Monday, April 28, 2014

Szkola; Callaway Gardens; Beyonce w Atlancie...

Czesc Wam!

Zaczne od tego, ze na najblizsze dni zapowiadaja jakies tornada czy cos, ciekawa jestem, czy prognozy sie sprawdza. Dzisiaj na zajeciach nauczycielka mowila, zeby koniecznie znalezc miejsce, w ktorym mozna by sie schowac. Kiepsko to brzmi, ale jakos nie wydaje mi sie, zeby bylo tak zle :P.

Pare dni temu powiedzialam Alicii, ze chcialabym spedzic z nia troche czasu. Akurat wrocilam do domu, bo rano musialam cos zalatwic, i chcialam sie pobawic albo wyjsc na dwor, albo pojechac do parku, cokolwiek. Co uslyszalam w odpowiedzi? Dokladnie to: "Wiesz, Aga, wczoraj spedzilysmy razem caly dzien i troche sie stesknilam za babcia, wiec teraz pobawie sie z nia, a jak skonczymy, to przyjde do ciebie!". Hmm, no spoko. Nadrobilam serial :P.

Przestawilam sie na tryb wstawania o 7:40 cztery dni w tygodniu i skonczylo sie to tym, ze budze sie po 7 nawet w piatki i weekendy, co bardzo mi sie nie podoba. W ogole to dosc szybko poszlo mi to przyzwyczajenie sie, az jestem lekko zdziwiona. Zazwyczaj spalam do ok. 9-10, a, jak wszyscy dobrze wiemy, nawet jedna godzinka snu wiecej rano potrafi zdzialac cuda! Tak z drugiej strony, to po przebudzeniu nie jestem juz spiaca (i nigdy nie moge ponownie zasnac!), ale problem pojawia sie wieczoram. Np. w tym momencie jest godzina 20:50, a ja jestem masakrycznie spiaca.
Jesli chodzi o same zajecia, to powiem Wam szczerze, ze poziom angielskiego tam zalamuje mnie. Czasami jak slucham, co ludzie czytaja i mam przed oczami dokladnie to samo, to zastanawiam sie, czy przypadkiem nie dostalam jakies innej kartki... No ale coz, to sa w koncu zajecia dla ludzi, ktorzy nie znaja jezyka i chca sie nauczyc. Dziwi mnie tylko troszke to, ze jest tam kobieta, ktora mieszka w Stanach juz 21 lat, druga 25, a obie ledwo zdanie potrafia zlozyc.
Dzisiaj jedna kobieta mnie zszokowala nie na zarty. Pochodzi z Guany, zawsze ma na sobie kolorowe ubrania i kolorowe chusty na glowie. Bardzo podoba mi sie jej twarz, co zreszta jej powiedzialam dzis. Zastanawialam sie, ile ma lat i tak sobie strzelalam w myslach, ze pewnie jakies 25 czy cos, bo jej cera jest perfekcyjna i wyglada bardzo mlodo, jak to wiekszosc czarnoskorych. Gdy powiedziala mi, ze ma piatke dzieci, to oczy mialam, jak pieciozlotowki. A jak dodala, ze najstarsze ma 21 lat, to szczeka mi opadla haha Okazalo sie, ze ma 38 lat, za maz wyszla, gdy miala 15 za faceta, ktory wtedy mial 31, a jej pierwsze dziecko urodzilo sie, gdy miala 16. Przeniesli sie z mezem do Stanow i tutaj mieszkaja. Zapytalam czy to tak ogolnie zawsze u nich jest, ze dziewczyny wychodza za maz tak mlodo i w ogole, wiec poopowiadala mi troche. Bardzo podoba mi sie to, ze moge tam poznac ludzi z innych krajow i dowiedziec sie wielu interesujacych rzeczy!

Pojechalam wczoraj do Piedmont Park w Atlancie i spotkalam sie z jedna z au pair, ktora przyleciala tu w lutym z Niemiec. Bardzo fajna dziewczyna! Planujemy jechac na zakupy w maju. W koncu trzeba odswiezyc szafe ;).
Ale tak sie wkurzalam po drodze, ze pojecia nie macie... Musze isc poprosic o wymiane telefonu, bo moje GPS dziala jakby chcialo, a nie moglo. I nie jest to wina aplikacji, mapy czy cos, tylko wbudowanego czytnika, jakkolwiek sie to nazywa. Co pare minut slysze tylko "GPS signal lost"... Jak sie jedzie autostrada, to nie ma problemu, ale schody zaczynaja sie, gdy sie wjezdza do Atlanty i trzeba znalezc droge do umowionego miejsca, ktorym np. tym razem byl dom tej dziewczyny. Krazylam dookola jak glupia przez to, ze tam to sa prawie same jednokierunkowe ulice, a jak sie nie zna miasta, to ciezko. W koncu zaparkowalam pod drogeria i poszlam na pieszo, co zajelo mi pol godziny, ale przynajmniej popytalam ludzi i wiedzialam, gdzie isc ;). W drodze powrotnej w ogole juz z tego nie korzystalam, bo nie chcialam sie wkurzac znowu. Obserwowalam tylko znaki, ktore zaprowadzily mnie na autostrade, a tam, to juz luz.
W parku super, tyyyyle ludzi, wiekszosc czarnoskorych zreszta ;). Wszystko zielone, slonce spiekalo, ahh, zyc, nie umierac. Widzialam tez cos, co bardzo mi sie spodobalo. Mianowicie, dwa jakies duze ptaki, nie znam nazwy, oraz kilka ich malych dzieci. Jeden z duzych szedl na poczatku, po srodku malenstwa, a na koncu drugi rodzic. I tak sobie przechodzili przez chodniki. Takie urocze to bylo!

Przedwczoraj w trojke, tzn. ja, Alicia i Nathan, pojechalismy do Callaway Gardens. Bylam juz tam wczesniej, ale nie wiem, czy Wam wspominalam, nie pamietam. Bardzo fajne miejsce, bardzo spokojne, mozna sie zrelaksowac i w ogole. Poprzednim razem bylam tam tylko z Nathanem i urzadzilismy sobie mega dlugi spacer dookola, powspinalismy sie na jakies wzgorza i w ogole. Bardzo fajnie bylo, tyle ze drzewa nie mialy jeszcze lisci, itp. Tym razem wszystko bylo zielone, slonce grzalo masakrycznie i ogolnie CUDOWNIE. Wypozyczylismy sobie kajak i poplywalismy po jeziorze, a na samym poczatku poszlismy poogladac motyle. Jest tam taka jakby szklarnia, gdzie miesci sie az 3.200 motyli! Oczywiscie ciezko zobaczyc chociaz polowe, ale te, ktore lataly, byly naprawde piekne. Probowalam zrobic jakies foty, ale dajcie spokoj, strasznie ciezko, bo one lataja jak powalone. Udalo mi sie cyknac tylko jedno zdjecie. Ponizej wrzucam kilka z tamtego miejsca.






A na koniec najlepsza informacja z tych, ktorymi sie tu podzielilam dzisiaj - Beyonce bedzie w lipcu w Atlancie!!!!!!!!!!! Juz sie nie moge doczekac!

Pozdrowienia i do nastepnego!
Aga

Sunday, April 20, 2014

"Egg hunting", plany na wakacje, Alicia i Nathan cali i zdrowi + zdjecia...

Wielkanoc, Wielkanoc... Jak juz pewnie zdazyliscie zapamietac, ja nie obchodze swiat w ogole. Moja amerykanska rodzinka rowniez. Nathan nie przywiazuje wagi do tradycji, ja tez nie, wiec jest mi to wszystko na reke. Margie chcialaby troche bardziej obchodzic to wszystko, ale generalnie nie cierpi z tego powodu, a i tak zawsze cos tam dorzuci mimo tego, ze zadnych obchodow nie ma. Np. dzisiaj Alicia zobaczyla na zewnatrz przesylke do niej, czyli dmuchanego zajaca i koszyczek z kolorowymi jajkami, co bardzo ja podekscytowalo. Nathan pozniej pochowal dookola domu jajka z czekoladkami w srodku i razem z Alicia szukalysmy ich. Fajnie bylo, bo tego w Polsce sie nie robi, wiec moje pierwsze "egg hunting" uwazam za zaliczone. Tym lepiej, ze pogoda jest super.
Wiecie, co mnie rozbawilo w sklepach? Koszyczki wielkanocne w ksztalcie np. Spongeboba z wiszacymi nogami i w ogole. No kurde... Tego to ja nigdy wczesniej nie widzialam :D.



Jeszcze w temacie swiat... Ostatnio na kwejku zobaczylam zdjecie, ktore zalaczam tu po lewej stronie i sie zalamalam, jakimi debilami sa niektorzy rodzice. Tyle dobrze, ze chlopiec nie byl przywiazany do tego krzyza, no ale i tak... Jak dla mnie, to ujawnia sie tu kretynizm w czystej postaci i inaczej tego skomentowac nie potrafie.





Jak latwo sie zorientowac, Alicia wrocila juz do domu. Oczywiscie cala i zdrowa, a i nastroj ma spoko. Powiedziala jednak wprost, ze cieszy sie, ze wycieczka po Chinach sie skonczyla, bo miala dosc tak Fang, jak i jej rodzinki. Nie pamietam czy o tym wspominalam, ale mialam jakies zle przeczucia od samego poczatku a'propos tego, ze Nathan mial leciec po nia. Nie potrafilam wyjasnic, dlaczego, ale po prostu bylam niespokojna w srodku, a gdy mam jakies zle przeczucia, to w 99% przypadkow sie one sprawdzaja, wiec powiedzialam mu, ze ma mnie informowac na biezaco. I to nie jest to, ze sama sie nakrecam! No, moze troche, ale przeciez ja nic nie moge poradzic na ewentualne opoznienia czy cokolwiek. Okazalo sie, ze 3 loty byly opoznione, a 2 calkowicie odwolane (nie ma bezposrednich polaczen z Atlanty do tego miasta w Chinach, wiec musieli sie przesiadac). Poza tym, Nathan nie mogl sie skontaktowac z jakas kobieta, ktora miala mu dac jakis dokument czy cos, co pomogloby mu zabrac Alicie z powrotem do Stanow bez zbednych problemow. Ogromnym utrudnieniem bylo to, ze on nie potrafi czytac po chinsku, a zdania, ktore zna, nie sa wystarczajace, by dogadac sie z kims w takim temacie. Co wiecej, nie mogl wykonywac polaczen ze swojego telefonu, bo cos nie dzialalo, a zasieg wifi byl masakrycznie slaby. Ostatecznie oczywiscie udalo mu sie wszystko ogarnac, ale sam powiedzial, ze byl niesamowicie zestresowany, co w jego przypadku jest dosc niespotykane, bo to BARDZO spokojny czlowiek. Wyobrazacie sobie, co by bylo, gdybym ja sama miala tam leciec?! Dostalabym zawalu przez to wszystko.
Co mnie troche rozbawilo to fakt, ze Azjaci traktowali go o wiele lepiej niz ludzi ze swojego wlasnego kraju, bo jest Amerykaninem. Powiedzial, ze ja to bylabym jak krolowa tam. Mimo to ciesze sie, ze nie polecialam, i ze wrocili cali i zdrowi.

A co ja robilam przez ten czas... Pojechalam na test na prawko wreszcie i oczywiscie nie zdalam za pierwszym razem, wyobrazacie to sobie? Tak sie wkurzylam, ze szok. Ja nie mam szczescia do egzaminow na prawo jazdy i to jest fakt, ale no kurde, bez przesady. Nie bylo to spowodowane tym, ze nie umialam, tylko tym, ze nie zrozumialam niektorych slow i musialam zgadywac odpowiedzi. Mialam az 21 bledow na 40 pytan, a zdaje sie z 20 bledami, wiec w ogole swietnie. Tym bardziej, ze limit 20 osiagnelam na 39 pytaniu, wiec jakbym na ostatnie odpowiedziala dobrze, to bym zdala. Taki zal, mowie Wam :P. Wrocilam nastepnego dnia i... mialam tylko 1 blad. Jak to ktos mi ostatnio powiedzial: "nie ma to, jak wkurzona Aga". Co mnie zdziwilo bardzo, bo nie mialam pojecia, ze oni cos takiego praktykuja, dostalam tymczasowe prawo jazdy! Wyglada tak samo, jak normalne, tyle ze nie jest plastikowe, a papierowe z limitem 45 dni. W tym czasie musze zdac egzamin praktyczny, na ktory jeszcze sie nie umowilam.
Dowiedzialam sie rowniez od jednej polskiej au pair, ktora mieszkala tu blisko, ze jeden z instruktorow jazdy powiedzial, ze wedlug prawa w Georgii, ja nie musze miec stanowego prawa jazdy! Wystarczy mi moje polskie i to miedzynarodowe, ktore musialam wyrabiac. Stwierdzilam jednak, ze skoro juz zaczelam, to dokoncze, bo bez sensu teraz przerywac, jak juz spedzilam tam tyle czasu (kolejki...). Jest to zreszta jeden z moich celow, ktore sobie postawilam przed przylotem tu. Poza tym mysle, ze fajnie bedzie miec taki amerykanski dokumencik :). Jakby ktos byl ciekaw, jakie sa ceny, to za jeden egzamin placilam $10 (w cene wliczone zdjecie i podstawowe badanie wzroku). A'propos zdjecia... Za pierwszym razem specjalnie postaralam sie ladnie wygladac, bo wiedzialam, ze beda mi cykac fotke. Jak szlam dzien pozniej, to pomyslalam sobie, ze skoro juz robili mi jedno zdjecie, to drugiego robic nie beda, bo juz maja. Oczywiscie bylam w bledzie, bo robili mi zdjecie drugi raz :P. 
Zaczelam tez zajecia w szkole. Troche sie ponudzilam, ale generalnie fajni ludzie, wiec przynajmniej tyle. Sa tam osoby, ktore spedzily w Stanach do tej pory nawet 2-3 lata, a tak obiektywnie, bo ja jestem raczej krytyczna w stosunku do siebie, moj angielski jest o wiele lepszy niz ich! Z jednej strony to jest calkiem fajne uczucie, no ale wiecie... Tylko z jednej.

Ostatnio planuje sobie jakies wakacje gdzies i po raz pierwszy w zyciu pod uwage moge brac miejsca typu Dominikana, Panama, czy Barbados! Niesamowite, bez kitu. Az sie nie moge zdecydowac :P. 
To, co wiem na pewno to fakt, ze na przelomie lipca i sierpnia lece na Miami Beach, bo Kaska przylatuje z Polski! Mam nadzieje, ze wszystko pojdzie zgodnie z planem, a jedyne, co mnie niepokoi, to slonce, ktore spali mnie na skwarke ;).
Ostatnio mialam leciec do Nowego Jorku z Dorota, spotkac sie z Karolina i w ogole, ale ja jednak nie polecialam, bo nie czulam sie na silach. W planach na maj nadal mam Detroit i Chicago, wiec oby tutaj wszystko sie udalo. Btw, jest ktos z Was w Chicago albo okolicach? Lece tam na wystep kabaretu Lowcy.B, jak juz wspominalam (mam jeden wolny bilet, jakby ktos byl zainteresowany), ale chcialabym spedzic tam 3-4 dni, zeby zobaczyc troche miasto i w ogole. 

Tak poza tym, to chyba nie dzieje sie nic szczegolnego. Zalaczam ponizej pare zdjec, ktorych (chyba) tu jeszcze nie dawalam, bo chwilowo nowych nie mam, a chce troche ozywic notke ;).

Do nastepnego!
Aga

Styczen, Miami Beach
ja, Alicia i przyjaciel Nathana


Albuquerque, Nowy Meksyk


White Sands, NM

San Diego, CA



:)

Los Angeles i Alicia, ktora koniecznie chciala mnie przytulic
akurat wtedy, gdy chcialam zrobic zdjecie ;).


Santa Monica

Vegas! W drodze nad Wielki Kanion...

... i juz na miejscu.

Hilton Head Island

Six Flags over Georgia
Screen z pierwszego filmiku, ktory nagralam, ale postanowilam
nagrac jeszcze jeden, wiec tego nie wrzucalam.
Moje wlosy byly mokre, btw.

Cleo! Piekny jest ten kot, ale i tak wole mojego Irysa ;).


PS. Wiecie, co dopisalam do mojej "to-do list"? Moj kolejny cel, ktory sobie postawilam niedawno - odwiedzic wszystkie kontynenty. Zastanawiam sie jednak, czy brac pod uwage rowniez Antarktyde haha

Sunday, April 13, 2014

Pozegnanie z Alicia, uczelnia, upaly, ciekawostki... - czyli wszystko i nic :).

Okej, tym razem przyznaje, ze nie chcialo mi sie pisac notki. Nie jest to spowodowane tym, ze blog mi sie znudzil czy cos (NIGDY!), ale tym, ze jak sie zabieram za pisanie, to nagle mam milion roznych mysli w glowie i nie wiem, co ja wlasciwie chce Wam przekazac. Doszlam wiec do wniosku, ze po prostu zaczne pisac to, co mam w glowie bez zbednego zastanawiania sie nad tym, a co mi z tego wyjdzie, to sie okaze. Zobaczymy tez, ile czasu mi to zajmie. W chwili obecnej jest godz. 1:15pm. Czas: start!

Pogoda, pogoda... 
Wlasnie wrocilam ze spaceru i zapomnialam posmarowac sie kremem z filtrem. Efekt jest taki, ze niezle opalila mi sie twarz, ale to na szczescie da sie przykryc makijazem w razie potrzeby. Nie przeszkadzaloby mi to, gdyby skora na twarzy opalala mi sie jakos na brazowo czy cos, ale ona opala sie na czerwono, no to dajcie spokoj :P. Plus tego wszystkiego jest taki, ze dzisiaj byl pierwszy dzien, kiedy zapomnialam o kremie, wiec generalnie cala reszta jest opalona, ale nie spalona i, co mnie najbardziej zadziwia, nie na czerwono! Nie ma to jak amerykanskie slonce haha Ale powiem Wam szczerze, ze dopiero teraz zaczelam sobie zdawac sprawe z tego, jak tutaj wyglada lato. Wczoraj lazilam w krotkich szortach i topie bez ramiaczek, a gdy powiedzialam: "dobrze, ze wieje, bo bez tego byloby mi za goraco", w odpowiedzi uslyszalam: "Aga, to dopiero kwiecien!".

Kurs czas zaczac!
Pojechalam sie ogarnac ze szkola ostatnio, no bo zobaczcie, ze minelo mi piec miesiecy, a jeszcze nie zaczelam kursu... Jak juz wspominalam, nie znalazlam niczego szczegolnie ciekawego, wiec w koncu stanelo na angielskim, no trudno. Pare dni temu pojechalam na test, ale babka powiedziala, ze nie bedzie go ze mna przeprowadzac, bo slyszy, na jakim poziomie jestem i to nie ma sensu. Fajnie, tyle ze zaczely sie lekkie schody... Bede przedluzac program na kolejny rok, co oznacza, ze papierek potwierdzajacy zakonczenie kursu musze miec zlozony do 1 pazdziernika (pelny rok w Stanach minie mi 4 listopada). Jakbym chciala chodzic na regularny kurs 2 razy w tygodniu po 3 godziny, malo prawdopodobne byloby to, ze wyrobilabym sie przed terminem. Spowodowane jest to tym, ze w miedzyczasie dochodzi przerwa letnia i kobiety tam nie wiedzialy jeszcze, ile ona potrwa, poza tym zawsze zdarzaja sie jakies losowe wolne dni, czy moje podroze, czy cos. Generalnie zebrac trzeba 72 godziny, ale przepisy mowia, ze trzeba byc obecnym na 80% zajec, co daje 60 godzin czy cos takiego. Nie wiem, czy tak jest wszedzie, czy nie. Siedzialam wiec obok niej i obie zastanawialysmy sie, co z tym zrobic, zeby miec pewnosc, ze wyrobie sie ze wszystkimi godzinami. Bardzo mi pomogla, naprawde. Wpadlam na pomysl polaczenia jakichs dwoch kursow. Ona troche pomyslala, pogadala z kolezanka i stanelo na tym: bede chodzic cztery razy w tygodniu, od poniedzialku do czwartku, na 3 godziny dziennie. W poniedzialek i srode bede miala zajecia z kultury i historii Ameryki, polaczone z jakims tam prawem lekko, ogolnie przepisami tutaj i tym, jak wygladaja procedury zwiazane ze zdobyciem obywatelstwa, itp. We wtorki i czwartki sa zajecia z podstawowego angielskiego, na ktorym umarlabym z nudow, wiec bede sobie tam chodzic i wpisywac sie na liste, ale zamiast uczyc sie podstawowych zasad gramatyki, bede korzystala z kursow online - TOEFL oraz GED - czyli kursy, przygotowujace do egzaminow na studia, itp., na wyzszym poziomie. Pasuje mi to! Tym bardziej, ze bylo z tym troche kombinowania z jej strony. Jestem wiec wdzieczna, ze wymyslila cos takiego. Jak dobrze pojdzie, to bede to miala z glowy na poczatku czerwca.
I tak, wiem, ze moglam sobie wybrac jakis kurs wyjazdowy, weekendowy, i miec z glowy wszystkie potrzebne kredyty... Nie chcialam jednak ;). Wole to.

Alicia w Chinach
Ostatnio nie czuje sie najlepiej, jakies oslabienie mnie dopadlo czy cos, nie wiem. Dlatego tez ciesze sie w sumie, ze Alicia wyjechala na te nieco ponad dwa tygodnie, bo moglam sie troche polenic przez ten czas. Nawet Margie sobie wyjechala dzien po niej do swojej rodziny na Floryde i wraca dopiero dzisiaj poznym wieczorem. Nathan leci jutro do Chin odebrac Mala i beda tu w czwartek kolo poludnia. 
Powiem Wam, ze strasznie ciezko bylo sie pozegnac z Alicia, bo ona strasznie przezywala ten wyjazd. Oczywiscie jest to normalne i nie wydaje mi sie, zeby to bylo komfortowe nawet dla starszych osob. Wyobrazcie sobie, ze spedzacie 20 godzin w samolocie z matka, z ktora nie uklada Wam sie najlepiej. Ladujecie w zupelnie obcym kraju, ktorego jezykiem nie umiecie sie w ogole poslugiwac. Poznajecie mnostwo ludzi z rodziny, z ktorymi nawet porozmawiac nie mozecie, bo oni nie mowia po angielsku. Jedyne, co moga zrobic, to zaglaskac Was na smierc, czego Wy naprawde nie lubicie. Wasi najblizsi sa natomiast strasznie daleko i nawet polaczenia na Skype strasznie przerywaja. I wyobrazcie sobie, ze w takiej sytuacji zostala postawiona 4-letnia dziewczynka... 
Dzien przed wylotem pojechala do matki, zeby sie tam u niej spakowac i w ogole, poza tym musialy wstac rano na samolot. Juz wtedy plakala chyba z godzine, a jak odwiezlismy ja do domu tej kobiety, to siedzielismy w aucie z pol godziny, zanim Alicia zdecydowala, ze to czas, by zadzwonic do drzwi. Ile razy slyszelismy teksty typu: "bede za wami strasznie tesknic, bardzo was kocham, opiekujcie sie Cleo (kot) i moja rybka, bede dzwonic!", to nie zlicze... Nastepnego dnia Nathan pojechal po nie rano, zeby je odwiezc na lotnisko i po drodze wpadl jeszcze tutaj, bo Alicii strasznie na tym zalezalo. Znowu jedna wielka rozpacz... Powiedzialam, ze mam cos dla niej, zlapala mnie za reke i poszlysmy do mojego pokoju. Dalam jej kartke, ktora zrobilam na szybko. Napisalam, ze mam nadzieje, ze bedzie sie dobrze bawic, ze ja kocham i bede tesknic. Jak jej to czytalam, to tak sie poplakala znowu, ze masakra, po czym przytulila mnie i, wychodzac juz pozniej z domu, powiedziala do mnie: "you're special!". Mega fajne to bylo! 
Ogolnie ciezka sprawa, nie bylo latwo patrzec na nia w takim stanie, samej chcialo mi sie plakac, gdy ja widzialam. Ale z drugiej strony wiem, ze ona jest naprawde silna, mimo jej wieku. Jak rozmawialysmy przedwczoraj, to powiedziala, ze fajnie spedza czas, wiec kamien z serca :). Dodala, ze nie moze za bardzo bawic sie z dziecmi, bo nikogo nie rozumie i oni jej nie rozumieja, ale generalnie ona jest czasem samowystarczalna, co w tej sytuacji jest ogromnym plusem. 

Aga kucharzy...
Zrobilam ostatnio tarte z owocami i taka dobra mi wyszla! Az bylam z siebie dumna, a i Nathan byl zachwycony, wiadomo. Ja to nie jestem zbyt dobra kucharka, mam takie wrazenie. Potrafie zrobic pare rzeczy, ale jak sie biore za pieczenie czegokolwiek, to jest katastrofa zazwyczaj. Zawsze, ZAWSZE cos wychodzi nie tak. Strasznie jest to irytujace, bo robie wszystko dokladnie tak, jak w przepisach, a cos sie zawsze psuje. Nie motywuje mnie to w ogole do dalszych prob. Coz, nie kazdy urodzil sie ze zdolnosciami kucharskimi ;P. Rozpaczac z tego powodu nie bede raczej. 


Alabama i Mississippi
Wspominalam Wam ostatnio, ze odwiedzilismy dwa kolejne stany. Tym razem padlo na Birmingham w Alabamie oraz Tupelo w Mississippi. Generalnie nie mam zadnych ciekawostek ani zdjec, bo nie byly to jakos mega ciekawe miejsca. W Birmingham na pewno znalazloby sie troche rzeczy do zrobienia, ale nie za bardzo byl na to czas. Bede tam jednak w czerwcu jeszcze raz za sprawa koncertu Marsa, wiec moze wtedy. Tupelo natomiast to lekka wioska :D, ale jakze stworzona dla fanow Elvisa Presley'a! To wlasnie tam sie urodzil i wszedzie, doslownie wszedzie o tym informuja. Sa tez oczywiscie specjalne wycieczki do jego domu, muzea, itp., a w restauracjach na scianach wisza jego zdjecia czy plyty... Takze jesli jestescie fanami, to nie mozecie tego przegapic! Ja fanka nie jestem i nigdy nie bylam, wiec patrzylam na to wszystko z lekkim przymruzeniem oka.

Spotkanie OFC z Filipem
Co tam jeszcze ciekawego... 28 czerwca odbedzie sie kolejne, piate juz spotkanie fanclubu Filipa z fanami w Warszawie. Zajmuje sie jego organizacja na odleglosc i az mnie sciska, ze mnie tam nie bedzie. Bo wiecie co, za Polska w ogole nie tesknie i nie czuje najmniejszej potrzeby leciec tam. Ale troche sie obawiam, ze cos bedzie nie tak, cos nie wyjdzie, czy cokolwiek... A za rok nie bede mogla leciec na 10000%, bo jak przedluzamy pobyt, to musimy odnawiac wize na wlasna reke, jesli chcemy wyjezdzac za granice Stanow. Postanowilam jednak nie leciec, bo zwyczajnie szkoda mi kasy... Wole ja przeznaczyc na podrozowanie tutaj, niz na lot na spotkanie na jeden czy dwa dni. Bez sensu, a dluzej nie chce tam byc, wiec mija sie to z celem raczej. Mam wiec ogromna nadzieje, ze ludzie, ktorym ufam, zrobia wszystko, co w ich mocy, zeby wszystko wyszlo tak, jak bylo do tej pory :)).
Jakby ktos byl zainteresowany szczegolami dotyczacymi spotkania, to mozecie sobie zajrzec na strone, na ktorej wszystko wyjasnilam, czyli TUTAJ.

To chyba wszystko na dzis :). Tym razem bez zdjec, bo w chwili obecnej zwyczajnie nie mam co wrzucac. Nie zapomnialam jednak o tradycyjnej samojebce!

Pozdrowienia i do nastepnego!
Aga

PS. W chwili publikacji postu jest godzina 2:16, wiec nie ma tragedii. Godzinka, a nie dwa dni, jak poprzednim razem :D.
PS2. Jutro robie najazd na Wasze blogi!

Sunday, April 6, 2014

Moj rozklad tygodnia + niespodzianka od Matta Pokory!

Ciekawostka na start niech bedzie zdjecie domu, ktory buduje sie obok. Niecale dwa tygodnie temu dalam foto samego poczatku - KLIK - a dzisiaj dom juz prawie gotowy... Rosnie w oczach, serio. Meksykanie to pracowici sa, jak im na kasie zalezy, ale jak sa, to nie lubie wychodzic na spacery, bo gwizdza strasznie na mnie. W sumie jak to robotnicy dosc czesto, nie? ;)



***

Tak w ogole, to nawet sie nie przywitalam. Mowie wiec dzien dobry w ten sobotni, sloneczny poranek. Nie wiem, ktora bedzie godzina, jak skoncze pisac te notke, ale moze sie zdarzyc, ze bedzie wieczor lub jutro. Czasem tak mam, ze zaczynam pisac, potem nagle cos innego mi wpada do glowy i koncze dwa dni pozniej. Moze tym razem tak nie bedzie, nie wiem. No ale okej, bez zbednego biadolenia, przechodze do rzeczy...

Moj rozklad tygodnia...
Ogolnie to, moze Was zaskocze, ale cos takiego tutaj nie istnieje. Nie mam zadnego rozkladu, zadnych rozpisanych obowiazkow, nikt mi nie mowi, ze tego i tego dnia musze wyprac ubrania Alicii, a innego zrobic zakupy... Nie mam zadnych konkretnych godzin, kiedy mam siedziec z Mala, a kiedy moge sobie wyjsc. Nie mam narzuconych z gory godzin, kiedy musze wrocic do domu, gdy np. chce gdzies pojechac...

Wyglada to tak, ze jesli mam ochote np. w poniedzialek isc na silownie, potem na spacer, pozniej na zakupy, a po powrocie chce odpoczac lub obejrzec film - moge to zrobic bez zadnego problemu. Mowie wtedy tylko Alicii, ze wolalabym zostac sama, lub ze okej jest dla mnie to, jesli chce cos porobic na swoim ipadzie w moim pokoju, ale nie chce sie bawic. Jest to calkowicie w porzadku. I czasami mam takie momenty, gdy spedzam z nia kilka dni pod rzad bez przerwy od rana do wieczora, bo chce, po czym przychodzi czas, kiedy musze odpoczac lub kiedy zwyczajnie nie mam ochoty na zabawe. Generalnie jedyna zasada, ktora panuje w tym domu, mowi: "you can do what you want to do". Nathan twierdzi, ze jesli nie mam ochoty na zabawy z Alicia lub spedzam z nia czas i nagle zaczynam sie nudzic, mowie jej o tym. Lepiej jest powiedziec wprost, ze sie nudze, niz ciagnac na sile, bo wtedy zadna ze stron nie ma z tego przyjemnosci. Gdy mowie jej, ze mam dosc jakiejs tam zabawy, to albo ona mowi cos w stylu: "okay let's do something different", albo pyta "so what do you want to do?", albo rozchodzimy sie w swoje strony i robimy cos na wlasna reke. To samo, gdy np. jestem glodna... Ostatnio na fejsie na jakiejs grupie o au pair przeczytalam post: "kiedy mozecie jesc?". Jedne dziewczyny pisaly, ze jedza wtedy, gdy dzieci; inne, ze musza poczekac do konca dnia, bo nie maja na to czasu... No dajcie spokoj, serio?! Wydaje mi sie, ze to jedzenie to podstawowa rzecz, wiec czemu, jesli jestescie glodne w poludnie, musicie czekac na 2 popoludniu dlatego, ze wtedy dzieci jedza? Ja mowie Alicii, ze zglodnialam i pytam, czy ona cos chce. Jesli nie chce, to ide sobie do kuchni i sama jem, ucinajac sobie pogawedke z Margie, a potem albo wracamy do zabawy, albo robimy cos innego, albo nie robimy nic, zalezy. 

Gdybym zalozmy chciala isc na jakas impreze, co sie raczej u mnie nie zdarza :D, to moglabym wrocic i nad ranem, a potem odespac do poludnia i nikt nie mialby do mnie pretensji. 

Ogromnym plusem u mnie jest to, ze mieszka z nami babcia Alicii. Czasem jest tak, ze spedzam z Mala caly dzien, a czasem ona sama mowi mi cos w stylu: "wiesz, Agnieszka, na razie wole pobawic sie z babcia, przyjde do ciebie, jak skonczymy". Czasem trwa to godzine, czasem caly dzien, roznie to bywa. Margie nie ma zadnego problemu z tym. Sama mi kiedys powiedziala, ze nikt nie oczekuje ode mnie spedzania calego czasu z Alicia az do powrotu Nathana z pracy. Sami doskonale wiedza, ze bycie z 4letnim dzieckiem od rana do wieczora moze byc meczace.

Ale wiecie, to tez nie jest tak, ze w ogole sie z nia nie bawie :P. Uwielbiam spedzac z nia czas, naprawde! Za kazdym razem, gdy z nia jestem czy to w domu, czy w parku, czy gdziekolwiek, ona powie lub zrobi cos takiego, co zapadnie mi w pamiec na zawsze. Dlatego, jak juz wspominalam, czasem spedzam z nia caaaaale dnie, a czasem zwyczajnie mi sie nie chce.

Jesli chodzi o weekendy, to moge robic, co chce. W sensie, jesli nie mam zadnych planow, to zazwyczaj spedzamy weekendy w trojke. I tez mi sie to podoba! 

Teraz do mojego planu wpadnie w koncu kurs, bo normalnie dopiero co sie zebralam, zeby to wreszcie zalatwic. Czas mnie zaczal gonic i to dlatego! Zajecia bede miala w kazde poniedzialki i srody od 9 rano do poludnia. Do tego dochodza zajecia taneczne, moje godzinne spacery i ewentualnie silownia, jak mi sie czasem chce.

Jesli chodzi o prace domowe, to oczywiscie pomagam. Czasem pozmywam naczynia (btw, Nathan powiedzial, ze czasem jestem staroswiecka, bo zmywam naczynia mimo tego, ze mamy zmywarke albo gotuje wode na herbate mimo tego, ze mamy ekspres, gdzie wystarczy wlozyc specjalny kubeczek z herbata, poczekac pare sekund i gotowe... Coz, chyba za bardzo jestem przyzwyczajona do tych "staroswieckich" obyczajow haha), posprzatam w kuchni, przerzuce czyjes pranie z pralki do suszarki i nastawie suszenie, nakarmie kota, pojade po zakupy, czy wyniose smieci... W sumie, jakby sie tak zastanowic, to robie troche takich rzeczy, ktore au pair "nie powinna" robic (wedlug zasad, ktore obowiazuja i nas, i host rodziny), ale wychodze z zalozenia, ze przeciez ja mieszkam z tymi ludzmi! Nie jestem tu na przychodne, tylko tu spedzam spora czesc mojego czasu. Dlaczego wiec mam odmowic, gdy ktos prosi mnie np. o pomoc w wbiciu gwozdzi w sciane? Mam troche inne podejscie do tego :).

***

W tej notce mialam tez napisac cos a'propos sposobu wychowania Alicii, ale nie zdaze. Zaraz jade do Mississippi, po drodze zatrzymujac sie w Alabamie :). Generalnie nie wydaje mi sie, zebym miala jakos duzo do opowiadania po tej wycieczce, ale zawsze to kolejne dwa miasta zostana zwiedzone i dwa kolejne stany odhaczone na mojej mapie.

Wiecie, co sie ostatnio stalo?! Moje kolezanki z fanclubu Matta Pokory (jesli go nie kojarzycie, zajrzyjcie tu - [1] [2] [3], bo jestem pewna, ze kiedys Wam sie obily o uszy te piosenki) pojechaly do Francji na musical, w ktorym Matt bierze udzial i oczywiscie mialy okazje sie z nim zobaczyc. Jakis czas temu jednej z nich wyslalam pocztowke ze Stanow i poprosilam o przekazanie jej Pokorze. On wiedzial, ze wyjezdzam, bo sie z nim zegnalam na lotnisku, gdy ostatni raz byl w Polsce, i opowiadalam mu o moich planach i w ogole. Pamietam, ze sie przejal, jak powiedzialam, ze pewnie sie juz nie zobaczymy, zyczyl mi powodzenia i powiedzial, ze jest pewien, ze wszystko bedzie okej. No i Karolina, czyli kolezanka, ktora dala mu ta kartke, poprosila go, zeby powiedzial mi pare slow. Dostalam wiec filmik, ktorym chce sie pochwalic! Obejrzycie go po kliknieciu na obrazek ponizej. Ahh, uwielbiam to :))))). Jak uslyszalam to "Agnieszka" to padlam ;D.


To tyle na dzis!
Pozdrowienia,
Aga

PS. Wiecie, ze stuknelo mi juz 5 miesiecy w Stanach?! Jak ten czas leci! 
PS2. No i mowilam... Skonczylam pisac w niedziele ;).