Friday, June 6, 2014

Washington, D.C.; mój nowy i jedyny wróg; kiepska Area Director...

Cześć! Dzisiaj notka z serii "wszystko i nic" :).

Zacznę od tego, że następnym celem Nathana (wyjazd z pracy) jest Washington, D.C. W związku z tym, że tam mnie jeszcze nie było, postanowiłam wybrać się z nim i pozwiedzać trochę nowe miejsce. Lecimy we wtorek (17 czerwca) i wracamy w piątek. W środę i czwartek będę miała trochę wolnego czasu do dyspozycji. W tym momencie więc pojawia się moje pytanie: czy ktoś z Was mieszka tam lub w okolicach i miałby trochę czasu i ochoty popołudniu w te dwa dni, o których wspomniałam? Chętnie poznałabym kogoś nowego i połaziła po mieście w miłym towarzystwie. Jak coś, zostawcie mi komentarz lub napiszcie maila :). Tym razem to tak na serio. Nie będzie powtórki z tego, co było z moim niedoszłym wyjazdem do Chicago!

Jutro (sobota) w Atlancie jest Color Festival, na który się wybieram. Nie będzie tam nikogo, kim jakoś specjalnie bym się interesowała, ale jadę z ciekawości. Zresztą, lubię wszelkiego rodzaju festiwale, a ten przegapiłam, jak był w Warszawie, więc tu sobie pójdę. W przyszłym tygodniu za to, w środę, długo przeze mnie wyczekiwany koncert Bruno Marsa w Birmingham! Nie mogę się doczekać!

Ogólnie rzecz biorąc, to wszystko u mnie nadal okej. Nie wiem, czy w ciągu tego czasu, od kiedy tu jestem, kiedykolwiek napisałam, że coś nie jest ok... W sumie to dobrze, nie? Jednak jakby tak się rozdrobnić na szczegóły, to mogłabym trochę ponarzekać. Między innymi dlatego, że zaangażowałam się w tyle różnych rzeczy, że nie ogarniam, co mam zrobić i w jakiej kolejności. Doszłam do wniosku, że najlepszym wyjściem byłoby ułożenie jakiejś listy i zwyczajne posegregowanie wszystkiego w hierachii od najważniejszego, co nie może czekać, do mniej ważnego, co można na razie odłożyć na półkę. Niestety, jak już przyszło co do czego, to nie mogłam zdecydować, od czego zacząć, a co na razie można "put something on a back burner" (darmowa lekcja angielskiego przy okazji haha) i zająć się tym później. Dlatego nadal wszystko jest w tej takiej chmurze, która lata nad moją głową i nie daje mi spokoju.
Jedną taką rzeczą, która mnie ostatnio wyprowadziła z równowagi, była Fang. Właściwie powinnam powiedzieć "jedyną osobą", zamiast "rzeczą"... No cóż, wymsknęło mi się, bywa. Już dawno pisałam, że mi na nerwach działa, ale najwyraźniej i ja zaczęłam działać również na jej. Wiecie, ona nie lubiła mnie od samego początku, ja jej zresztą też, ale ostatnio przegięła i nie zamierzam tego tak zostawić. Nie dam po sobie jeździć i tyle. I nieważne czy jest to ktoś w internecie, czy matka Alicii. Nie chcę tu wnikać w szczegóły, więc powiem tylko tyle, że ja jestem naprawdę cierpliwa i trudno mnie wyprowadzić z równowagi. A jeśli komuś się to udało, jak jej, to krzyżyk na drogę.
Kilka dni przed tym to w ogóle odwaliła taką akcję, że nie mam do niej już za grosz szacunku. Widzieliście kiedyś scenę, w której rąbnięta, wrzeszcząca kobieta zabiera siłą płaczące, machające nogami, krzyczące "I don't want to go, leave me alone!", trzymające się rękawa taty dziecko i tego właśnie ojca, który w tym momencie nie może zatrzymać tegoż dziecka, nie może zrobić nic?! A teraz drugie pytanie: widzieliście taką scenę na żywo? No właśnie. Ja widziałam i nigdy więcej nie chcę tego oglądać drugi raz...

Miałam coś jeszcze napisać i zapomniałam... 

Powiem więc o sytuacji, przez którą prawie dostałam zawału kilka dni temu. Wchodzę do garażu, kieruję się w stronę auta... Wszystko spoko. Otwieram drzwi od samochodu i odruchowo spojrzałam na drzwi garażowe. Co tam zobaczyłam? Ogromnego pająka! Przysięgam, był większy, niż moja rozłożona dłoń! Wyobrażacie to sobie? I ja... Osoba, która jest przerażona, gdy widzi "małego" pająka, a tu taki olbrzym tam. I w tym momencie moje życie wygląda tak, że nie wchodzę do garażu w ogóle. Zostawiam auto na zewnątrz i Margie poprosiłam o robienie tego samego. Całe szczęście fajna z niej kobieta i nie ma z tym problemu!

Kilka osób pytało, czy spotykam się z innymi au pairkami. Odpowiedź brzmi: nie za bardzo. Koleguję się z jedną Niemką, która jest w Atlancie i z nią się czasem widuję. Poza nią, mam kontakt internetowy z kilkoma dziewczynami, ale to by było na tyle. Raczej nie trzymam się towarzystrwa au pair, a moich znajomych poznałam w innych miejscach, jak szkoła, siłownia, park. Nie chodzę też na miesięczne spotkania z moją AD, bo mi się w ogóle one nie podobają (ciekawostka: prawie nikt na nie tutaj nie chodzi). Zresztą, nie lubię tego, że AD nigdy nie pyta, co my byśmy chciały porobić, czy nam się jakiś pomysł podoba, czy nie. Wiem, że to ona jest od organizowania spotkań, ale wydaje mi się, że fajniej byłoby zapytać dziewczyny o zdanie, zamiast mówić, że: "w związku z tym, że mój pomysł nie wypali, bo są burze, to postanowiłam zrobić coś innego i idziemy do muzeum". Myślę, a raczej jestem pewna, że gdyby inni mieli jakąkolwiek szansę na wyrażenie swojego zdania, to byłby większy odzew. Pominę w ogóle fakt, że niektóre spotkania to była "kawa w Starbucks" w Downtown Atlanty, gdzie ja musiałabym jechać 45 minut. No niestety, kompletnie mi się to nie uśmiecha. Inną sprawą a'propos jest to, że nie ufam jej za bardzo. Co z tego, że jest miła, jak nie mogę wierzyć w jej kompetencje? Jakiś czas temu zadałam jej jakieś pytanie i odpowiedź oczywiście dostałam, bo z tym nigdy nie ma problemu. Problem w tym, że jakiś miesiąc później inna au pair zadała jej dokładnie to samo pytanie i... dostała zupełnie inną odpowiedź! Pozostawię to bez komentarza.

I jeszcze jedno! Ostatnio zdarzało mi się mailować z różnymi osobami, które albo już są w Georgii, albo dopiero tu przylecą. Poza tym, czytam sporo postów na fejsie i różne blogi. Efekt jest taki, że już przestałam ogarniać! Przeglądałam dzisiaj mojego maila, ale mam milion różnych wiadomości, więc muszę to zrobić raz jeszcze. Dlatego też chciałam zaznaczyć, że chętnie poznam tych, którzy dopiero się tu aklimatyzują i pomogę z wszelkimi sprawami, jeśli będę umiała :).

Nie przypomnę sobie, co miałam napisać... Trudno. Może następnym razem!

W związku z tym, że w ostatnim tygodniu nigdzie nie byłam, dodaję tylko kilka losowych zdjęć.







Zrobiłam to zdjęcie  z powodu tej różnicy koloru trawników 
po dwóch różnych stronach. Tak było jakiś miesiąc temu. 
Teraz na szczęście wszystko jest już soczyście zielone!



I piosenka! Spodobała mi się, jak słuchałam jej w aucie, ale jak postanowiłam w końcu ogarnąć, jaki to tytuł, to nie mogłam na nią więcej trafić. Byłam pewna, że to Justin Timberlake, więc tak też szukałam nawet na stronie radia. Pewnie zostanę zlinczowana przez fanów Justina, no ale już trudno :D. W końcu postanowiłam poszukać też pod innymi nazwiskami i oczywiście okazało się, że to nie Justin. Taka niespodzianka!




Następna notka: jedzenie! Pod ostatnią dostałam komentarz z pytaniem o pancakes... Odpowiem na nie więc w następnym poście.

Pozdrowienia,
Aga

18 comments:

  1. Wydaje aie ze masz super kontakt z Hostem ! Jak to jest mieszkac z rozwodnikiem ?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Chyba za bliski kontakt mi by bylo niezrecznie obsciskiwac sie i pozowac z pracodawca.

      Delete
    2. Magda, bardzo chciałam trafić na kogoś, z kim mogłabym czuć się swobodnie, nie martwiąc się o każdy mój krok i każde słowo. Udało mi się zaprzyjaźnić :).

      Anonimowy, to dla Ciebie za dużo, bo byłoby Ci niezręcznie obściskiwać się z pracodawcą... Spoko!

      Delete
  2. Nawet sobie nie wyobrażam jak tak można się zachowywać wobec własnego dziecka, przecież jej to zostanie w głowie na zawsze. Ta kobieta musi być szalona. Wiesz może czemu to nie u niej Alicia mieszka? O ile mogę o to pytać, jeżeli nie to rozumiem oczywiście.

    Jeny, jak bym zobaczyła takiego pająka u siebie w domu to bym się chyba wyniosła. Nie mogłabym spać, jakbym wiedziała, że on gdzieś tam jest i może się przemieszczać. Masakra.

    Miłego DC! ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Pytać zawsze o wszystko można :). Nie będę się zagłębiać w szczegóły, więc powiem najprościej, jak się da - ona jest nienormalna! Alicia się jej zwyczajnie boi...

      Delete
  3. Alicia jest śliczna :D Widać, że bardzo Ciebie lubi :) Aż nie mogę sobie wyobrazić tej sytuacji z jej matką... o.O

    Jezu, taki pająk... nigdy więcej nie weszłabym do garażu i nie otwierała okna w pokoju! Obrzydliwe! Aż mam ciarki :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Haha no! Wiem. Na szczęście w domu jest klima, więc nie otwieramy okien :D.

      Delete
  4. oj szkoda, ja będę mieszkać w DC od 8 sierpnia :)

    ReplyDelete
  5. dziękuję Ci strasznie za piosenkę na końcu! co chwila słyszę w radiu, a także nie znałam ani tytułu, ani autora!
    a jeśli chodzi o amerykańskie matki - tego za nic w świecie pojąć i zrozumieć się nie da (:

    pozdrawiam!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Cieszę się, że się to komuś przydało :D.

      Cóż... Ona jest Chinką. Jeszcze gorzej ;)

      Delete
  6. Ja jestem w dc z hm i hk do soboty i mam duzo wolnego ale sie nie lubimy:) haha!

    ReplyDelete
    Replies
    1. W sumie, to powiedziałabym, że się nie znamy po prostu :P

      Delete
    2. Bede jutro ok poludnia w dc. Wyslalam Ci maila.

      Delete