Sunday, November 3, 2013

No to lecę!!

W związku z tym, że przez jakiś czas (jak najkrótszy, mam nadzieję) nie będziecie mogli czytać moich wypocin, mam dla Was kolejną notkę z serii tych długich :). Normalnie aż podzielę ją na kilka części...

W tym momencie jest godzina 1:56 w nocy, co oznacza, że za 3 godziny będę na Okęciu, a za kolejne 2 będę już siedziała w samolocie na moim miejscu przy oknie... Oprócz pisania notki, maluję paznokcie i czekam, aż podeschną mi trochę włosy, by je wysuszyć.

Pożegnania
Wszystkie były ważne, ale tutaj wspomnę tylko o paru...

Ile prezentów dostałam przez ostatni czas, ile alkoholu wypiłam, ile zjadłam słodyczy i innego niezdrowego żarełka, to wolę nie myśleć. No ale wiecie, jak to wygląda... Spotyka się grupka dziewczyn, więc automatycznie - tu pizza (jak jest promocja 3 średnie pizze w cenie 1, no to aż grzech nie korzystać!), tam chipsy i paluszki, a i popić czymś trzeba, więc kilka butelek wina ma się w zanadrzu, co by nie zabrakło, a przecież zmarnować się na pewno nie zmarnuje! I tak co chwilę. Cóż, nic się nie poradzi - life is life, czyż nie :D?

Usłyszałam od pewnego znajomego coś, co bardzo mi się spodobało i co powtarzam teraz innym: "Aga, przecież ty nie umierasz i jeszcze nie raz się zobaczymy, ja się z tobą nie żegnam, bo oboje byśmy płakali, pożegnania są smutne, więc my będziemy się tylko witać!" Naprawdę bardzo mi to pomogło, bo jak jechałam do Łodzi w połowie października właśnie po to, by się spotkać z nim i z kilkoma jego kumplami, gdy tam byli (pisałam o tym wypadzie wcześniej), to myślałam sobie, że pewnie będę wracać smutna, że nie będę nic mówić, że zacznę wymyślać, czego nie zdążyliśmy zrobić, itp. A to, co mi powiedział sprawiło, że było wręcz odwrotnie. Wracałam do Warszawy z uśmiechem na ustach tylko dzięki temu, co powiedział. Uświadomiło mi to, że my naprawdę jeszcze kiedyś się spotkamy i nie tylko ja na to czekam. Może nawet w Stanach w przyszłym roku! W końcu mają tam być całą grupą. OBY.
Btw, nie obeszło się oczywiście bez zdania o treści - "uważaj na siebie bardzo i nie ufaj murzynom*" :D.

Nie zawsze jednak było tak kolorowo, a ja niestety należę do grupy ludzi dość sentymentalnych, co nie zawsze jest dobre... Ale czasami pomaga w tym, by niczego później nie żałować, bo jednak byli tacy ludzie, na których mi jakoś tam zależy i chciałam, żeby wiedzieli, co się u mnie dzieje, skoro dzieje się aż tyle :). 

W zakładce z faktami o mnie napisałam, że zawsze spotykam się z moim ulubionym wokalistą, gdy jest w Polsce, a nawet usłyszałam od niego, że w drodze do naszego kraju zastanawiał się, czy ja będę. Chodzi o Matta Pokorę. Ostatni raz spotkałam się z nim jakoś w maju tego roku i doskonale wiedziałam, że już więcej okazji nie będzie. Wtedy nie miałam jeszcze nawet prawa jazdy, ale wiedziałam, że to była kwestia czasu i jestem tak zdeterminowana, że w końcu wyjadę. Dlatego też postanowiłam się pożegnać już wtedy. Pytał kiedy jadę, gdzie, po co i w ogóle. Gdy powiedziałam, że dokładnie nie wiem, ale pewnie na przełomie października i listopada (widzicie, jak strzeliłam!), to powiedział, że na pewno nie będzie go w Polsce do tego czasu i ewidentnie było mu przykro. Naprawdę się zmartwił, po czym zaczął mówić, że życzy mi powodzenia, że jest pewien, że sobie poradzę, że na pewno bardzo mi się spodoba i zapewne nie wrócę już do Europy. Przytulił mnie i powiedział, że mam na siebie uważać, a jak poszedł, to jakoś nie mogłam powstrzymać łez. Nie myślcie sobie, że to dlatego, że "kocham się w gwieździe", bo wcale tak nie jest. Tu chodzi po prostu o to, że niby widywałam go rzadko, ale jednak i ja się do tego przyzwyczaiłam, i on, a to jest jedna z tych osób, których mogę już więcej nigdy nie spotkać, bo przecież nie wiadomo, co się może zmienić przez ten czas, gdy nie będzie mnie w Europie...

Koleżanki z fanclubu, który prowadzę, o czym już Wam wspominałam też, zrobiły mi niedawno małą, ale mega miłą niespodziankę. Kilka z nich przyjeżdżało do Warszawy i spotykałyśmy się co jakiś czas razem tak po prostu, by pogadać i spędzić miło czas. Tak też było ostatnio, natomiast tym razem, gdy weszłam spóźniona (musiałam iść rano do pracy), to moim oczom ukazał się kolorowy napis "DZIĘKUJEMY". Dostałam też tort, przewodnik po USA i aniołka "na szczęście", którego oczywiście zabieram ze sobą. No a fanclub oczywiście nie przestaje istnieć, za co też im jestem wdzięczna, bo zostają na straży :).




Nie obyło się oczywiście bez pożegnania w pracy. Zrobiłyśmy sobie z dziewczynami małe spotkanie w zeszłym tygodniu. Pracowałam tam 1,5 roku i niby nie był to jakiś ogromny szmat czasu, ale jednak naprawdę przyzwyczaiłam się do tego, że pracowałam codziennie wieczorem, a później zazwyczaj jeszcze w weekendy rano; że czasem wkurzałam się na ludzi, ale ogólnie niektórzy zawsze poprawiali mi humor; że poznawałam coraz to nowe osoby; że zawsze mogłam posłuchać jakichś ciekawych ploteczek od dziewczyn... Fajnie było, naprawdę! Dlatego miło było się jeszcze spotkać, a i tutaj też mały prezencik dostałam - bransoletkę Lilou z napisem, który zaaaaawsze będzie sprawiał, że będę się uśmiechać :).

Na lotnisku będę miała niezła ekipę... Moja siostra, jej przyjaciółka, którą też znam, moja chrzestna i moje dwie bliskie koleżanki. Fajnie, nie ma co :).

Jeśli chodzi o coś z mojej strony, to ściągnęłam ze ścian wszystkie zdjęcia, które na nich wisiały i wywołałam jeszcze trochę, po czym powklejałam wszystko do albumu i dodałam różne opisy. Poprosiłam też kilka osób o wpisy na pamiątkę. Wiecie co, no naprawdę, takie ładne rzeczy mi wszyscy napisali, że aż brak mi słów.

Na koniec tej części mojej notki wisienka - wiecie, jak mój ojciec skomentował całą sprawę? Dokładnie tak: "to jest najgorsza decyzja w twoim życiu, bo na pewno sobie nie poradzisz i wrócisz z płaczem". Nie ma to jak wsparcie rodziny, co ;)?

Orientation project
Chwała wszystkim świętym, że udało mi się to dokończyć. Zaczęłam naprawdę bardzo dawno, ale okazało się to o wiele bardziej czasochłonne, niż wcześniej myślałam. Byłam zmuszona robić wszystko ręcznie, bo nie mam drukarki, a poza tym mój laptop jest w opłakanym stanie. Wyszło mi w sumie 35 stron. Byłoby więcej, ale zrezygnowałam z rozdziału z przepisami i z bajkami oraz wierszami, bo nie zdążyłam przetłumaczyć. Pokażę Wam zdjęcia kilku przykładowych stron.







Wszystkie te kartki dałam do bindowania.

Pakowanie
Oh tak, mój chyba ulubiony ostatnio temat. Ogarniacie to, że musiałam wywalić trochę rzeczy, bo miałam za dużo?! A byłam przekonana, że i ta mało biorę... No widać niestety tym razem nie miałam racji. Trudno, wystarczy mi to, co mam, a tak naprawdę nie żałuję żadnej pozostawionej rzeczy, więc spoko.

Prezenty
To też wreszcie ogarnęłam! Dla Małej mam książkę z polskimi legendami w wersji polsko-angielskiej, maskotkę bociana ze smyczą z jakimś motywem z Polski i słodycze. Dla Hosta kubek we wzorki jakieś takie ludowe i z napisem, że z Polski oraz słodycze, a dla jego mamy książkę z przepisami na polskie potrawy w wersji angielskiej i słodycze.

Blogi
Czytałam notki na Waszych blogach, ale normalnie nie mam kiedy skomentować, a zabierałam się za to już kilka razy. Nadrobię zaległości na pewno i mam nadzieję, że sama będę pisać dalej. Może nie tak często, jak do tej pory, ale jakoś na pewno :).

Rozumiecie, że ja się nadal w ogóle nie stresuję? Ja, czyli osoba, która przeżyła co najmniej sto ataków serca ze stresu :P. Aż sama jestem pod wrażeniem, serio.

W chwili obecnej jest godzina 3:06, a ja spokojnie prostuję sobie włosy. Żegnam się również. Odezwę się, jak tylko będę mogła :).

Paaaaaaa!

____________
* Ani on, ani ja nie mamy żadnych uprzedzeń do czarnoskórych mężczyzn. Chodzi tylko o to, że w Atlancie i ogólnie w Georgii jest ich bardzo dużo, a ja jestem wysoką, jasną blondynką, więc chcąc-nie chcąc będę ich przyciągała.

17 comments:

  1. powodzenia! jagoda ;)

    ReplyDelete
  2. na liczniku wyświetlił się "American Dream", aż miło popatrzeć!

    ReplyDelete
  3. zazdroszczę już wyjazdu, ja mam dylemat czy wyjechac czy nie, zapraszam na mojego bloga :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nie wiem, to zalezy od Ciebie. Ja moge powiedziec tylko tyle - jedz :D Na bloga wpadne, jak bede miala wiecej czasu :)

      Delete
  4. Moja mama powiedziała to samo co twój tato, i dodała że nie przyłoży ręki do tego dramatu ... Na szczęście wspiera mnie tato ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ehh no coz, w takich sytuacjach trzeba zrobic wszystko, by udowodnic, ze sie myla ;)

      Delete
  5. Twoje wypociny czyta się bardzo miło więc mam nadzieję, że będziesz pisać jeszcze długo :))) Powodzenia!!!

    PS: Mam nadzieję, że doleciałaś cała :)

    ReplyDelete
  6. O rany, nie wierze, ze to juz. Pisze to za kazdym razem po przeczytaniu notki, a Ty ciagle idziesz na przod :) Trzymam za Ciebie kciuki z calego serca.
    To racja z tymi pozegnaniami. Nikt nie umiera i na pewno sie jeszcze zobaczymy.

    Aga, ale sie napracowalas nad tym projectem :O jestem naprawde pod wrazeniem, wyglada super :)
    Spokojnie, my czekamy na posta juz zza oceanu :) Buziaki !!!

    ReplyDelete
  7. Widzę, że Twój tato i moi rodzice mają coś wspólnego. U mnie też słyszę, że sobie nie poradzę, że się nie nadaję. A ja przez to mam jeszcze większą ochotę wyjechać, żeby udowodnić swoje możliwości :) życzę Ci dużo siły, nie tej fizycznej, ale przede wszystkim psychicznej. Pewnie nie będzie łatwo, ale pamiętaj, to Twój American Dream! :) mnie jego spełnienie czeka dopiero za rok po studiach. Czekam na kolejne notki już zza oceanu. Pisz jak najwięcej!! :)

    Asia

    ReplyDelete
    Replies
    1. No wlasnie! Zeby udowodnic, tez mnie to jeszcze dodatkowo motywowalo do wyjazdu :)

      Delete
  8. Ja naprawdę nie wiem, kiedy Ty jeszcze notkę ogarnęłaś tamtej nocy omg :O :>

    ReplyDelete