Wednesday, February 12, 2014

Los Angeles, San Diego, Santa Monica i Costa Mesa, czyli Aga w Kalifornii! / Zimy poczatek... i prawie koniec.

Zaczne od tego, ze moj licznik pokazal mi, ze jestem tu juz 100 dni! Mam wrazenie, ze zlecialo jak z bicza strzelil. I nadal jest tak samo super, jak na samym poczatku, wiec chyba moge sie nazwac szczesciara :).

Druga sprawa jest to, ze zmienilam wyglad na moim blogu, co zreszta nie trudno zauwazyc. Mam nadzieje, ze Wam sie podoba! Zdjecie zrobione na wzgorzach Hollywood, w tle widac spora czesc Los Angeles.

Inna sprawa z serii "zycie codziennie" to zdjecia, ktore mniej wiecej pokaza Wam, jaka jest teraz tutaj pogoda. TYLE SNIEGU na chodnikach i trawnikach, ze az zamkneli szkoly i generalnie prawie wszystko :). Mozecie je sobie powiekszyc, jesli chcecie, to lepiej zobaczycie. To BIALE COS na drzewach, to nie snieg, to lod. Smiesznie wygladaja te mocno zielone liscie na niektorych drzewach, calkowicie pokryte lodem. Wlasnie wrocilam ze spaceru, bo ciekawa bylam, jak to wszystko wyglada na zywo i jesli chodzi o ulice, to nie ma tragedii, tzn. ja sie nie poslizgnelam ani razu i auta tez sie nie slizgaja raczej (widzialam tylko jedno), ale faktem jest, ze balabym sie jechac gdzies dalej bez opon zimowych. A dodatkowa ciekawostka niech bedzie fakt, ze taki "lodowy sztorm" byl tu ostatni raz w 2005 roku! Ale no przeciez to jest takie oczywiste - Agnieszka przyleciala, to od razu pogoda musi byc nie tak :D. Nie wiem, czy los chcial, zebym poczula sie jak w Polsce, czy co? Tak czy siak, nie potrwa to dlugo, wiec przynajmniej tyle. Temperatura w tym momencie to -1st.C.
Caly czas gadam o pogodzie, WIEM, ale to dlatego, ze tutaj ludzie caly czas o tym mowia i juz mi sie udziela. Poza tym zgadzam sie z tym, co napisaliscie w komentarzach, ze to naprawde super, ze ludzie tutaj sa tak poinformowani o wszystkim, bo nikt nigdy nie jest niczym zaskoczony (no, moze troche tym, ze ogolnie spadl ten snieg, ale wiecie, o co chodzi) i jesli naprawde mialby nadejsc jakis masakryczny sztorm i domy przykryte bylyby sniegiem po dachy, to przynajmniej wszyscy zdazyliby sie przygotowac do tego. A nie tak, jak w Polsce - co rok, doslownie co rok czytam artykuly pt. "zima zaskoczyla kierowcow"...




***

KALIFORNIA! Mam 8 notek w wersji roboczych, ktore czekaja na publikacje od dluzszego czasu, ale jakos wydaje mi sie, ze temat, ktory teraz porusze, stoi tu zdecydowanie najwyzej w hierarchii, bo spelnilo sie jedno z moich najwiekszych marzen. Kolejne zreszta - tutaj to jakos szybko leci, chociaz w sumie nigdy nie mialam z tym jakiegos problemu. Podziele tez trzy stany na trzy oddzielne notki, bo w jednej byloby wszystkiego zdecydowanie za duzo.

Nasz poczatkowy plan wojazy kalifornijskich wskazywal: Los Angeles, San Diego, Santa Monica, Santa Barbara oraz San Francisco. W czasie pobytu tam plany sie troche zmienily i zrezygnowalismy z Santa Barbara (bo nie az tak wazne) i San Francisco (az 6,5h drogi autem z LA - tu bylam troche zawiedziona) na rzecz Las Vegas (4h drogi z LA i wiecej do zobaczenia) i Wielkiego Kanionu (2,5h drogi z Vegas i nawet Nathan tam nie byl nigdy wczesniej). Mielismy tez ambitne plany zahaczenia o Tijuane, ktora znajduje sie tuz przy granicy amerykansko-meksykanskiej i z San Diego jechalibysmy tam tylko pol godziny pewnie, ale tutaj to juz przecenilismy swoje mozliwosci w kwestii nie spania i zmieniania sie za kierownica, wiec zrezygnowalismy z tego miejsca calkowicie i przypadkiem zawitalismy do Barstow, czyli miasteczka pomiedzy Vegas a San Diego, by sie przespac. To sprawilo, ze nie pojechalismy do Tijuany - nie starczylo czasu.

Naszym pierwszym przystankiem bylo San Diego i trzy dni spedzone tam w zwiazku z pewnymi konferencjami, ale o tym opowiem Wam w oddzielnej notce, bo to dluzsza i bardziej skomplikowana sprawa. Pogoda byla naprawde fajna. Nie bylo jakichs upalow, ale bylo na tyle cieplo, zeby chodzic w koszulce z krotkim rekawem.






Jednym z naszych celow w San Diego, bylo ZOO, podobno znane na swiecie. W sumie nie wiem, ZOO jak ZOO. Ja zawsze czekam tylko na moment, kiedy bede mogla zobaczyc malpki, bo to zdecydowanie moje ulubione zwierzeta. Alicia zachwycala sie wszystkim po kolei, a Nathanowi najbardziej podobal sie tygrys.





Odwiedzilismy tez Coronado Island, czyli jedno z bardziej popularnych, wakacyjnych kurortow...






Wszystko tam mi sie podobalo! Wszystkie widoki, pogoda, ludzie, jedzenie... WSZYSTKO. Lazilam podekscytowana non stop, bo jakos naprawde ciezko mi bylo uwierzyc w to wszystko. Tyle czasu marzylam o tym, zeby poleciec do Kalifornii i zobaczyc te miejsca, ktore od zawsze chcialam zobaczyc, ze nie dowierzalam, ze udalo sie to tak szybko po moim przylocie do Stanow. I to w dodatku za darmo, bo jak jezdzimy gdzies w trojke, to za wszystko placi Host. Najbardziej te nutke ekscytacji czulam, gdy jechalismy do Los Angeles. Myslalam sobie, ze Boze, jakie to jest niesamowite, ze siedze w aucie do LA! No po prostu... Unbelievable.

Pierwszym przystankiem bylo muzeum figur woskowych Madame Tussauds. Alicia byla mega zachwycona tymi wszystkimi ludzmi i nie dowierzala, ze oni nie sa prawdziwi. Tak, dwie godziny czasu w LA spedzilam w muzeum figur woskowych, wiem. Ale co z tego. Sama bylam pod wrazeniem tego, jak prawdziwie te figury wygladaja.








Po dodaniu tego zdjecia na fejsa, niektorzy moi znajomi oszaleli :D. Takze teraz informuje - nie, to nie jest prawdziwy Jim. To jego figura woskowa. W sumie nie spodziewalam sie, ze ktos pomysli, ze on jest prawdziwy, ale z drugiej strony mialam lekki ubaw, sory :)).

Pozniej oczywiscie spacer po Hollywood Boulevard. Bylo tam mnostwo roznych sklepikow z pamiatkami, wiadomo. Poza tym dziesiatki ludzi przebranych za rozne gwiazdy filmowe czy tez bajkowe, zbierajacych kase za zdjecia. Widzialam dokladnie to, czego sie spodziewalam, czyli milion swiatel, ogromna ilosc ludzi, halas, itp. Tak, lubie to :).



Kolejnym punktem, jesli chodzi o Los Angeles, byly wzgorza Hollywood. Pojechalismy do Runyon Canyon Park, z ktorego rozposciera sie widok na cale miasto. To bylo dopiero... WOW. Jak usiadlam na lawce na samej gorze, tak siedzialam dobre kilka minut i gapilam sie przed siebie. Wlasnie z tego miejsca pochodzi to zdjecie w naglowku. Wedlug mnie widok zapiera dech w piersiach. Widok, ktory do tej pory widzialam na tylu roznych zdjeciach i w tylu filmach... OMG.






Korzystajac z okazji, ze zawitalismy w tamto miejsce, przy okazji wpadlismy tez do domu Jima. Tzn. nie do konca do domu... Raczej powiedzialabym, ze pod dom. A dokladniej pod ogrodzenie. Jedyne tak wysokie ogrodzenie, ze nie bylo widac domu. ALE!!! BYLAM TAM. Tyle lat uwielbiac kogos i wzdychac do telewizora tysiace kilometrow dalej, a tu nagle znalezc sie pod domem... No wezcie, to jest dopiero niesamowite. A jak sobie pomyslalam, ze moze on akurat wtedy byl w domu, to juz w ogole... Wracajac, uraczeni zostalismy widokiem zachodu slonca.



Na mojej liscie rzeczy do zobaczenia nie moglo oczywiscie zabraknac Beverly Hills i Rodeo Drive na czele. Nawet sobie nie zdajecie sprawy z tego, ilu tam bylo Azjatow! Ja wiem, ze oni sa wszedzie, ale tam to az do przesady, bo nagle poczulam sie dziwnie... inna :P. Sama okolica to same ekskluzywne, mega drogie sklepy...




Pewnego dnia pojechalismy do Six Flags Magic Mountain! Tym razem bez Alicii, bo ona nie moglaby na nic wejsc, poza tym nawet, jakby mogla, to by sie bala. Rollercoastery to cos, co ja uwieeeeelbiam! Ta adrenalina, przerazenie na poczatku i usmiech na koncu - SUPER. Jeden z nich byl jedynym stojacym, o jakim slyszalam. To znaczy, ludzie mieli pod posladkami takie male siedzonko, jak na rowerach, a nogi byly wyprostowane i stopy dotykaly podlogi. To bylo super, serio. W ogole wszystko tam bylo super.




Widzicie wielkosc tych lodow?! A to byl rozmiar "sredni".


Kolejnego dnia wrocilismy na wzgorza, tyle ze tym razem z drugiej strony, zeby zobaczyc znak Hollywood. Nazwa miejsca, to Canyon Lake i jest to najlepsze i najblizsze miejsce, z ktorego zobaczyc mozna znak.



Wracajac, zahaczylismy o Universal City Overlook, z ktorego zobaczyc mozna LA z troche innej strony. Bylismy tam, jak juz bylo ciemno, co bylo kolejnym genialnym punktem wycieczki. Szkoda, ze zdjecia z telefonu nie oddaja tego, no ale... To trzeba zobaczyc na zywo, wiadomo. A jak ktos uwielbia widok miasta noca, jak ja, to juz w ogole bylby zachwycony.



Bylismy tez w Santa Monica. Odwiedzilismy molo, na ktorym jest maly park rozrywki i Alicia miala ubaw. Gdy ona i Nathan jezdzili na karuzelach, ja poszlam na spacer po plazy. Podszedl do mnie jakis Amerykanin, ktory zapytal czy jestem Niemka. Odpowiedzialam mu pytaniem, dlaczego tak mysli, a on na to "bo jestes wysoka blondynka". Coz, chyba nigdy nie widzial Niemek ;).
Tego dnia nie bylo jakos bardzo cieplo, bo wial spory wiatr. Chodzilam sobie w sweterku i bylo mi chlodno. Przypuszczam, ze woda nie nalezala do najcieplejszych, a mimo tego, co bardzo mnie szokowalo, ludzie kapali sie w oceanie. I nie to, ze mieli stroje kapielowe czy cos, tylko zwyczajnie wchodzili do wody w ciuchach, co pozniej wiazalo sie z wysychaniem na tym mega wietrze. Nie zazdroszcze.

Third Street Promenade







Koniec slynnej drogi 66, ktora zaczyna sie w Chicago, 
a konczy na Santa Monica Pier. 

Nastepnego dnia wrocilismy jeszcze na chwile do LA, zeby zobaczyc Venice Beach i Muscle Beach. Koniecznie chcialam zobaczyc te miejsca, bo po pierwsze ludzie pisali o nich na kazdej stronie z tytulem "co zobaczyc w Los Angeles", a po drugie te miejsca widzialam w milionach roznych klipow muzycznych. Dwa pierwsze z brzegu - LMFAO "Sexy and I know it" - KLIK - oraz Danny "Todo el mundo" - KLIK. Przechodzac promenada, jakis koles podszedl do nas i powiedzial, ze widzi nas w kadrze... Okazalo sie, ze cos nagrywali, ale nie mam pojecia, co to bylo.

Jesli chodzi o reszte widokow, to na trawie przy plazy bylo bardzo duzo bezdomnych i ludzi zarabiajacych na rysowaniu obrazkow na szkle czy tez na robieniu roznych wisiorkow. Jednoczesnie bylo tam bardzo czysto, co zapewne spowodowane jest tym, ze w Ameryce, a przynajmniej w Georgii i Kalifornii, bo tylko w tych dwoch miejscach zwrocilam na to uwage, sa bardzo wysokie kary za smiecenie.

Muscle Beach

Znany mi bardzo dobrze kolorowy mur w oddali :).





Jesli chodzi o sam pobyt w Kalifornii, to wiekszosc czasu spalismy w Costa Mesa, godzine drogi od LA na poludnie. Zahaczylismy wiec o polwysep Balboa, gdzie wynajelismy lodke i wybralismy sie na przejazdzke po zatoce. Alicia bardzo lubi bawic sie w piratow, wiec dla niej to byl dopiero ubaw.






Jesli chodzi o Kalifornie, to chyba tyle. Wszystkie punkty na liscie odhaczone, a i kilka nawet dopisalam, wiec tym lepiej. Pozniej pojechalismy do Las Vegas, o czym opowiem w nastepnej notce...

Dzien przed wylotem do Atlanty pojechalismy nad Wielki Kanion (o tym tez pozniej) i wracalismy bardzo poznym wieczorem, do SD dojechac mielismy ok. 5 nad ranem. Wczesniej zatrzymalismy sie jeszcze, zeby cos zjesc, tym razem wybor padl na ihop, ktore to miejsce uwielbiam, i ktore tym razem znajdowalo sie w centrum kasyna. Na poczatku prowadzil Nathan i w polowie drogi mielismy sie zmienic i w koncu zrezygnowalismy z San Diego i mielismy jechac prosto do Tijuany. Niestety nagle strasznie zachcialo mi sie spac, ze zwyczajnie zasnelam w tym aucie i po jakims czasie zostalam obudzona i Nathan zapytal czy moze lepszym wyjsciem, wedlug mnie, byloby przespanie sie w Barstow, bo on tez juz nie moze dalej jechac, i po prostu zrezygnowanie z Tijuany. Nie bylo czasu, bo samolot mielismy o 13:50. Zdecydowalismy sie wiec na to wlasnie wyjscie, a do Meksyku na pewno jeszcze pojade :).

Tak, JARAM SIE maksymalnie i nic na to nie poradze, poza tym w ogole sie tego nie wstydze :). Teraz jest najlepszy czas mojego zycia i mowie to z cala swiadomoscia moich slow.

Pozdrowienia!
Aga

36 comments:

  1. chyba w ''czepku '' sie urodzilas :) lubię takie długie posty :) warto też zwracać uwagę na to czym się host family zajmuje bo w przypadku jak Twój można dużo zwiedzić ale to oczywiście zależy od różnych czynników :) pozdrawiam i zazdroszczę oczywiście w pozytywnym sensie :) no i dzięki bo jesteś moja motywacja co do wyjazdu! :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ciesze sie, bo ja tez lubie dlugie posty :)). Pewnie, ze tak, czasem zdarzaja sie tacy, co duzo podrozuja. Ja od poczatku wiedzialam, ze moj Host wyjezdza czasem gdzies w zwiazku z praca, ale nie przypuszczalam ,ze tak czesto. Tak czy siak, Kalifornia to byly wakacje, on nie byl wtedy w pracy.
      Ja Twoja motywacja?! Oj, no to tym bardziej sie ciesze :))))

      Delete
  2. Jeeeej..Mega zazdroszczę ! Świetnie trafiłaś co do rodzinki. Alicia w ogóle jest przy Tobie taka szczęśliwa,no ale co się dziwić jak taka pozytywna jesteś :D
    Pozdrawiam !:)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nieskromnie powiem, ze zauwazylam roznice w jej zachowaniu i nastroju, odkad tu jestem. I nie tylko ja, co bardzo mi sie podoba, bo to znaczy, ze nie mam jakichs przewidzen :P.
      Pozdrawiam rowniez :).

      Delete
  3. Świetna notka,zdjęcia są geeeeenialne! Buzia się mi cieszyła jak to czytałam,super że Ci się tak układa! Zazdroszczę i życze dalszych udanych podróży (i takich długich notek :D)!!! :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Zdjecia sie wyjatkowo udaly, moj telefon mnie nie zawiodl :D. Spoko, nie przestane dodawac dlugich notek, gwarantuje Ci to :))

      Delete
  4. wow 100 dni! A pamietam jak wyjeżdzałaś tak niedawno! Super, że miałaś możliwość zobaczenia tych wszystkich miejsc, marzenie :)
    Pozdrawiam :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Z jednej strony chwila wyjazdu wydaje sie taka odlegla, a z drugiej, jak mowisz, wydaje sie to tak niedawno. Prawda jest to, co zawsze czytalam - czas tu leci nieublaganie szybko.
      Buziaki! :)

      Delete
  5. Jeju! Jeju! Jeju!
    Kocham twojego bloga!
    Czym dłużej czytam tym bardziej utwierdam się w decyzji, że dokonałam dobrego wyboru::)
    Śliczne widoki, śliczna Aga, śliczne wszystko :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dzieeeeeekuje! Ciesze sie do laptopa jak glupia ;P.

      Delete
  6. Bardzo fajny post:) Pokazałabyś nam zdjęcie słynnego Nathana na blogu?

    ReplyDelete
    Replies
    1. W poscie o Wielkim Kanionie! ;)

      Delete
    2. Nie moge sie doczekac ! kiedy bd ta notka ?

      Delete
    3. Juz jest! Co prawda nie o Wielkim Kanionie, no ale to taki przedsmak.

      Delete
  7. This comment has been removed by the author.

    ReplyDelete
  8. Jedno słowo - ZAZDROSZCZĘ! :D
    Zdjęcie gwiazdy Michaela i jego figury woskowej już w ogóle zwaliło mnie z nóg! <3

    ReplyDelete
    Replies
    1. Tez go uwielbiam! :) W Vegas bylam na show Cirque du Soleil pt "Michael Jackson One". Napisze o tym w nastepnej notce :)

      Delete
    2. Chętnie przeczytam, też go uwielbiam! :D 28.03.2014 idę na koncert w Poznaniu "Michael Jackson - The Show". Michaela "gra" tam Frederick z Las Vegas :) Chętnie sama wybrałabym się na Cirque du Soleil, ale pewnie do nas z MJ nie przyjadą :c Ile $$ płaciłaś za bilet?

      Delete
    3. Ooo to super! Jestem przekonana ,ze swietnie sie bedziesz bawic.
      Jeden bilet kosztowal niecale 200 dolcow.

      Delete
    4. Na pewno dałabym tyle, bo po filmikach z yt widać, że są świetni i nie można się nudzić :)

      Delete
    5. Zdecydowanie! Nawet Alicii podobalo sie cale show :).

      Delete
  9. *o* cuuudowne zdjęcia! :O Widać, że Ameryka Ci służy i spełniasz swój American Dream, bardzo się z tego cieszę :) Czerp garściami z tego, co Ci życie tam pod nos podstawia ;)
    Ja ZOO w San Diego znam z Pandacam; oglądało się pandy zamiast uczyć do sesji :D
    Rozbawiła mnie ta sytuacja, że niby jesteś Niemką ;D Śmiałam się jak głupia xD

    ReplyDelete
    Replies
    1. Bardzo sie ciesze, ze to widac :)))).
      Aaa no kurde! Tez ogladalam te pandy, ale nie ogarnelam, ze to wlasnie to zoo :D.
      Haha wez, tez sie smialam, jak mi to powiedzial.

      Delete
  10. I bardzo dobrze, ze sie nie wstydzisz, ze Ci sie podoba bycie w US. Zyj, i ciesz sie ta przygoda i nie zapomnij opisywac nam gdzie bylas i co robilas :) Pozdrawiam

    ReplyDelete
    Replies
    1. Na pewno nie zapomne! Tym bardziej ,ze wiem, ze lubicie czytac moje wypociny :).

      Delete
  11. wow, widzę że fajnie Ci się powodzi, podróże tu i tam :)
    Wiem, California jest cudowna, sama mieszkam w SF, pogoda super, muszę się do LA wybrać kiedyś :)

    a gdzie konkretie mieszkasz? coś cięzko było mi znaleźć ;x

    ReplyDelete
    Replies
    1. No, koniecznie sie wybierz :).
      Mieszkam w Sharpsburg, niecala godzine drogi na poludnie od Atlanty w stanie Georgia :).

      Delete
  12. Ale Ci zazdroszczę! :)
    Bardzo bym chciała, żeby mi się udało.. jeszcze długa droga przede mną, czasem po prostu boję się, że mi się nie uda, że się ta idealna rodzina nie znajdzie... Ale chyba każda przyszła au pair ma takie myśli ;>
    Oby było dobrze!! Muszę uwierzyć w swoje marzenia! :)

    Bardzo chętnie czytam Twojego bloga, pozdrawiam! :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Oj, powiem Ci, ze mialam IDENTYCZNIE obawy. Myslalam sobie, ze mam malo referencji, ze mam kiepskie zdjecia, ze nie mam doswiadczenia w prowadzeniu auta, ze nikt mnie nie bedzie chcial... No ale masz racje, kazda dziewczyna tak ma. Na pewno przyjdzie czas, ze znajdzie sie ktos odpowiedni dla Ciebie. Powodzenia! :))

      Delete
    2. Czyli jednym słowem - wszystko przede mną :D
      Nie no racja, trzeba myśleć pozytywnie...
      Za jakiś czas ja będę opisywać swoje przygody w USA! :D
      Bardzo dziękuję, przyda się! :)

      Delete
    3. Daj znac, jak juz sie cos ruszy u Ciebie :).

      Delete
  13. Świetnie ! Czekam na każdą notkę z niecierpliwością ;D
    Mała jest świetna i Ty też, promienieje przy Tobie ;)
    Myślałaś już o tym, co zrobisz jak miną Ci już 2 lata :D?
    Przecież mała się załamie ;<
    Powodzenia!!! i cieszę się, że Ci się udało...
    Sama mam nadzieję, że trafię na dobrą rodzinkę,
    nie mam Bóg wie jakich wymagań, tylko po prostu nie chciałabym trafić w rematch ;(

    ReplyDelete
  14. Tak, myslalam o tym, ale na razie nie chce o tym pisac. Moze za jakis czas, bo to wiaze sie z wieloma innymi rzeczami. Tzn. w koncu na pewno o tym napisze, ale jeszcze za wczesnie :P.
    Dzieki i Tobie tez powodzenia! Trzymam kciuki! Rematch musi byc mega stresujaca sprawa, wiec mam nadzieje, ze nie bedziesz musiala przez to przechodzic :)

    ReplyDelete
  15. ja bym poszla pod dom dicaprio

    ReplyDelete
  16. Czytam od wczoraj Twojego bloga od pierwszego wpisu. Koleżanka mi go poleciła i... miała rację, jesteś cudowna :) Sama chciałam w tym roku lecieć do Stanów z CC, ale zmieniłam zdanie. Idę na pierwszy rok studiów i biorę dziekankę na drugim, żeby wylecieć. Mam nadzieję, że to dobra decyzja :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dzięki wielkie! :))
      No i życzę powodzenia!

      Delete