Lecę dziś do Dublina na kilka dni, więc moją nieobecność niech urozmaici długi post na temat jednego z moich ulubionych miejsc :).
Mój list dodałam do zakładki "au pair - mój etap", więc zapraszam tych, którzy na niego czekali :D. Filmiku jeszcze nie poprawiłam, bo kompletnie nie miałam czasu, więc dodam go jeszcze później, niż mówiłam, sory!
Btw, mnie nadal żadna rodzina nie chce ;].
***
Mój prywatny przewodnik zacznę od paru słów na temat Berlina, który uwielbiam miłością wieczną! Wiele osób mówi, że Berlin to taka "druga Warszawa", bo właściwie nie ma tam nic szczególnego, czego nie byłoby w innych miejscach. Niby tak, ale jednak lepiej się tam czuję niż w mieście, w którym spędziłam całe życie. Dlaczego? No właśnie. Konkretnej odpowiedzi nie znam, ale może znajdą się jakieś wnioski po napisaniu tego posta.
zdjęcie z grafiki Google
Ludzie
Niemcy to perfekcjoniści, którzy na pierwszy rzut oka mogą wydawać się chłodni czy nawet chamscy. Nie jest tak jednak. Faktycznie, wszystkie swoje obowiązki biorą bardzo serio, ale nigdy nie spotkałam się z brakiem kultury z ich strony. Jeśli masz jakikolwiek problem, szukasz czegokolwiek - zapytaj jakiegokolwiek Niemca, którego mijasz na ulicy. Po pierwsze, wszyscy mówią po angielsku i nieważne czy mamy do czynienia z piętnasto-, czy sześćdziesięciolatkiem - każdy mówi w tym języku chociaż w komunikatywnym stopniu. Po drugie, nawet, jeśli nie wiedzą, o co chodzi, to nie odejdą, póki się nie dowiedzą poprzez pytanie innych lub sprawdzenie danej rzeczy w internecie. Poza tym, co zawsze mi się bardzo podoba, większość ludzi na ulicach jest pogodna i potrafią uśmiechać się do obcych, których mijają. Nie to, co w Polsce, gdzie widuje się prawie samych ponuraków, którzy na zwykłe "przepraszam, czy wie pan..." odburkują "nie mam pieniędzy".
Berlin to miejsce niesamowicie zróżnicowane kulturowo. Rodowitych Niemców poznać można od razu, bo po prostu mają charakterystyczny wygląd. Oprócz nich, jest tam mnóstwo ludzi pochodzenia azjatyckiego, jak i masakrycznie dużo czarnoskórych ludzi, czy też muzułmanów.
Btw, niemieccy mężczyźni są bardzo zadbani, dobrze ubrani, fanie uczesani. Zazwyczaj bardzo wysocy i przystojni. Kobiety to ich totalne przeciwieństwo...
Pogoda
Tutaj plus jest taki, że pogoda jest zazwyczaj mniej więcej taka sama jak w Polsce. Nie ma jakichś szczególnych różnic, w końcu bardzo blisko, więc nie trzeba się jakoś szczególnie tutaj zaopatrywać w rzeczy, których w danym czasie nie nosimy u nas. Całe szczęście!
Język
Niemiecki to dość skomplikowana sprawa. Miałam ten język w szkole przez trzy lata, ale nic nie umiem. Potrafię powiedzieć kilka zdań czy pojedynczych wyrażeń. Rozumiem, co do mnie mówią, jeśli pytają czy mówię po niemiecku, witają/żegnają się czy też pytają "na miejscu, czy na wynos?". Nic poza tym. Nie podoba mi się ten język, bo jest za mocny, taki surowy, ja nie lubię takich języków. Na szczęście bez problemu da się dogadać po angielsku, więc w sumie niemiecki schodzi czasami na dalszy plan. Gorszą opcją jest zapamiętanie nazw stacji czy też ulic. Teraz nabrałam już wprawy i poruszam się po mieście bez map, lukając tylko pobieżnie na mapkę z rozkładem metra, ale na samym początku musiałam wszystko zapisywać, bo nie byłam w stanie zapamiętać tych długich nazw, których nawet nie potrafiłam wymówić.
kwejk
Dojazd
Opcja nr 1: Ja zazwyczaj jeżdżę Polskimbusem, którego naprawdę polecam! Zazwyczaj wybieram kurs o godz. 23:00 (startuje z dworca Metro Młociny), który na berlińskim Zentraler Omnibusbahnhof (ZOB) jest przed 8 rano. Autobus zatrzymuje się po drodze w Łodzi, później w Poznaniu i potem na lotnisku dla tanich linii lotniczych Berlin-Schonefeld (SXF), więc jest to naprawdę fajna opcja dla tych, którzy lecą gdzieś właśnie z Berlina.
Ceny biletów na ten autokar są bardzo różne i, im wcześniej kupimy, tym mniej płacimy. Raz udało mi się pojechać za 30zł w obie strony, a znam ludzi, którzy jechali za 5zł tam i 1zł z powrotem. Taniej jest w tygodniu i poza sezonem, a drożej w weekendy, święta, wakacje, ferie.
W autokarach jest darmowe wifi, łazienka, klimatyzacja, rozkładane fotele. Jedynym minusem jest to, że jak jeżdżę w nocy, to zawsze muszę mieć skarpetki i coś do przykrycia, chociaż jakiś sweterek, bo inaczej jest mi zimno. Nawet w lato! Ale i tak lepsze to, niż jakbym miała się smażyć.
Jedzie 9h 30 min.
Opcja nr 2: Autokar Simple Express, który w Warszawie zatrzymuje się na Dw. Centralnym, Dw. Zachodnim i czasami też na lotnisku na Okęciu. Po drodze zatrzymuje się w Poznaniu i na berlińskim lotnisku, o którym pisałam wyżej, a później oczywiście też na ZOB.
Ceny też nie są wysokie, chociaż zazwyczaj ciut wyższe niż w Polskimbusie. Zaczynają się od 12zł w jedną stronę, a im wcześniej kupimy, tym taniej. Wracałam raz tym autobusem za 80zł z Berlina kursem, który startował z ZOB o godz. 21:30.
Jeśli traficie na ten charakterystyczny, żółty autokar, to w każdym zagłówku będziecie mieli małe telewizorki! Fajna opcja. Jest oczywiście klima, rozkładane fotele i wifi. Klimatyzacja, podobnie jak w polskimbusie, jest trochę za bardzo rozkręcona i w nocy jest zimno.
Jedzie 9 h.
Opcja nr 3: Pociąg - Express Wwa-Berlin-Wwa. Po drodze zatrzymuje się w Kutnie, Koninie, Poznaniu, Zbąszynku, Świebodzinie, Rzepinie, Frankfurcie, Berlinie Ostbahnhof i dojeżdża oczywiście do Berlina Hauptbahnhof, czyli dworca głównego.
Ceny zaczynają się od 29euro w jedną stronę, chociaż jak kupuje się wcześniej, to można trafić na promocję i zapłacić mniej - czasem nawet 19euro. Natomiast im później, tym jest drożej i, kupując bilet w dzień odjazdu pociągu, można zapłacić nawet 50euro. Miejsca są oczywiście numerowane, a pociąg, jak pociąg - wiecie, o co chodzi. Ceny mówię z Warszawy i nie wiem, czy przypadkiem z dalszych stacji nie jest taniej - trzeba by się dowiedzieć na dworcach. Oczywiście można płacić w złotówkach.
Jedzie 5h.
Komunikacja miejska
W Berlinie po prostu nie da się zgubić! Wszystko jest genialnie oznaczone, wszędzie są różne mapki, nie tylko metra, ale też kolejki. Autobusami raczej się nie przemieszczałam, bo wszędzie można dotrzeć wsiadając w U-bahn (metro) lub S-bahn (kolejka) i jest szybciej.
Najlepiej jest kupić bilet całodniowy, który kosztuje 6,70 euro. Naprawdę najbardziej się on opłaca, bo np. pojedynczy kosztuje 2,30 euro. Bilet dzienny uprawnia do poruszania się wszystkimi środkami transportu publicznego do 3 w nocy. Wiem, że istnieją też karty turystyczne, które uprawniają do zniżek na różne atrakcje, ale z tego nie korzystałam, więc nie umiem nic więcej powiedzieć. Bilety kupuje się w automatach, które są zaprogramowane również w języku polskim.
Polscy uczniowie i studenci nie mają zniżek na bilety!
Ja zazwyczaj zaczynam wycieczkę od wejścia do metra obok ZOB (jest to stacja Kaisserdamm), przesiadki na Zoologischer Garten do kolejki (trzeba przejść na górę) i tam zostają trzy lub cztery stacje na Hauptbahnhof, skąd jest dobry dojazd właściwie wszędzie.
Kolejki miejskie, czyli S-bahn, odjeżdżają z peronu 16 na Hauptbahnhof.
Jedzenie
Ja raczej nie skusiłabym się na tradycyjne, niemieckie jedzenie, bo oni lubią jeść tłuste potrawy pełne mięsa. Ja nie jem ani tłustych, ani mięsnych potraw (czasami zjem kurczaka, bo nie jem też ryb, więc coś jednak czasami muszę, a kurczak to jedyne mięso, które raz na jakiś dłuższy czas jestem w stanie przełknąć), dlatego mogę jedynie powiedzieć, co ja polubiłam.
Najlepszy kebab na świecie (również wegetariański) mieści się na Mehringdamm (najłatwiej z Hauptbahnhof jechać na Friedrich Strasse i przesiąść się w U6). Nazywa się Mustafa's Kebap i mają stronę w internecie, więc możecie wygooglować. Jest to niepozorna budka przy ulicy, jeden kebab kosztuje ok. 3 euro i jest duży i naprawdę mega pyszny. Nigdy nie jadłam tak dobrego kebaba, jak w tamtym miejscu! Dodają tam np. ser biały, fetę, jakieś kiełki, kropią sokiem z cytryny, wszystkie warzywa są całkiem świeże... Pyyyycha. Jedynym minusem jest to, że, jadąc tam, trzeba się uzbroić w cierpliwość, bo w kolejce stoi się zazwyczaj... minimum godzinę.
obie fotki pochodzą z grafiki Google
Obok owego kebaba jest budka z noodlami, gdzie jadłam ostatnio, gdy byłam tak głodna, że nie byłam w stanie czekać na kebaba. Wybrałam noodle z sosem słodko-kwaśnym i filetami z kurczaka. Było naprawdę dobre i porcja dość spora. Ja naprawdę potrafię dużo zjeść, a tych noodli nie dojadłam. Jedna porcja kosztuje 5 euro.
Na Warschauer Strasse, na przeciwko klubu Astra, mieści się bar, gdzie jadłam najlepszego kurczaka curry, jakiego kiedykolwiek próbowałam. Porcja też była spora, ale niestety nie pamiętam, ile płaciłam. Wydaje mi się, że ok. 6 euro, ale nie jestem pewna.
Właśnie Berlin jest też miejscem, gdzie jadłam najlepszą pizzę wszechczasów! W cieście były ziarna słonecznika, a głównym składnikiem był szpinak. Kosztowała jakieś 7 euro, ale niestety nie pamiętam, jak się nazywała. Wiem tylko, że jest niedaleko ZOB i zamiast wejść w metro, o którym pisałam, trzeba przejść przez ulicę w lewo i iść cały czas prosto.
Wszędzie jest mnóstwo różnych budek z bułkami, ciastkami, kanapkami... Wszystko jest naprawdę dobre i w bardzo różnych cenach. Poza tym, Niemcy, mimo tego, że jedzą raczej tuczące potrawy, mają sporo miejsc, w których kupić można naprawdę świeże owoce lub nawet takie pudełka z pokrojonymi, obranymi już owocami, które można sobie zjeść np. czekając na autobus. Ostatnio kupiłam takie pudełeczko za 2,99 euro w supermarkecie na dworcu głównym.
Duże cappuccino w McDonald's kosztuje 2,19 euro. Kawy w kawiarniach to podobne ceny - zaczynają się od mniej więcej 2,50 euro i idą w górę, w zależności od miejsca, w którym się jest.
Fajne miejsca
Ogromny sklep muzyczny Dussmann das KulturKaufhaus na Friedrichstrasse 90. Jest tam mnóstwo CD, winyli, książek, map i różnych innych rzeczy. Warto tam pójść chociażby po to, by sobie pooglądać, co mają. Ja zawsze tam zaglądam, gdy idę spacerkiem z Bramy Brandenburskiej do Alexander Platz, bo ów sklep jest po drodze.
Brandenburger Tor, czyli Brama Brandenburska - najbardziej charakterystyczne miejsce w Berlinie, gdzie zawsze jest milion ludzi. Pod bramą stoją też zazwyczaj ludzie poprzebierani za miśki, czy też za żołnierzy i za drobną opłatą robią sobie zdjęcia z turystami. Dookoła jest mnóstwo różnych sklepików z pamiątkami, a po drugiej stronie ulicy berliński salon figur woskowych Madame Tussauds (wejście kosztuje 20 euro). Do bramy bez problemu dojdzie się na pieszo z dworca głównego, przechodząc przy okazji obok Reichstagsgebaude (Gmach Parlamentu Rzeszy) - mi zajmuje to 10 minut, a tym, którzy nie znają miasta za bardzo, może to zająć parę minut więcej.
Deptak Magnus-Hirschfeld-Ufer, który znajduje się po drugiej stronie ulicy od dworca głównego i ciągnie się nad rzeką, przepływającą przez miasto - Sprewą. Bardzo fajne, spokojne miejsce, gdzie można odpocząć chwilę i nabrać siły na dalsze spacerowanie. Po Sprewie pływają tramwaje wodne, ale nie mam pojęcia, w jakich to jest cenach, bo nigdy się nie interesowałam.
Strasse des 17. Juni to baaaardzo długa ulica, która ciągnie się przez ogromny park o nazwie Tiergarten. Idąc ową ulicą, zaliczyć możemy Grosser Stern (pomnik wolności), na który można wejść i obejrzeć Berlin z góry (koszt to jakieś 3 euro) i dojdziemy aż do Platz des 18. Marz, gdzie mieści się brama.
Alexander Platz to takie główne miejsce spotkań w Berlinie, gdzie zawsze dużo się dzieje. Ja zazwyczaj idę tam na pieszo, startując z dworca głównego i przechodząc obok bramy, czyli zaliczając główne punkty w mieście za jednym zamachem. Gdy skręcicie obok wspomnianej już tyle razy bramy w lewo, trzeba iść cały czas prosto (przejdziecie obok sklepu muzycznego, o którym pisałam wyżej) i dojdziecie w końcu do Alexander Platz. Jest tam sporo sieciówek z ciuchami, knajpek z jedzeniem, różnych stoisk z kwiatami i innymi rzeczami, a po drugiej stronie ulicy mieści się spore centrum handlowe, gdzie można iść np. na obiad czy też na jakieś zakupy, jeśli ktoś miałby ochotę wydać trochę pieniędzy.
Wieża telewizyjna, z której widać cały Berlin. Można tam wjechać za 12 euro, jednak trzeba pamiętać, że w okresie wakacyjnym są tam ogromne kolejki. Wieża mieści się tuż obok Alexander Platz.
Jak jest ciepło, to fajnie jest sobie usiąść na jednej z miejskich plaż i wypić jakiegoś drinka.
Ciekawostki
01. Gdy np. w klubie jakiś Niemiec zapyta dziewczyny skąd pochodzi i ona odpowie, że z Polski, w 90% przypadków w odpowiedzi owa dziewczyna usłyszy odgłosy zachwytu, co jest niesamowicie miłe.
02. Niemcy nie oceniają raczej ludzi po wyglądzie, a przynajmniej nie robią tego tak, że to widać (a w Polsce widać). Nie patrzą się chamsko i nie rzucają głupich komentarzy. Jeśli załóżmy ktoś się komuś spodoba, uśmiechają się, rzucając czasem "hi".
03. Zazwyczaj jeżdżę tam bez konkretnego powodu. Wsiadam w autokar późnym wieczorem, na miejscu jestem rano i wracam wieczornym autokarem.
04. Raz w Berlinie poszłam do klubu, gdzie musiałam zapłacić 10 euro za wejście. Wolę nawet nie myśleć, ile to jest w przeliczeniu na złotówki, bo w Polsce nigdy bym tyle nie dała, wiadomo.
05. Niedawno w mieście otworzyli Primark i w jego okolicach co sekundę widać ludzi z torbami z tego sklepu. Mieści się on w małym centrum handlowym na Walther-Schreiber-Platz i jest olbrzymi, w dodatku dwupiętrowy. Z dworca głównego najlepiej dojechać na Zoologischer Garten i przesiąść się w U9. Przy pierwszej wizycie tam kupiłam bransoletki pasujące do sukienki, torebkę i portfel czyli to, czego szukałam w Polsce i nie mogłam znaleźć ;).
grafika Google
06. Na ulicach, dosłownie co krok, jest mnóstwo rowerów. Niemcy poruszają się na nich bez względu na pogodę.
07. Jest tam dość czysto i nie ma nawet 1/10 tylu plakatów i billboardów, ile widać chociażby w Warszawie.
08. Jeśli chcielibyście odpocząć od języka polskiego, to jedźcie tam poza sezonem, bo w wakacje co kilka kroków spotyka się kolejnych Polaków.
09. Zoologischer Garten to nie nazwa przypadkowa, ponieważ mieści się tam spory ogród zoologiczny. Słyszałam, że jest jednym z najpiękniejszych i największych, natomiast nigdy nie byłam, bo wejście kosztuje 20 euro.
grafika Google
10. W listopadzie zeszłego roku wracałam z koleżanką z Berlina Polskimbusem po godz. 10. Gdy dotarłyśmy na ZOB, nikogo nie było... Ani ludzi, ani autokaru na parkingu. Okazało się, że godzina odjazdu uległa zmianie i autokar odjeżdżał nie o 10, a o 9! Dostałyśmy chwilowy atak serca, ale, na szczęście, miałyśmy na karcie pieniądze, które wydałyśmy na zakup biletów na pociąg, ponieważ innej drogi nie było. Jeden bilet kosztował aż 50 euro, więc w sumie, w przeliczeniu, wydałyśmy ok. 400zł. Po powrocie do Warszawy, napisałyśmy reklamację do Polskiegobusa i - uwaga! - dostałyśmy zwrot pieniędzy za bilety kolejowe! Porządna firma, naprawdę.
Jeśli nigdy jeszcze tam nie byliście, to naprawdę polecam! W razie jakichkolwiek pytań, piszcie. Odpowiem, jeśli będę umiała :).
Pozdrawiam!