3 godziny, wiec przespalam caly lot, ktory trwa 1,5h. Lecialam na MIA, czyli lotnisko miedzynarodowe (drugie jest w St. Lauderdale - tam lecielismy poprzednim razem) i z tamtego miejsca zlapalam tranfer pod sam hotel, za ktory zaplacilam $21. Zatrzymalam sie w miejscu na Washington Avenue, co bylo genialnym miejscem, bo na South Beach, bardzo blisko plazy i wielu innych, ciekawych miejsc, no i 5 minut drogi od Mansion Nightclub, gdzie wieczorem szlam na wystep Chippendales ;). Po przylocie polazilam sobie troche po miescie, przeszlam sie po plazy i generalnie fajnie mi bylo, bo bylam sama i moglam odetchnac troche. Dawno nie mialam okazji do tego, wiec super. W dzien, kiedy przylecialam, bylo co prawda dosc cieplo, ale wial ogromny wiatr, co sprawialo, ze mialam gesia skorke na ciele prawie caly czas. Tak czy siak, widoki sprawialy, ze i o tym szybko sie zapominalo!
Wieczorem ogarnelam sie troche, w sumie to nawet bardzo, no i poszlam do klubu. W tamtym momencie troche bylo mi dziwnie, ze bylam sama, bo wszystkie dziewczyny byly w jakichs grupkach, mialy kolezanki czy cos. No ale bawic sie i tak dobrze bawilam, wiec w sumie co za roznica. Wystep oczywiscie bardzo mi sie podobal, byl troche inny niz w Europie, wiec mialam okazje zobaczyc kilka nowych numerow. Sama sala byla bardzo mala, w koncu to klub. Zaledwie siedem rzedow w publicznosci! Ale plusem tego bylo to, ze wszyscy wszystko widzieli.
W ciagu dnia, gdy siedzialam w kawiarni i probowalam wypic kawe (jakos mi nie wchodzila, co bylo mega dziwne, bo ja uwielbiam kawe), zobaczylam, ze do tego samego miejsca wszedl jeden z grupy z managerka. Fakt, ze nie przepadam za nim, ale stwierdzilam, ze co tam, zagadam. Tym bardziej, ze zatrzymal na mnie wzrok na dosc dlugi czas, co sprawilo, ze zaczelam sie zastanawiac, czy mnie kojarzy, skoro bylam wczesniej na 11 wystepach. Pogadalam wiec z nimi chwile, powiedzialam, skad jestem, itp. Po wystepie owa managerka podeszla do mnie i zapytala, jak mam na imie, podajac mi reke. Powiedziala tez, ze jak mnie zobaczyla wczesniej, to od razu pomyslala: "znam te twarz!". Pozniej, po wystepie, chlopaki tak fajnie na mnie zareagowali. Zawsze sie witali, bo pamietali mnie od dawna, ale spotkanie tutaj, w Ameryce... WOW. Zwlaszcza Josh. On byl w najwiekszym szoku i jak podchodzilam do zdjecia, to wstal i tak mnie scisnal, ze az nie moglam zlapac oddechu.
Nie zostalam na afterze, bo poprzedniej nocy, jak juz wiecie, prawie w ogole nie spalam i zwyczajnie mi sie nie chcialo.
Nastepnego dnia mialam sie spotkac z Joshem, ale od poczatku mowil, ze nie wie, o ktorej skoncza wywiady, wiec zobaczylismy sie na 5 minut, zeby sie pozegnac i tyle. Tego dnia bylo juz o wieeeele, wiele cieplej. Powiedzialabym nawet, ze goraco. Wymeldowalam sie z hotelu, zostawilam walizke i poszlam na miasto. Pozniej zalowalam, ze nie zalozylam krotkich spodenek, bo na plazy sie prawie spalilam na skware. Generalnie to opalilam sie i nastepnego dnia moj dekolt i ramiona byly czerwone, jak dojrzaly pomidor, serio. Nic mnie nie szczypalo ani nie bolalo, nigdy tego nie mam. Po prostu skora byla czerwona. Na szczescie teraz juz nie jest, ale opalenizna zostala ;).
Wrocilam do hotelu ok. 15 i pojechalam na lotnisko. Mialam zostac do soboty, ale pod wplywem kilku wydarzen zdecydowalam, ze wroce w piatek popoludniu. Samolot byl opozniony o 40 minut. W pewnym momencie az sobie pomyslalam, ze mam nadzieje, ze nie bede musiala siedziec tam znowu ponad 8 godzin, ale na szczescie nie tym razem :P. Jedna z pan pracujacych na lotnisku powiedziala, cytuje: "szanowni panstwo, wiecie, ze was kocham, prawda? Postaramy sie to ogarnac jak najszybciej!". To bylo naprawde fajne!
W ogole ile ludzi mnie tam zaczepialo, to ja nie zlicze. Jakbym szukala faceta, to bym miala co najmniej kilkanascie okazji. Ludzie podchodzili do mnie i pytali, skad jestem. Czasem nawet nie musialam nic mowic, a oni i tak pytali. Po prostu... Nie wiem, wygladalam inaczej czy cos :D. Dziwnie sie czulam troche, bo nie przywyklam do zwracania na siebie tak ogromnej uwagi, a juz tym bardziej tu, gdzie jest tyyyyyle bardzo roznych ludzi.
Jesli chodzi o poprzednia wizyte w Miami i moj nowy tatuaz... Chcieliscie zobaczyc, wiec dodaje zdjecie, bo juz teraz wyglada dobrze. Oto i on:
Teraz zegnam sie na co najmniej dwa tygodnie. Lecimy do Kalifornii!!!! Pierwsze trzy dni spedzimy na pewnego rodzaju konferencjach (opowiem pozniej, jak wrocimy), a pozniej zostajemy na dluzej, bo Nathan powiedzial, ze wie, ze marzylam o tym, zeby tam poleciec, wiec daje mi szanse :)). Generalnie to dal mi wolna reke w rozplanowaniu calej wycieczki, wiec jestem podekscytowana, ze bede mogla zobaczyc wszystko to, co naprawde chce i mam nadzieje, ze nie wymecze Alicii :P. Na pewno bedziemy w San Diego, Los Angeles, Santa Monica, Santa Barbara i San Francisco. Czy cos jeszcze, to sie okaze. NIE MOGE SIE DOCZEKAC!!!!!!!
Na do widzenia kolejna samojebka :).
Bajo! (Jeden z moich ulubionych skeczy, ktory sprawil, ze zaczelam uzywac tego slowa - KLIK.)
6. Amerykanie to bardzo otwarci, mili i pomocni ludzie.
TAK, TAK i jeszcze raz TAK. Wiadomo, ze kazdy czlowiek jest inny, ma swoj wlasny charakter i w ogole, dlatego jestem pewna, ze gdzies tam sa i tacy, ktorzy sa mega - uzyjmy tego slowa - staroswieccy, zamknieci, itp. Generalnie jednak nie spotkalam jeszcze takiej osoby, a ich podejscie do kazdego kolejnego dnia, bardzo mi sie podoba. W Polsce jestesmy bardzo ponurzy, nie oszukujmy sie. Ludzie na ulicach chodza ze spuszczonymi glowami, a jak widza kogos, kto idzie i usmiecha sie szeroko, to mysla, ze jest jakis powalony. Tutaj pozytywne podejscie jest na porzadku dziennym. Ludzie usmiechaja sie do innych, totalnie obcych osob, witaja sie, pytaja, co slychac. Nie raz, gdy spaceruje po parku, ucinam sobie pogawedki z przypadkowo spotkanymi osobami. Naprawde nadal bardzo mi sie to podoba! Od razu czuje sie lepiej, serio. Raz jedna kelnerka powiedziala mi, ze bardzo jej sie podobaja moje dlonie, po czym zaczela sie smiac i powiedziala, ze moze nie powinna tego mowic, ale naprawde chciala, wiec to zrobila. Innym razem jedna kobieta, na oko powiedzmy 30 letnia, powiedziala mi, ze mam niesamowite oczy, a jeszcze kiedy indziej, gdy targalam do auta jakies 8 siatek z roznymi rzeczami, podszedl do mnie starszy, siwy pan i powiedzial, ze chce mi pomoc, bo widzi, ze jest mi ciezko.
Kultura jazdy tez jest na wysokim poziomie, przynajmniej w mojej okolicy. Pomijam jedynie to, o czym juz pisalam, ze nie uzywaja kierunkowskazow, ale tak poza tym, to naprawde jest spoko. Ludzie wpuszczaja sie nawzajem bez zadnego problemu, nie wpychaja sie na skrzyzowaniach ze stopem, kiedy to pierwszenstwo ma ten, kto sie zatrzymal jako pierwszy, tylko, jesli nie sa pewni, kto powinien jechac (czasem ciezko stwierdzic, bo zdarza sie, ze dwa auta zatrzymuja sie w tym samym momencie), to czekaja, machaja dlonmi i wszystko idzie naprawde plynnie.
W taki sam sposob wyglada sprawa z pomaganiem, gdy sie czegos potrzebuje. Mialam zaledwie kilka takich sytuacji, gdy musialam zapytac jakiegos przechodnia o cos i nie bylo z tym zadnego, najmniejszego problemu. Gdy ktos czegos nie wiedzial, to sprawdzal w internecie lub pytal kogos innego. Zawsze kazdy sie zatrzymuje z usmiechem, a nie z laska (nie chodzi o drewniana laske haha coz, brak polskich znakow...). Bardzo mi sie to podoba.
Ludzie nie maja problemu z tym, kiedy ktos nie do konca potrafi powiedziec cos po angielsku (za to Francuzi nienawidza tego, gdy ktos nie potrafi mowic po francusku, bedac tam). Strasznie mi jest milo za kazdym razem, gdy mowia mi, ze bardzo im sie podoba moj akcent i maja nadzieje, ze sie on nie zmieni. Gdy czasami np. zapomne jakiegos slowa czy cokolwiek, to wyjasniam naokolo, co chcialabym powiedziec, a ludzie naprawde potrafia czasem pomoc, co jest super, bo to sprawia, ze nie czuje nic, co mogloby mnie zablokowac i gadam po angielsku od samego poczatku, ile tylko wlezie, bez zadnych obaw. Tylko dlatego, ze wiem, ze nie spotkam sie z zadnymi negatywnymi reakcjami.
7. Kupujesz cos i nagle przestaje ci sie to podobac? Zwroc!
Ja co prawda nie mialam sytuacji, kiedy chcialam zwrocic cos, co nagle przestalo mi sie podobac, ale wiem, ze zwroty w takiej sytuacji sa na porzadku dziennym, a ludzie w sklepach nie robia problemow. Pisalam Wam o tym, ze zepsul mi sie laptop i dostalam nowy w ciagu 10 minut mimo tego, ze nie mialam rachunku na ten stary!
Chcialabym cos jeszcze napisac, ale juz i tak masakrycznie przeslodzilam te notke, czyz nie? To jest po prostu moje zdanie na ten temat. Wiadomo, ze kazdy ma swoje wlasne doswiadczenia, ktore moga roznic sie od moich, ale ja po prostu do tej pory spotkalam sie tylko i wylacznie z samymi pozytywnymi ludzmi i wszystko widze przez rozowe okulary nadal. Kazdy kolejny dzien przynosi cos nowego, cos ciekawego, godnego zapamietania. Dlatego mam tego bloga, zeby tu zapisywac i dla mnie, i dla Was :).
***
Jesli chodzi o Miami... Drugi raz polecialam sama. Host podrzucil mnie na lotnisko w czwartek rano i jazda! Po tym mega opoznieniu, gdy wracalismy z Nowego Meksyku, spalam tylko niecale 3 godziny, wiec przespalam caly lot, ktory trwa 1,5h. Lecialam na MIA, czyli lotnisko miedzynarodowe (drugie jest w St. Lauderdale - tam lecielismy poprzednim razem) i z tamtego miejsca zlapalam tranfer pod sam hotel, za ktory zaplacilam $21. Zatrzymalam sie w miejscu na Washington Avenue, co bylo genialnym miejscem, bo na South Beach, bardzo blisko plazy i wielu innych, ciekawych miejsc, no i 5 minut drogi od Mansion Nightclub, gdzie wieczorem szlam na wystep Chippendales ;). Po przylocie polazilam sobie troche po miescie, przeszlam sie po plazy i generalnie fajnie mi bylo, bo bylam sama i moglam odetchnac troche. Dawno nie mialam okazji do tego, wiec super. W dzien, kiedy przylecialam, bylo co prawda dosc cieplo, ale wial ogromny wiatr, co sprawialo, ze mialam gesia skorke na ciele prawie caly czas. Tak czy siak, widoki sprawialy, ze i o tym szybko sie zapominalo!
Wieczorem ogarnelam sie troche, w sumie to nawet bardzo, no i poszlam do klubu. W tamtym momencie troche bylo mi dziwnie, ze bylam sama, bo wszystkie dziewczyny byly w jakichs grupkach, mialy kolezanki czy cos. No ale bawic sie i tak dobrze bawilam, wiec w sumie co za roznica. Wystep oczywiscie bardzo mi sie podobal, byl troche inny niz w Europie, wiec mialam okazje zobaczyc kilka nowych numerow. Sama sala byla bardzo mala, w koncu to klub. Zaledwie siedem rzedow w publicznosci! Ale plusem tego bylo to, ze wszyscy wszystko widzieli.
W ciagu dnia, gdy siedzialam w kawiarni i probowalam wypic kawe (jakos mi nie wchodzila, co bylo mega dziwne, bo ja uwielbiam kawe), zobaczylam, ze do tego samego miejsca wszedl jeden z grupy z managerka. Fakt, ze nie przepadam za nim, ale stwierdzilam, ze co tam, zagadam. Tym bardziej, ze zatrzymal na mnie wzrok na dosc dlugi czas, co sprawilo, ze zaczelam sie zastanawiac, czy mnie kojarzy, skoro bylam wczesniej na 11 wystepach. Pogadalam wiec z nimi chwile, powiedzialam, skad jestem, itp. Po wystepie owa managerka podeszla do mnie i zapytala, jak mam na imie, podajac mi reke. Powiedziala tez, ze jak mnie zobaczyla wczesniej, to od razu pomyslala: "znam te twarz!". Pozniej, po wystepie, chlopaki tak fajnie na mnie zareagowali. Zawsze sie witali, bo pamietali mnie od dawna, ale spotkanie tutaj, w Ameryce... WOW. Zwlaszcza Josh. On byl w najwiekszym szoku i jak podchodzilam do zdjecia, to wstal i tak mnie scisnal, ze az nie moglam zlapac oddechu.
Samojebki w lustrze zawsze spoko :P.
Vanja, Matt, Bryan
ja, Josh, Cody
Nastepnego dnia mialam sie spotkac z Joshem, ale od poczatku mowil, ze nie wie, o ktorej skoncza wywiady, wiec zobaczylismy sie na 5 minut, zeby sie pozegnac i tyle. Tego dnia bylo juz o wieeeele, wiele cieplej. Powiedzialabym nawet, ze goraco. Wymeldowalam sie z hotelu, zostawilam walizke i poszlam na miasto. Pozniej zalowalam, ze nie zalozylam krotkich spodenek, bo na plazy sie prawie spalilam na skware. Generalnie to opalilam sie i nastepnego dnia moj dekolt i ramiona byly czerwone, jak dojrzaly pomidor, serio. Nic mnie nie szczypalo ani nie bolalo, nigdy tego nie mam. Po prostu skora byla czerwona. Na szczescie teraz juz nie jest, ale opalenizna zostala ;).
Wrocilam do hotelu ok. 15 i pojechalam na lotnisko. Mialam zostac do soboty, ale pod wplywem kilku wydarzen zdecydowalam, ze wroce w piatek popoludniu. Samolot byl opozniony o 40 minut. W pewnym momencie az sobie pomyslalam, ze mam nadzieje, ze nie bede musiala siedziec tam znowu ponad 8 godzin, ale na szczescie nie tym razem :P. Jedna z pan pracujacych na lotnisku powiedziala, cytuje: "szanowni panstwo, wiecie, ze was kocham, prawda? Postaramy sie to ogarnac jak najszybciej!". To bylo naprawde fajne!
W ogole ile ludzi mnie tam zaczepialo, to ja nie zlicze. Jakbym szukala faceta, to bym miala co najmniej kilkanascie okazji. Ludzie podchodzili do mnie i pytali, skad jestem. Czasem nawet nie musialam nic mowic, a oni i tak pytali. Po prostu... Nie wiem, wygladalam inaczej czy cos :D. Dziwnie sie czulam troche, bo nie przywyklam do zwracania na siebie tak ogromnej uwagi, a juz tym bardziej tu, gdzie jest tyyyyyle bardzo roznych ludzi.
Jesli chodzi o poprzednia wizyte w Miami i moj nowy tatuaz... Chcieliscie zobaczyc, wiec dodaje zdjecie, bo juz teraz wyglada dobrze. Oto i on:
***
Teraz zegnam sie na co najmniej dwa tygodnie. Lecimy do Kalifornii!!!! Pierwsze trzy dni spedzimy na pewnego rodzaju konferencjach (opowiem pozniej, jak wrocimy), a pozniej zostajemy na dluzej, bo Nathan powiedzial, ze wie, ze marzylam o tym, zeby tam poleciec, wiec daje mi szanse :)). Generalnie to dal mi wolna reke w rozplanowaniu calej wycieczki, wiec jestem podekscytowana, ze bede mogla zobaczyc wszystko to, co naprawde chce i mam nadzieje, ze nie wymecze Alicii :P. Na pewno bedziemy w San Diego, Los Angeles, Santa Monica, Santa Barbara i San Francisco. Czy cos jeszcze, to sie okaze. NIE MOGE SIE DOCZEKAC!!!!!!!
Na do widzenia kolejna samojebka :).
Bajo! (Jeden z moich ulubionych skeczy, ktory sprawil, ze zaczelam uzywac tego slowa - KLIK.)