Siedze sobie na lozku z laptopem na kolanach i trzymam rece na klawiaturze, zastanawiajac sie, od czego mam zaczac moja notke... Tyle mam do napisania, ze ciezko mi sie z tym ogarnac, ale postaram sie. Z gory przepraszam za brak polskich znakow. Mam nadzieje, ze nikomu to nie przeszkadza. Pomyslalam, ze podziele ten post na kilka jakby rozdzialow, zeby bylo jasno i czytelnie tak dla Was, jak i dla mnie :).
Szkolenie
Wyjasnijcie mi sens tego, ze tuz po przybyciu do hotelu po mega dlugich zazwyczaj podrozach, trzeba bylo wejsc do sali i sluchac gadania, ktorego tak naprawde nikt nie sluchal, bo wszyscy byli zmeczeni... Nie lepiej bylo zostawic to na pozniej i dac nam wtedy spokoj?
Kwestia bagazy w pokoju wyglada tak, ze faktycznie zabrac mozna na gore tylko jeden bagaz, ale jest tu pewna rzecz, o ktorej nie kazdy wie. Mozna wziac do pokoju jedna walizke na kolkach, czyli - jesli macie dwie walizki na kolkach, to do pokoju idzie tylko jedna, a druga zostaje w specjalnym schowku - od Was zalezy, ktora wezmiecie na gore; jesli natomiast macie np. dwie torby bez kolek lub walizke na kolkach i np. plecak albo torbe na ramie, to mozecie wziac i to, i to. Dlaczego? Cytuje: "bo nie chcemy miec pozniej zamieszania, gdy wszyscy nagle zaczeliby schodzic z tyloma bagazami".
Sam hotel jest spoko. Au Pair Care ma szkolenia w Hiltonie w New Jersey. Wlasciwie sama miejscowka, to lekkie zadupie i widok z okna nie powalal, ale no co poradzic. Jak za darmo, to sie nie narzeka, nie?
Srednio podobalo mi sie traktowanie nas jak dzieci... Chcialysmy z Dorota pojechac do NY na wlasna reke, zeby nie placic tych $44 (no dajcie spokoj...) i jedna z opiekunek tam slyszala i powiedziala, ze nie, nie, bo to niebezpieczne, bo mozemy sie zgubic, itp., itd. Gdyby ona wiedziala, ile ja przygod mialam juz... W dodatku pan kierowca, ktory mogl nas zawiezc z hotelu do Walmart (i ktory znal kilka slow po polsku) nie mogl zawiezc nas do centrum handlowego 10 minut dalej, bo "nie wolno mu wozic tam au pair". SERIO?! A Walmart to tylko supermarket, wiec wiecie...
Poza tym, powtarzanie milion razy tego samego, cisza nocna od 22:30... W ogole rozwalilo mnie tlumaczenie nam tego, jak wyglada lot samolotem, co jest na naszych e-biletach, co mozemy miec w walizkach i takich tam roznych rzeczy przed wylotami do rodzin. Nie to, zebysmy juz wszyscy byli po lotach, nie jedna osoba, np. ja, z przesiadkami, no i generalnie wszyscy wszystko wiedzieli, wiec tracilismy tylko czas.
Ogromnym plusem bylo to, ze mozna bylo poznac tyle roznych ludzi. U nas wtedy bylo ok. 90 osob, w tym 2 chlopakow, z 21 krajow. Od Polski (5 dziewczyn razem ze mna), przez Niemcy, Hiszpanie, po Brazylie czy Peru... No i fakt, ze od samego poczatku wszystko bylo po angielsku, byl naprawde pomocny.
Nie chcialo mi sie ogladac filmow, bo i tak spalam polowe podrozy z Frankfurtu do NY,
wiec co jakis czas lukalam na nasza pozycje :).
Grenlandia
"Praca domowa" ;)
Pierwsza pamiatka z Ameryki haha
Do NY i tak pojechalam nastepnego dnia za darmo, bo - uwaga - moj projekt byl jednym z czterech, ktore wygraly! :D Bylo tak super, ze masakra. Lazilam z glowa w chmurach, bo naprawde nie moglam uwierzyc, ze tam bylam... No niesamowite jest to uczucie, gdy nagle chodzi sie po ulicach, ktore do tej pory widzialo sie w filmach, i ktore tak bardzo chcialo sie zobaczyc. I Times Square, ktore jest tak jasne w nocy, ze trzeba spojrzec w niebo i zobaczyc gwiazdy, zeby wiedziec, ze faktycznie jest noc. OMFG!
Dorota, ja, Aga, Beata, Karolina :)
Atlanta
Ze szkolenia lecialam do Atlanty tak malym samolotem, ze musialam isc do mojego miejsca z ugietymi nogami, bo inaczej sie zwyczajnie nie miescilam. No dajcie spokoj... :P Byl jeden steward, ktory ledwo dawal rade przechodzic miedzy siedzeniami w tym mega waskim korytarzyku. W dodatku bardzo niekomfortowy byl ten lot, bo w takich malych samolotach wszystko czuc milion razy bardziej. No ale ok, dolecialam bez problemu. Nie musialam tez doplacac nic za bagaz. Nie lecialam sama, tylko z jedna Francuzka. Wielkosc lotniska w Atlancie mnie po prostu przerosla... Z miejsca, gdzie wysiadlam z samolotu do odbioru bagazu szlam ponad 40 minut! Moglam wsiasc do kolejki, wiem, ale stwierdzilam, ze aaaa co tam, przejde sie. No to sie przeszlam ;).
Jak wyszlam na gore, to moj Host oczywiscie czekal na mnie. Nie ukrywam, ze stresowalam sie tym spotkaniem no i nie wiedzialam tez, jak mam sie przywitac. Nie wiedzialam, czy mam podac reke, czy co. Postanowilam wiec obczaic jego zachowanie i na szczescie sam mnie objal, wiec spoko, nie musialam sie specjalnie tutaj wysilac. Wzielismy moj bagaz i poszlismy do auta, po czym ruszylismy w droge do mojego nowego miejsca zamieszkania - Sharpsburg - jakies 30-40 minut drogi z Atlanty. Po drodze wstapilismy po jakies jedzenie i tak ogolnie to od samego poczatku fajnie sie gadalo, wiec dosc szybko sie rozluznilam. Gdy dotarlismy do domu, Alicia juz czekala i byla mega podekscytowana i zadowolona! Jestem jej pierwsza au pair, co tez na pewno mialo na to wplyw. Przywitalam sie tez z mama Hosta, Margie, ktora okazala sie na szczescie naprawde bardzo fajna osoba. Dostalam od mojej "Host Corki" kwiatki i dwa rysunki, po czym zostalam oprowadzona po calym domu. Rodzinka mowi do mnie najczesciej Agnieszka, Aga rzadziej, co jest mega fajne, bo nie szukaja na sile ulatwien, a nawet Mala czasem mowi do babci: "grandma! not like this, like that, listen...!".
"Please come soon" :)
Widok z werandy!
I z mojego okna ;).
Schedule
Ogolnie to moj Host, Nathan, powiedzial, ze nie mam zadnych konkretnych godzin, ze po prostu jak sie obudze, to wstane, itp. Wiedzialam jednak, ze jak moja Area Director przyjdzie, to bedzie pytac o to, a poza tym stwierdzilam, ze mimo tego, ze to jest zajebista opcja, to jednak wolalabym mniej wiecej wiedziec, jak to ma wygladac w tych formalnych kwestiach. Umowilismy sie wiec na to, zebym na dole byla w okolicach 9-9:30, a po jego powrocie z pracy, czyli ok. 17, moge robic co chce. Natomiast gdybym np. w ciagu dnia chciala odpoczac/poogladac film/poczytac ksiazke/cokolwiek lub po prostu mialabym zly dzien i chcialabym wyjsc z domu/spotkac sie z kims/pojechac gdzies, to moge to zrobic, bo Margie zawsze jest w domu i im to w ogole nie bedzie przeszkadzalo, bo, cytuje, "jestesmy ludzmi i rozne rzeczy sie zdarzaja". Mowiac najprostszymi slowami, nikt z nas nie chce, zebym czula sie, jakbym byla w pracy. To, co bede robic po powrocie Hosta do domu, zalezy tylko ode mnie. Moge wyjsc i zamknac sie w pokoju lub spedzic z nimi popoludnie. Jeszcze jedna rzecz w kwestii formalnej - mam wolne wszystkie weekendy. Dodatkowo, Alicia spi w dzien w okolicach godz. 15.
Curfew
Nope. Jak juz napisalam przed chwila - to, co bede robic po powrocie Hosta, zalezy tylko ode mnie. Powiedzial dokladnie to: "jesli chcesz, mozemy cos ustalic, ale ja nie chce". Takze sprawa wyglada tak, ze moge wyjsc z domu, gdy on wroci i byc z powrotem nawet o 8 rano nastepnego dnia, bo dla Malej mam byc dostepna od 9.
Samochod, telefon, itp.
Do mojej dyspozycji jest auto matki Hosta. Mamy sie umawiac po prostu, kiedy co i jak, zeby sie nie okazalo, ze chcemy jechac gdzies w tym samym czasie. Za paliwo nie bede placic w ogole.
Troche sie stresowalam przed pierwsza jazda, ale poszlo mega latwo. Pozniej, jak gdzies wychodzilismy, to zawsze ja prowadzilam i Nathan powiedzial: "jestem pod wrazeniem, naprawde jestem". Predkosci sa tu wieksze. Jak wyjezdzam normalna jednopasmowka, ktora prowadzi na autostrade, to moge jechac 55mph, co daje ok. 88km/h, przy czym po Warszawie jezdzilam 55km/h, co Host skomentowal tak: "kurde, jak zolwie!". Po autostradzie, z dzieckiem na tylnym siedzeniu, 80mph, czyli niecale 130km/h. Jedyna trudnosc, jaka mam, to ogarniecie kolejnosci na skrzyzowaniach... W Polsce regula prawej reki, a tu kto pierwszy, ten lepszy. Jak jest malo aut, to latwo ogarnac, kto przyjechal pierwszy, ale jak jest kolejka, to juz nie jest tak fajnie. No ale to jest kwestia czasu, az sie ogarne z tym, wiadomo.
To, co mnie denerwuje to fakt, ze wiekszosc ludzi nie uzywa kierunkowskazow... No po prostu szlag mnie trafia, jak czekam na wyjezdzie, zeby auto przejechalo, a w ostatniej chwili zwalnia i sie okazuje, ze skreca, co oznacza, ze stalam jak glupia bez sensu, bo moglam jechac wczesniej. Pomijam w ogole kwestie zmieniania pasow na autostradzie pelnej aut bez chociaz jednego migniecia, no ale spoko...
Pojechalam z Nathanem do sklepu z telefonami, zeby ogarnac numer dla mnie i okazalo sie, ze amerykanski numer nie dzialalby na moim telefonie. Nie zebym miala LG L7, wiec w miare nowy telefon, ale spoko... Koles ze sklepu powiedzial, ze musze kupic nowy albo zaplacic za zrobienie czegos tam, ale wyszloby mniej wiecej tyle samo. Postanowilam wiec kupic nowy i polski numer miec na tym starym, ale wiedzialam tez, ze nie mialam wtedy tyle kasy. Powiedzialam wiec, ze wrocimy innego dnia, jak bede miala wiecej pieniedzy, a Host na to: "potraktuj to jako prezent" i kupil mi telefon. W dodatku dodal mnie do swojego planu i jak zapytalam ile miesiecznie mam mu placic za to, to powiedzial, ze mam sie nie martwic o to w ogole, bo on bedzie placil. Zreszta, mam darmowe rozmowy, smsy i 1GB internetu na kazdy miesiac, wiec na pewno nie przekrocze limitow. Samo to, ze tu wszedzie jest wifi, a poza tym ja nigdy w Polsce nie wykorzystywalam tyle miesiecznie, wiec tutaj przypuszczam, ze tez bym nie wykorzystala.
Mam tez juz konto w Bank of America. Potrzebowalam do tego polskiego prawa jazdy (jeszcze nie mam stanowego) i paszportu. Mam konto, ktore do 23. roku zycia jest darmowe.
Bylam tez po Social Security Number. Okazalo sie, ze w formularzu pojawil sie blad (mialam wpisac moje pierwsze imie, a system sam wrzucil tez drugie) i musza wyslac cos do Polski i prosic o potwierdzenie mojej tozszamosci. Dlatego tez numer dostane poczta za iles tam dni.
Jak juz go bede miala, to bede chciala zrobic prawko.
Chcialam tez w koncu kupic laptopa mimo tego, ze Host powiedzial, ze jest komputer, ktorego moge zawsze uzywac, ale wiecie - zawsze lepiej miec swojego wlasnego, nie? Nie chcialam wydawac mega duzo kasy, ale nie chcialo mi sie tez czekac na Black Friday, wiec postanowilam ogarnac teraz. Nie zrobilabym tego, gdyby nie to, ze Nathan dal mi czek na trzy miesiace z gory! Tyle kasy, no masakra. Wiecie, jak mozna przerzucic kase z czeku na konto? Pobierajac aplikacje na telefon i robiac zdjecie owego czeku, a pozniej zatwierdzajac to. Niezle, nie? Nie wiedzialam, ze tak sie da. No w kazdym razie, okazalo sie pozniej, jak juz wrocilam do domu ze sklepu, ze na razie na koncie mam tylko $225, a reszta bedzie dostepna dopiero pod koniec tygodnia, bo to tak stopniowo wplywa. Troche bez sensu, no ale podobnie bylo z kasa za wize. Dlatego tez Host zaplacil za moj laptop ($400). Powiedzialam mu wiec, zeby dal mi swoj numer konta, to mu przeleje kase za to, bo nie chce, zeby za mnie placil, a on na to: "daj spokoj, nie lubie przejmowac sie drobnostkami".
Ogarnelismy juz tez razem pobliskie sklepy takie jak Walmart czy ROSS oraz inne, wieksze i mniejsze, z ciuchami, jedzeniem, kosmetykami, itp. Do najblizszego od siebie mam ok. 20 min autem.
Host Family
Perfect! Mowie Wam, lepiej trafic nie moglam. Rozumiem sie z nimi w kazdej kwestii od samego poczatku. Jak przyjechalam, to Mala pojechala do matki na weekend i specjalnie tak to ustalili, zebym mogla sie ogarnac. Duzo to dalo, bo wszystkie formalnosci zalatwilismy przez ten czas, poza tym ja sie tutaj obeznalam i w ogole, wiec spoko. Spedzilam z Hostem dwa pelne dni, wiec gadalismy o wszystkim i o niczym. Naprawde fajny gosc, mozna porozmawiac o wszystkim i nie bac sie oceniania czy besztania. Jego mama tak samo, pojechala ze mna na zakupy (bo wzielam naprawde malo rzeczy) i tez strasznie fajnie spedzilam z nia czas. Mieszka tu jeszcze ojciec Hosta, Herman, ale on wlasciwie jak gosc. W sensie ze jest bardzo chory - ledwo mowi, ledwo chodzi i prawie caly czas spi. Szukaja dla niego jakiegos miejsca w stylu domu spokojnej starosci, ale chca wybrac cos najlepszego, wiec to pewnie jeszcze potrwa.
Alicia to bardzo wesola i grzeczna czterolatka. Jedynym problemem w jej zyciu jest jej matka... Nie mieszka tutaj i z Alicia widuje sie raz na jakis czas. Jest to kobieta, ktora uzywa roznych dziwnych trikow typu "jesli tego nie zrobisz/nie zjesz/cokolwiek, to cie zostawie" albo "jak nie bedziesz grzeczna, to nie wrocisz do ojca", a Alicia bardzo, ale to bardzo boi sie odrzucenia. Przypominam - gdy Nathan powiedzial jej o mnie i zapytal, co mysli, odpowiedziala: "boje sie, ze Agnieszka mnie nie polubi".
Dziewczynka wiekszosc czasu spedzala na zabawach w odgrywanie roznych roli, sama wymysla scenariusze i mowi, kto jest kim, itp. We wszystkich scenkach jest jedna zla postac. Dam Wam trzy przyklady:
1. jest mala dziewczynka, ktora musi posprzatac dom, bo czycha nad nia pewna zla kobieta, ktora zrobi jej krzywde, jesli nie bedzie porzadku;
2. duza kobieta zabila dziewczynke we snie, ale potem przybyl jednorozec, ktory przywrocil ja do zycia;
3. dziewczynka i jej dwoch towarzyszy musieli schowac sie w szafie przed zla kobieta, ktora wyrzucilaby ich przez okno za zle zachowanie.
Widzicie podobienstwo? Ta dziewczynka jest ona sama, natomiast zlym charakterem jest zawsze jej matka. Poprzez odgrywanie tych scenek inni moga zobaczyc, co ona przezywa w srodku mimo tego, ze na jej twarzy zawsze widnieje szeroki usmiech...
Dzisiaj np. byla sytuacja, gdy byla tu kobieta, ktora opiekuje sie czasem Hermanem, no i Alicia uderzyla sie w nos. Zaczela plakac i... uciekala przed ta kobieta. Nie chciala, by zobaczyla ja placzaca. Nie wiem, czy mam racje, ale wydaje mi sie, ze to tez ma zwiazek z jej relacjami z matka.
Alicia jezdzi do niej, bo, zdaniem jej ojca, nadal stara sie zdobyc jej akceptacje oraz milosc i jeszcze sie nie poddala, chociaz nastapi to predzej czy pozniej. Normalnie mysle, ze Nathan unikalby pozwalania jej na spotkania z ta kobieta, natomiast wyrok sadu to wyrok sadu, na to nic sie nie poradzi.
Najlepsze jest to, ze gdy Alicia jest ze mna, to nie chce odgrywac zadnych rol. Nathan powiedzial, ze to naprawde dobry znak. Bawimy sie po prostu, robimy rozne fajne rzeczy z papieru, chodzimy na spacery, itp. Nie ma w naszych zabawach zadnych zlych charakterow. Mysle, ze polowa sukcesu to zajac jej glowe czyms innym, zeby nie krazyla myslami wokol matki. Uwazam to za moj szybki i ogromny sukces, bo ona mi zaufala, a Host bal sie, ze moze to troche potrwac. Pare razy juz mowila mi "Agnieszka, bardzo cie lubie", raz powiedziala nawet do Nathana: "Agnieszka jest moja au pair na cale zycie". Dzisiaj dostalam calusa i Margie sie rozczulila az. Mysle, ze Alicia potrzebowala kogos totalnie spoza rodziny, kto spojrzy na wszystko trzezwym okiem, itp. Jak to ona sama powiedziala: "kogos, kto nie bedzie przerazajacy".
Wiecie, ze poznalam juz jej matke? Ona mnie nie lubi haha Zapytala Nathana czy zabral moj paszport tak, jak mu mowila, zeby zrobil! Wyobrazacie to sobie? A raz Host powiedzial, ze Alicia powiedziala matce, ze ja mam ladniejsza, jasniejsza i gladsza skore niz ona. Powiedzial, ze jest pewien, ze jak ta kobieta wrocila do domu, to rzucala talerzami ze zlosci haha
Czasami mam problemy ze zrozumieniem Malej. Mowie jej wtedy wprost, ze nie rozumiem, co mowi lub prosze, zeby wyjasnila mi powoli i wyraznie, a ona nie ma z tym zadnego problemu. Kilka razy powiedziala: "wiem, ze nie wszystko rozumiesz, bo jestes z Polski, ale postaraj sie zapamietac nowe slowa, ja ci pomoge".
Najgorsze w tym wszystkim jest to, ze Alicia bedzie probowala swatac mnie i Nathana, jestem tego pewna. Raz powiedziala mu, ze wie, kogo moze poslubic. On zapytal kogo, a ona wskazala palcem na mnie. Kilka razy bardzo chciala, zebym siedziala obok niego przy stole, a kiedy indziej powiedziala, ze wie, kto moze byc jego nowa dziewczyna i po szybkiej wymianie porozumiewawczych spojrzen miedzy mna, a nim, powiedziala uradowana: "Agnieszka!". Poza tym, na samym poczatku mojego pobytu tutaj chciala, zebysmy odegrali scenke, jak to Nathan mi sie oswiadcza. OMG.
Na razie moje dni wygladaja tak, ze budze sie ok. 8 sama (na szczescie nie musze nastawiac budzika), ide na sniadanie, potem wstaje Alicia. Nathan wychodzi do pracy, ona schodzi na dol i je cos albo nie, zalezy czy jej sie chce. Potem troche sie bawimy, potem lunch, a pozniej znowu zabawa. Ok. 15 kladzie sie przespac godzine, a o 17 Nathan wraca z pracy. Ja sie troche pokrzatam tu i tam, po czym ok. 18 jemy obiad przygotowany przez Margie. Pozniej albo wracam na chwile do pokoju, jesli mam co robic, albo zostaje z nimi i spedzamy razem czas az do pojscia spac. Nie przeszkadza mi to w ogole. Wiem, ze pozniej bedzie inaczej, bo poznam nowych ludzi, zaczne chodzic na kurs, pojde na jakas silownie czy cos. Natomiast na razie jest mi dobrze.
Kurs
Jeszcze nie wiem kiedy, ale wiem, ze pojde na kurs English as a second language do miejsca w Peachtree City, ktory to kurs jest za darmo! Oznacza to, ze angielski zrobie za free i to $500, ktore Host Rodzina przeznacza na moja edukacje, bede mogla wydac na inny kurs. Fajna opcja, bez kitu.
Ludzie!
W Sharpsburg mieszka jeszcze jedna au pair, ktora jest Brazylijka. Ostatnio zapytalam czy moze chcialaby sie spotkac i okazalo sie, ze jechala z kilkoma innymi osobami do Atlanty i moglam sie zabrac z nimi. Poznalam w sumie 9 bardzo fajnych osob. Poszlismy do oceanarium ($40 za bilet wstepu - nie warto, ale odhaczylam jedna z rzeczy na mojej liscie do zrobienia!), potem polazilismy po Olimpic Park i poszlismy cos zjesc.
Polowa listopada, a ja tak ubrana latalam po miescie :))).
Muzeum Coca-Coli, ktore widzialam tylko z zewnatrz.
Nie jara mnie, ale i tak pojde - kolejna rzecz z listy!
Park Olimpijski
Ciekawostki...
Alicia pojechala z matka na zajecia baletu i okazalo sie, ze zostanie u niej do jutrzejszego popoludnia, co oznacza wolne dla mnie calkiem. Nie wiem za bardzo, co mam jutro robic. Z jednej strony pojechalabym do sklepu po waciki do zmywania makijazu i krem do twarzy (woda strasznie wysuszyla mi skore), ale z drugiej nie wiem, czy chce mi sie jechac 25 min w jedna strone do sklepu po dwie rzeczy...
Bylam dzis z Nathanem na spacerze i gadalismy o roznych rzeczach, o zyciu. On opowiedzial mi moja historie, a ja opowiedzialam mu jego i uwazam, ze to bylo naprawde fajne. Dobrze jest wiedziec, z kim sie mieszka pod jednym dachem i miec wzajemne zaufanie.
Tutaj wszedzie dookola sa lasy, w ktorych mieszkaja sarny, dziki, koty, kroliki, wiewiorki i pewnie jakies inne zwierzeta, ktorych jeszcze nie widzialam. Sarny to normalnie biegaja sobie po podworkach i ulicach! Naprawde fajnie to wyglada. Zwlaszcza dla mnie, czyli osoby, ktora cale zycie mieszkala w duzym miescie.
Nathan powiedzial, ze gdy idziemy wszyscy razem gdzies do jakiejs knajpy czy czegos, zeby cos zjesc, to on bedzie placil i ja mam sie o to nie martwic. Musze powiedziec, ze maja tu naprawde dobre rzeczy, natomiast to, co mi sie nie podoba, to wszechobecne przekaski... Caly czas slysze:
"let's have a snack"
"do you want a snack?"
"would you like some chocolate bars?"
Co ja odpowiadam? "Sure!"... Ehh.
Pod koniec stycznia lecimy do Kaliforni (omg omg omg omg). Mozliwe, ze jakos pod koniec grudnia odwiedzimy Waszyngton D.C., ale to jeszcze nie na pewno. Poza tym, co mnie po prostu rozpieprzylo do reszty, prawdopodobnie w okolicach kwietnia/maja polece do... Chin. W glowie mi sie to nie miesci, naprawde mi sie nie miesci. Matka Alicii jest z Azji i w Chinach ma rodzicow. Chciala zabrac Alicie na dwa tygodnie, ale Nathan nie chcial puscic jej samej. Nie wiedzial, jak to rozwiazac, ale w koncu ja tu jestem... Powiedzial, ze jesli zdecyduje sie pozwolic jej jechac, a to jeszcze nie jest pewne, to bedzie chcial, zebym poleciala z nia. Zgon.
W niedziele mam spotkanie z AD i innymi Au Pair. Mam nadzieje, ze bedzie fajnie, chociaz srednio podoba mi sie pomysl zajec ze sztuki walki, na ktore mamy isc... Kompletnie mnie to nie kreci.
Myslalam, ze co, jak co, ale jak przyjade do Stanow, to ludzie przestana sie na mnie gapic. W koncu tu jest tyle naprawde roznych osob! Ale co, oczywiscie nie jest tak. Nawet sobie nie wyobrazacie, jaka sensacje wzbudzam, no az nie wiem, o co chodzi. Wiem, ze to moze dziwnie zabrzmiec, ale naprawde tak jest - przez ten tydzien w roznych miejscach widzialam dwie dziewczyny, ktore byly szczuple. Generalnie najszczuplejsza zawsze jestem ja! Poza tym, jestem najzwyzsza wsrod nich - 5 (slownie: PIEC) osob zaczepilo mnie w sklepie JEDNEGO dnia z pytaniem: "how tall are you?". A wczoraj w jednej restauracji kucharz mnie oblukal, po czym szepnal cos do swojego kumpla i oboje wyszli, zeby sobie na mnie popatrzec, jak stalam i czekalam na Alicie. No kurde, serio?!
Dawno, naprawde dawno nie mialam tak, zebym kazdego dnia budzila sie z usmiechem na twarzy. Teraz tak mam i jestem z tego powodu naprawde, ale to naprawde masakrycznie zadowolona.
_________
Imiona, opisy, itp., uzylam w notce za zgoda Hosta.