Tak, oczywisćie nie musicie zgadzać się z tym, co przeczytacie za moment. Chętnie poczytam Wasze sposoby na radzenie sobie z tzw. "niejadkami", wątpliwości co do poniższego tekstu, pytania, itp., więc czujcie się zaproszeni do komentowania! Chciałam tylko zaznaczyć, że pisanie, byśmy "wyluzowali", nic nie da, a jeśli już naprawdę chcielibyście, byśmy nie brali wszystkiego tak na poważnie, to proszę, byście podali jakieś powody, dlaczego i co dokładnie Wam przeszkadza, czy cokolwiek innego, co pomogłoby mi ustosunkować się jakoś do Waszego zdania. Ciężko jest mi bowiem odpowiadać na komentarze, w których nie ma nic poza zwykłym "wrzućcie na luz", bo naprawdę nie wiem, o co dokładnie chodzi, a nie chcę zgadywać.
***
________________________
Jedz to teraz!
Jedz szybciej, bo wystygnie!
Musisz to zjeść!
Nie ma znaczenia, że nie jesteś głodny!
Zjedz mięso przynajmniej!
Jeśli nie zjesz, nie pójdziesz się bawić!
Jesteś za wolny!
Nie pójdziesz nigdzie, póki tego nie zjesz!
Dużo czasu spędziłam gotując, więc jedz!
Nie denerwuj mnie!
Słyszeliście kiedykolwiek tego
typu rzeczy? Tak, ja też.
Kiedy byłam dzieckiem, nie mogłam wybrać, co bym
zjadła, a co bym zostawiła. Miałam przygotowane wcześniej posiłki i nikt nie
pytał, na co miałam ochotę. Moja babcia myślała co, jej zdaniem, ja i moja
siostra zjadłybyśmy i po prostu dawała nam talerze i mówiła, że mamy jeść. Bez
żadnego pytania, co chciałyśmy, bez pytania czy byłyśmy głodne. Był to czas na
jedzenie i tylko to się liczyło.
Pamiętam ten moment, kiedy siedziałąm przy stole i
miałam talerz z wątróbką na nim. Naprawdę nie chciałąm tego zjeść, bo nie
lubiłam (spróbowałam wcześniej) i ten zapach był okropny dla mnie. Powtarzałam,
jak bardzo nie chciałam i jak bardzo nie lubiłam tego, ale moja babcia nie chciała
słuchać i powtarzała tylko, że nie pójdę się bawić, dopóki nie zjem tej
obrzydliwej potrawy. Powiedziała, że potrzebuję mięsa, by rosnąć (nawiasem
mówiąc, organizm człowieka nie potrzebuje w ogóle mięsa zwierząt, by rozwijać się
prawidłowo, ale to jest temat na inny post) no i potrzebowałam jedzenia
ogólnie. Zaczęłam płakać, a ona się zezłościła. Nie pamiętam, jak się to
skończyło. Ale co wiem, to fakt, że wśród tych wszystkich wspomnień w mojego
dzieciństwa, to jedno jest jednym z kilku, które pamiętam niesamowicie dobrze i
mogę opowiedzieć wszystko - moją twarz, ciuchy, co ona miała na sobie, gdzie
byłyśmy, jak to miejsce wyglądało... To o czymś świadczy.
Kiedy ludzie mówią "mooje dziecko nie je
wystarczająco!", pierwszą rzeczą, jaką dobrze byłoby zrobić, byłoby
rozważenie różnych aspektów, a nie skupianiu się tylko na problemie, jaki
rodzic ma, że jego dziecko nie chce jeść. Poniżej znajdziecie kilka możliwych
sposobów i możecie być zdziwieni, jakie to jest łatwe...
Dorośli z łatwością wybierają jedzenie dla siebie.
Idą do sklepu, wybierają produkty, gotują, próbują i później jedzą, jeśli
smakuje im to, co ugotowali, gdy są głodni. Dzieci nie mają takiej mocy, co
jest nie fair, ale jest to oczywiście normalne, bo przecież 5-letni chłopiec
nie ugotuje sobie zupy. Problem, jaki tu widzę to fakt, że one nie mają nawet
szansy, by podzielić się swoją opinią dotyczącą posiłków, nie mają szansy, by
powiedzieć czy są głodne, czy nie.
Wiemy, kiedy jesteśmy głodni, a kiedy jesteśmy
pełni. Dzieci to też ludzie, co oznacza, że czują, kiedy potrzebują zjeść (nie
ma więc potrzeby układania rozkładu z dokładnymi godzinami posiłków i
oczekiwania dzieci do jedzenia o godzinach, o których rodzic zdecydował) lub
kiedy nie chcą i ile chcą. Mają mniejsze ciała niż dorośli i nie mają miejsca
na dużo. Co więcej, ich organizmy nie potrzebują tyle energii, ile organizm dorosłego człowieka, więc oczekiwanie, że zjedzą taką porcję, jaką ich rodzice
lub zaledwie troszkę mniejszą jest jak oczekiwanie, że rodzice zjedzą tyle, ile
jedzą tygrysy. Wiecie, jak to jest, niektórzy ludzie zjedzą jedną kanapkę i nie
mogą się po niej ruszyć, a inni potrzebują trzech, by nie czuć więcej głodu.
Dobrym pomysłem byłoby zapytanie dzieci, ile chcą zjeść i uszanowanie tego,
jeśli powiedzą, że nie chcą nic lub tylko ogórki.
Ludzie mówią, że dzieci "nie mają
apetytu" i jest to początek panikowania, że coś złego się stanie, że
dziecko będzie za chude, chore, itd., i wtedy mówią wszystkie te rzeczy do tego
dziecka, które czuje się dobrze i nie ma pojęcia, o czym oni mówią. Jest to
bardzo mylące w sytuacji, kiedy czujecie się dobrze, a ktoś Wam opowiada o
możliwych chorobach w tym samym czasie. Nic złego się nie stanie, jeśli dziecko
nie zje dwóch posiłków, ale musi pić, by się nie odwodnić. Poza tym, jeśli
podajesz dziecku przekąski między głównymi posiłkami, to czasami niektóre z
nich mają wystarczająco kcal, by traktować je jako normalne posiłki! Czasami
nawet sok bananowy z różnymi innymi dodatkami
może mieć wystarczająco kcal i zapełnić żołądek 2-letniej dziewczynki w
takim samym stopniu, w jakim ziemniaki, stek i sałatka zapełniają Wasz. I wtedy
nie powinno być żadnych niespodzianek, gdy to samo dziecko powie: "Nie
jestem głodna."
Nie mówię oczywiście, że nie powinniście się
martwić. Przypuszczam, że to normalna rzecz martwić się o swoje dziecko i każdy
reaguje w inny sposób. Ale są dwie podstawowe różnice, które znalazłam:
1. martwienie się to nie panikowanie, przynajmniej
nie na początku (szczególnie w sytuacji, gdy nic złego się nie dzieje), ale
wydaje mi się, że większość ludzi panikuje od razu na początku;
2. martwienie się to nie bycie wściekłym i
straszenie dziecka ("nie pójdziesz się bawić, dopóki nie zjesz!").
Ważne jest, by znaleźć odpowiedni sposób radzenia
sobie z uczuciem zmartwienia, jeśli takowe macie. Zmuszanie dziecka do jedzenia
(i zazwyczaj używanie tych wyrażeń, które dodałam na początku) to zwyczajne
krzywdzenie ich. Po tego typu rzeczach zaczną one kojarzyć posiłki z karami,
stresem, smutkiem, a nie z czymś przyjemnym, czym jedzenie powinno być. I
dopiero wtedy problem z jedzeniem pojawi się, bo dzieci nie będą nawet chciały
przyjść do stołu, gdyż będą wiedziały, co je czeka. Sęk w tym, by być szczerym
i czuć się komfortowo rozmawiając o swoich własnych uczuciach, jakie pojawiają
się, gdy dziecko nie chce jeść. Bardzo ważne jest to, co jest między rodzicem,
a dzieckiem, bo jeśli nie ufacie sobie nawzajem, to nic nie zadziała.
Zaburzenia odżywiania nie występują w naturze.
Wierzę, że jeśli dzieci byłyby pozostawione trochę bardziej same sobie,
poczułyby głód skierowany do tego typu jedzenia, które najbardziej sprzyja ich
zdrowemu rozwojowi, preferując zdrowe i odmawiając sobie niezdrowego (np.
Alicia, która w menu ma do wyboru dziesiątki naleśników, pancakesów, lodów i
innych pysznych słodkości, w 90% przypadków wybiera rybę, brokóły i owoce).
Czasami mogą spożywać dużo jednego rodzaju jedzenia, unikając innych rzeczy,
ale z biegiem czasu optymalny balans zostanie osiągnięty. Kluczem jest tutaj
pozostawienie ich z ich własnymi odczuciami - bez żadnych zakłóceń.
Podczas Waszego następnego posiłku, rozważcie wszelkie interakcje pomiędzy dzieckiem, a innymi przy stole. Czy ktoś oferuje
dziecku jedzenie zanim ono sprawdzi, co jest na stole i wybierze to, co jest
najlepsze dla niego? Czy ktokolwiek patrzy na talerz dziecka z ledwo co
powstrzymanym niepokojem? Czy dziecko czuje się wolne do wyboru lub do nie
wybierania jedzenia? Czy istnieje jakieś zagrożenie, głośno wyrażone lub
ukryte, że dziecko nie dostanie deseru, jeśli nie zje posiłku? Jeśli tak, co
stanowi "wystarczająco" jedzenia i jaki jego rodzaj jest odpowiedni? Kto to ustala? Czy dziecko może odejść od stołu,
kiedy chce i jednocześnie wstrzymać się od posiłku? Lub może jest ono trzymane
na krześle z cichą pogróżką? Czy dziecko jest traktowane w jakiś inny sposób,
niż dorośli również obecni przy stole? Czy ktokolwiek dotyka talerz dziecka,
sztućców lub próbuje przeorganizować jedzenie? Czy oczekuje się dziecko do
wyboru własnego jedzenia? Czy słodkie rzeczy przechowywane są poza jego zasięgiem?
Kiedy dziecko ma pełną kontrolę nad swoją własną
dietą, zapewne pojawią się problemy dla innych. Jeśli możesz rozwiązać owe
problemy bez narażenia ich dopiero co oznalezionej własnej autonomii (nauczenia się, jak to wszystko działa), każdy
wygra. Rodzic może martwić się, gdy widzi, jak jego dziecko je tylko czekoladę
na obiad. Jeśli szczere wyrażenie swoich obaw będzie brzmiało mniej więcej tak:
"Billy, kiedy nie jesz nic poza czekoladą, martwię się, że będzie cię
bolał brzuch/zepsują ci się zęby/stracisz zainteresowanie prawdziwym
jedzeniem/przybierzesz na wadze i wtedy będę musieć zabrać się do lekarza/dentysty/kupić
nowe ciuchy." Kiedy wyrazisz swoje problemy, poczujesz się lepiej, gdy
zostaną one przyjęte przez drugą stronę. Powiedz swojemu dziecku, że chcesz, by
powtórzyło to, co właśnie powiedziałeś używając ich własnych słów, po czym
możesz być spokojniejszy ze świadomością, że dziecko przyjęło i rozważyło Twoje
obawy. Jeśli nie chcą powtórzyć tego, co usłyszały, wyraź kontynuację swoich
obaw. Nie ma tu nic więcej, co może być zrobione w tej sytuacji. Można zastanowić
się, jak często i jak dobrze Ty powtarzasz to, co dziecko mówi o swoich
uczuciach. Kontynuujcie ten zwyczaj słuchania siebie nawzajem w taki sposób.
Będzie się to odbywało o wiele łatwiej, gdy dziecko zrozumie, że to jest
wzajemne i że rodzic robi dla niego to samo, o co prosi oraz że jest to po
Twojej stronie, byś poradził sobie ze swoimi problemami, ufając jednocześnie
jego zdolności do słuchania tego, co mówi jego organizm. Wyjaśnij dziecku, że
decyzja do zmiany jego zachowania należy do niego, a Ty chcesz być wysłuchany.
Twojego dziecka nie muszą obchodzić Twoje wątpliwości. Tylko wtedy, gdy ufają
(i to na pewno będzie przetestowane), że są naprawdę wolne, by nie przejmować
się problemami rodzica, zaczną się nimi interesować. To jest ten związek między
rodzicem, a dzieckiem, który jest bardzo rzadki, a tak bardzo satysfakcjonujący.
W kilku słowach - władza, manipulacja i brak
zaufania, uważane za wielu jako niezbędne narzędzie w byciu rodzicem, w
rzeczywistości są odpowiedzialne za psucie zdolności dziecka do zaspokajania
własnych potrzeb w sposób efektowny. Nie tylko dziecko jest poszkodowane, ale
prawdziwa miłość nie może istnieć w takim środowisku.
Do następnego!
Aga & Nathan