Friday, October 17, 2014

Gdy dzieci nie chca jesc... // When children don't want to eat...

Tak, oczywisćie nie musicie zgadzać się z tym, co przeczytacie za moment. Chętnie poczytam Wasze sposoby na radzenie sobie z tzw. "niejadkami", wątpliwości co do poniższego tekstu, pytania, itp., więc czujcie się zaproszeni do komentowania! Chciałam tylko zaznaczyć, że pisanie, byśmy "wyluzowali", nic nie da, a jeśli już naprawdę chcielibyście, byśmy nie brali wszystkiego tak na poważnie, to proszę, byście podali jakieś powody, dlaczego i co dokładnie Wam przeszkadza, czy cokolwiek innego, co pomogłoby mi ustosunkować się jakoś do Waszego zdania. Ciężko jest mi bowiem odpowiadać na komentarze, w których nie ma nic poza zwykłym "wrzućcie na luz", bo naprawdę nie wiem, o co dokładnie chodzi, a nie chcę zgadywać.

***



________________________



Jedz to teraz!
Jedz szybciej, bo wystygnie!
Musisz to zjeść!
Nie ma znaczenia, że nie jesteś głodny!
Zjedz mięso przynajmniej!
Jeśli nie zjesz, nie pójdziesz się bawić!
Jesteś za wolny!
Nie pójdziesz nigdzie, póki tego nie zjesz!
Dużo czasu spędziłam gotując, więc jedz!
Nie denerwuj mnie!

Słyszeliście kiedykolwiek tego typu rzeczy? Tak, ja też.
Kiedy byłam dzieckiem, nie mogłam wybrać, co bym zjadła, a co bym zostawiła. Miałam przygotowane wcześniej posiłki i nikt nie pytał, na co miałam ochotę. Moja babcia myślała co, jej zdaniem, ja i moja siostra zjadłybyśmy i po prostu dawała nam talerze i mówiła, że mamy jeść. Bez żadnego pytania, co chciałyśmy, bez pytania czy byłyśmy głodne. Był to czas na jedzenie i tylko to się liczyło.
Pamiętam ten moment, kiedy siedziałąm przy stole i miałam talerz z wątróbką na nim. Naprawdę nie chciałąm tego zjeść, bo nie lubiłam (spróbowałam wcześniej) i ten zapach był okropny dla mnie. Powtarzałam, jak bardzo nie chciałam i jak bardzo nie lubiłam tego, ale moja babcia nie chciała słuchać i powtarzała tylko, że nie pójdę się bawić, dopóki nie zjem tej obrzydliwej potrawy. Powiedziała, że potrzebuję mięsa, by rosnąć (nawiasem mówiąc, organizm człowieka nie potrzebuje w ogóle mięsa zwierząt, by rozwijać się prawidłowo, ale to jest temat na inny post) no i potrzebowałam jedzenia ogólnie. Zaczęłam płakać, a ona się zezłościła. Nie pamiętam, jak się to skończyło. Ale co wiem, to fakt, że wśród tych wszystkich wspomnień w mojego dzieciństwa, to jedno jest jednym z kilku, które pamiętam niesamowicie dobrze i mogę opowiedzieć wszystko - moją twarz, ciuchy, co ona miała na sobie, gdzie byłyśmy, jak to miejsce wyglądało... To o czymś świadczy.


Kiedy ludzie mówią "mooje dziecko nie je wystarczająco!", pierwszą rzeczą, jaką dobrze byłoby zrobić, byłoby rozważenie różnych aspektów, a nie skupianiu się tylko na problemie, jaki rodzic ma, że jego dziecko nie chce jeść. Poniżej znajdziecie kilka możliwych sposobów i możecie być zdziwieni, jakie to jest łatwe...

Dorośli z łatwością wybierają jedzenie dla siebie. Idą do sklepu, wybierają produkty, gotują, próbują i później jedzą, jeśli smakuje im to, co ugotowali, gdy są głodni. Dzieci nie mają takiej mocy, co jest nie fair, ale jest to oczywiście normalne, bo przecież 5-letni chłopiec nie ugotuje sobie zupy. Problem, jaki tu widzę to fakt, że one nie mają nawet szansy, by podzielić się swoją opinią dotyczącą posiłków, nie mają szansy, by powiedzieć czy są głodne, czy nie.

Wiemy, kiedy jesteśmy głodni, a kiedy jesteśmy pełni. Dzieci to też ludzie, co oznacza, że czują, kiedy potrzebują zjeść (nie ma więc potrzeby układania rozkładu z dokładnymi godzinami posiłków i oczekiwania dzieci do jedzenia o godzinach, o których rodzic zdecydował) lub kiedy nie chcą i ile chcą. Mają mniejsze ciała niż dorośli i nie mają miejsca na dużo. Co więcej, ich organizmy nie potrzebują tyle energii, ile organizm dorosłego człowieka, więc oczekiwanie, że zjedzą taką porcję, jaką ich rodzice lub zaledwie troszkę mniejszą jest jak oczekiwanie, że rodzice zjedzą tyle, ile jedzą tygrysy. Wiecie, jak to jest, niektórzy ludzie zjedzą jedną kanapkę i nie mogą się po niej ruszyć, a inni potrzebują trzech, by nie czuć więcej głodu. Dobrym pomysłem byłoby zapytanie dzieci, ile chcą zjeść i uszanowanie tego, jeśli powiedzą, że nie chcą nic lub tylko ogórki.

Ludzie mówią, że dzieci "nie mają apetytu" i jest to początek panikowania, że coś złego się stanie, że dziecko będzie za chude, chore, itd., i wtedy mówią wszystkie te rzeczy do tego dziecka, które czuje się dobrze i nie ma pojęcia, o czym oni mówią. Jest to bardzo mylące w sytuacji, kiedy czujecie się dobrze, a ktoś Wam opowiada o możliwych chorobach w tym samym czasie. Nic złego się nie stanie, jeśli dziecko nie zje dwóch posiłków, ale musi pić, by się nie odwodnić. Poza tym, jeśli podajesz dziecku przekąski między głównymi posiłkami, to czasami niektóre z nich mają wystarczająco kcal, by traktować je jako normalne posiłki! Czasami nawet sok bananowy z różnymi innymi dodatkami  może mieć wystarczająco kcal i zapełnić żołądek 2-letniej dziewczynki w takim samym stopniu, w jakim ziemniaki, stek i sałatka zapełniają Wasz. I wtedy nie powinno być żadnych niespodzianek, gdy to samo dziecko powie: "Nie jestem głodna."

Nie mówię oczywiście, że nie powinniście się martwić. Przypuszczam, że to normalna rzecz martwić się o swoje dziecko i każdy reaguje w inny sposób. Ale są dwie podstawowe różnice, które znalazłam:
1. martwienie się to nie panikowanie, przynajmniej nie na początku (szczególnie w sytuacji, gdy nic złego się nie dzieje), ale wydaje mi się, że większość ludzi panikuje od razu na początku;
2. martwienie się to nie bycie wściekłym i straszenie dziecka ("nie pójdziesz się bawić, dopóki nie zjesz!").

Ważne jest, by znaleźć odpowiedni sposób radzenia sobie z uczuciem zmartwienia, jeśli takowe macie. Zmuszanie dziecka do jedzenia (i zazwyczaj używanie tych wyrażeń, które dodałam na początku) to zwyczajne krzywdzenie ich. Po tego typu rzeczach zaczną one kojarzyć posiłki z karami, stresem, smutkiem, a nie z czymś przyjemnym, czym jedzenie powinno być. I dopiero wtedy problem z jedzeniem pojawi się, bo dzieci nie będą nawet chciały przyjść do stołu, gdyż będą wiedziały, co je czeka. Sęk w tym, by być szczerym i czuć się komfortowo rozmawiając o swoich własnych uczuciach, jakie pojawiają się, gdy dziecko nie chce jeść. Bardzo ważne jest to, co jest między rodzicem, a dzieckiem, bo jeśli nie ufacie sobie nawzajem, to nic nie zadziała.

Zaburzenia odżywiania nie występują w naturze. Wierzę, że jeśli dzieci byłyby pozostawione trochę bardziej same sobie, poczułyby głód skierowany do tego typu jedzenia, które najbardziej sprzyja ich zdrowemu rozwojowi, preferując zdrowe i odmawiając sobie niezdrowego (np. Alicia, która w menu ma do wyboru dziesiątki naleśników, pancakesów, lodów i innych pysznych słodkości, w 90% przypadków wybiera rybę, brokóły i owoce). Czasami mogą spożywać dużo jednego rodzaju jedzenia, unikając innych rzeczy, ale z biegiem czasu optymalny balans zostanie osiągnięty. Kluczem jest tutaj pozostawienie ich z ich własnymi odczuciami - bez żadnych zakłóceń.

Podczas Waszego następnego posiłku, rozważcie wszelkie interakcje pomiędzy dzieckiem, a innymi przy stole. Czy ktoś oferuje dziecku jedzenie zanim ono sprawdzi, co jest na stole i wybierze to, co jest najlepsze dla niego? Czy ktokolwiek patrzy na talerz dziecka z ledwo co powstrzymanym niepokojem? Czy dziecko czuje się wolne do wyboru lub do nie wybierania jedzenia? Czy istnieje jakieś zagrożenie, głośno wyrażone lub ukryte, że dziecko nie dostanie deseru, jeśli nie zje posiłku? Jeśli tak, co stanowi "wystarczająco" jedzenia i jaki jego rodzaj jest odpowiedni? Kto to ustala? Czy dziecko może odejść od stołu, kiedy chce i jednocześnie wstrzymać się od posiłku? Lub może jest ono trzymane na krześle z cichą pogróżką? Czy dziecko jest traktowane w jakiś inny sposób, niż dorośli również obecni przy stole? Czy ktokolwiek dotyka talerz dziecka, sztućców lub próbuje przeorganizować jedzenie? Czy oczekuje się dziecko do wyboru własnego jedzenia? Czy słodkie rzeczy przechowywane są poza jego zasięgiem?

Kiedy dziecko ma pełną kontrolę nad swoją własną dietą, zapewne pojawią się problemy dla innych. Jeśli możesz rozwiązać owe problemy bez narażenia ich dopiero co oznalezionej własnej autonomii (nauczenia się, jak to wszystko działa), każdy wygra. Rodzic może martwić się, gdy widzi, jak jego dziecko je tylko czekoladę na obiad. Jeśli szczere wyrażenie swoich obaw będzie brzmiało mniej więcej tak: "Billy, kiedy nie jesz nic poza czekoladą, martwię się, że będzie cię bolał brzuch/zepsują ci się zęby/stracisz zainteresowanie prawdziwym jedzeniem/przybierzesz na wadze i wtedy będę musieć zabrać się do lekarza/dentysty/kupić nowe ciuchy." Kiedy wyrazisz swoje problemy, poczujesz się lepiej, gdy zostaną one przyjęte przez drugą stronę. Powiedz swojemu dziecku, że chcesz, by powtórzyło to, co właśnie powiedziałeś używając ich własnych słów, po czym możesz być spokojniejszy ze świadomością, że dziecko przyjęło i rozważyło Twoje obawy. Jeśli nie chcą powtórzyć tego, co usłyszały, wyraź kontynuację swoich obaw. Nie ma tu nic więcej, co może być zrobione w tej sytuacji. Można zastanowić się, jak często i jak dobrze Ty powtarzasz to, co dziecko mówi o swoich uczuciach. Kontynuujcie ten zwyczaj słuchania siebie nawzajem w taki sposób. Będzie się to odbywało o wiele łatwiej, gdy dziecko zrozumie, że to jest wzajemne i że rodzic robi dla niego to samo, o co prosi oraz że jest to po Twojej stronie, byś poradził sobie ze swoimi problemami, ufając jednocześnie jego zdolności do słuchania tego, co mówi jego organizm. Wyjaśnij dziecku, że decyzja do zmiany jego zachowania należy do niego, a Ty chcesz być wysłuchany. Twojego dziecka nie muszą obchodzić Twoje wątpliwości. Tylko wtedy, gdy ufają (i to na pewno będzie przetestowane), że są naprawdę wolne, by nie przejmować się problemami rodzica, zaczną się nimi interesować. To jest ten związek między rodzicem, a dzieckiem, który jest bardzo rzadki, a tak bardzo satysfakcjonujący.


W kilku słowach - władza, manipulacja i brak zaufania, uważane za wielu jako niezbędne narzędzie w byciu rodzicem, w rzeczywistości są odpowiedzialne za psucie zdolności dziecka do zaspokajania własnych potrzeb w sposób efektowny. Nie tylko dziecko jest poszkodowane, ale prawdziwa miłość nie może istnieć w takim środowisku.


Do następnego!
Aga & Nathan

18 comments:

  1. Jakbym widziała małą siebie z wątróbką na talerzu i rodzicami, którzy ją we mnie wmuszali!!! Najgorsze jedzeniowe wspomnienie mojego dzieciństwa :/ Nie wiem, co takiego ma w sobie ta wątróbka, naprawdę.. Może polubiłabym ją, gdyby nie to doświadczenie, które na zawsze mi ją obrzydziło :P

    Ciekawie piszecie, naprawdę! Komunikacja między rodzicem a dzieckiem wydaje się być taka prosta, kiedy my dorośli jej nie komplikujemy i nie sprowadzamy niepotrzebnie do jakichś ogólnie przyjętych zasad, które chyba jednak nie zawsze się sprawdzają, a na dłuższą metę wcale nie są ułatwieniem. Alicia jedząca ryby i brokuły <3 No i jak to nie wierzyć, że to się sprawdza!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Widzę, że to wcale nie jest taka rzadka sytuacja ;).
      Te ogólnie przyjęte zasady to zasady, które wymyślili ci dorośli, by im było łatwiej i lepiej. Tak przynajmniej myślę.

      Delete
  2. Zapominałam dodać, że bardzo ładny ten nowy nagłówek i zdjęcie :D

    ReplyDelete
  3. Post fajny i przydatny :) wyglad bloga jest naprawde fajny, milo sie czyta :*

    ReplyDelete
  4. Skądś znam tą historie z babcią, tyle że u mnie wciąż tak jest, nie jem mięsa już od ponad 2 lat ale babcia wciąż powtarza że wszystko co złego się dzieje jest spowodowane nie jedzeniem mięsa które zastępuje innymi produktami, bo to przecież nie to samo, ludzie zostali stworzeni do jedzenia mięsa i koniec. To jest chyba po prostu nie wiedza starszego pokolenia i na nic moje tłumaczenia oni wiedzą swoje i koniec. Więc po prostu przyjęłam taktykę przytakiwania, bo po co ich denerwować.
    Ależ odbiegłam od tematu, jedno twoje zdanie i już robię esej.
    A co do tematu tego wpisu to chyba nie ma nic z czym mogłabym sie nie zgodzić. You go girl :D

    Pozdrawiam
    Ana

    ReplyDelete
    Replies
    1. Tak, moja ma takie samo zdanie... Ciężko było jej się przyzwyczaić do tego, że ja przestałam jeść mięso, a nie jem go już 7 lat.
      Spoko, możesz pisać,ile chcesz :)!
      Dzięki!!!

      Delete
  5. Moim faworytem w sensie negatywnym była zupa mleczna z kożuchami, ble..., ale to mi serowano na koloniach głównie. No i nienawidziłam i nienawidzę rzeczy tłustych, do jedzenia których mnie może nie tyle zmuszano, co przekonywano. Pomna własnych doświadczeń do niczego nie zmuszam własnego dziecka, które na szczęście specjalnie wybredne nie jest. Jeść lubi i się jedzenia głośno domaga, choć spala szybko, i pomimo tego, że je dużo, jest chude jak chart :) Osobiście skłaniam się ku idei, że jeśli coś się je, a czegoś innego nie, to "Widać organizm tego potrzebuje" jak mawia mój mąż widząc mnie nad tabliczką czekolady :D Miłego wieczorka....

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ohh, przypomniałaś mi o tym! Do tej pory mam uraz do tych kożuchów. Coś okropnego!
      Podoba mi się ta idea, że widać organizm tego potrzebuje. Mam dokładnie takie samo zdanie.
      Dzięki za komentarz!

      Delete
  6. o tak zgadzam się z poprzedniczką.. zupa mleczna z kożuchami..
    kolejna mądra notka!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Widzę, że to koszmar dzieciństwa wielu osób ;).
      Dzięki!

      Delete
  7. Powiem szczerze, że zazwyczaj nie chce mi się czytać dokładnie notek z tej serii i przeglądam je pobieżnie, ale tym razem przyciągnęłaś moją uwagę ;) Byłam o tyle szczęśliwym dzieckiem, że słyszałam "nie chcesz - nie jedz, będziesz głodna to sobie sama coś zrobisz" i nikt nie miał do mnie pretensji (nie żebym była jakaś wybredna, jak byłam głodna to jadłam co mi dali :D). Więc nigdy nie zrozumiem rodziców wciskającym swoim dzieciom na siłę schaboszczaka, a skakanie wokół "niejadków" i przekupowanie na zasadzie "zjedz naleśnika, kupię Ci lalkę" (co widziałam u swojej cioci) to już w ogóle zupełny absurd. Więc zgadzam się z tym co napisałaś w 100%, dzieci to dzieci, ale jednak ludzie - są w stanie mądrze wybrać co i kiedy chcą zjeść ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. W takim razie cieszę się, że chociaż ten post Cię zainteresował! :)
      Przykład z lalką... Powiem Ci, że ja osobiście z tym się nie spotkałam, ale na pewno zdarza się często.

      Delete
  8. Szablon bloga cudowny! Widzę, że nas obie naszło na małe zmiany; moje trochę spowodowane zmianą charakteru bloga dopiero wkrótce, ale u Ciebie wszystko wyszło na ogromny plus!

    pozdrawiam, A.

    ReplyDelete