Tuesday, October 22, 2013

'Au Pairs in my area' / szkoła!

Bardzo podoba mi się opcja, jaką mamy w naszych roomach po perfect matchu, że możemy wejść sobie w zakładkę "Au Pairs in My Area" i sprawdzić, czy jest może ktoś, kto mieszka blisko miejsca, w którym my będziemy. Na owej liście pokazało mi 20 dziewczyn. Większość z nich mieszka w Atlancie, ale jedna (Brazylijka) jest z 'mojego' miasteczka, a druga (Afrykanka) mieszka w miejscu, gdzie, jak mój Host powiedział, będę często bywać (pół godziny drogi samochodem). Napisałam maile do obu z nich i na szczęście są jak najbardziej chętne do jakiegoś spotkania, pomocy, ogarnięcia mnie w nowym miejscu, itp., także poczułam jakąś tam ulgę, że jednak nie będę tam całkiem sama.
Jak się okazało, owa Brazylijka - niech będzie L. - mieszka po drugiej stronie naszego miasteczka, co daje nam odległość zawrotnych 10 minut autem. Przedwczoraj L. wrzuciła na fejsa zdjęcie, jak wycina dynie na Halloween i wiecie, jak jest ubrana na tej fotce? W krótkie spodenki i sandały. Okeeeeej... Aż zapytałam, czy tam naprawdę jest tak ciepło teraz haha Powiedziała mi o jednej rzeczy, która mnie zaskoczyła. Otóż, obok niej mieszka jeszcze jedna au pair, która jest Polką!! Nie ma jej w spisie u mnie, więc albo specjalnie nie dają osób z naszych krajów, żeby raczej mówić po angielsku czy coś, albo jest z innej agencji. Tak czy siak, ciekawe, czy w tak małym miasteczku znajdziemy jeszcze jakąś au pair, oprócz naszej trójki :).

Co ja jeszcze chciałam... A, wiem. Przeglądałam ostatnio strony uczelni, do których linki dostałam i chyba już wiem, co sobie tam wybiorę. Stwierdziłam, że na początek pójdę na kurs 'English as a second language'. Chciałabym zresztą później zdać TOEFL na C1 i ostatnio sprawdzałam ceny - ok. $150. Jakoś tak ładniej brzmi 150 niż 500, ile musiałabym dać w Polsce i dlatego tego nie zrobiłam w końcu. Niby tyle samo, a jednak nie do końca. Ten kurs ESL daje mi 4 kredyty, więc i tak będę musiała ogarnąć coś jeszcze, żeby uzupełnić potrzebną pulę. W sumie pasuje mi to, bo i tak chciałabym pójść na coś poza tym, a tak, to przynajmniej nie będę miała wymówki, że mi się nie chce, skoro będę musiała ;).

Zaczęłam też powoli kolekcjonować rzeczy, które ze sobą zabiorę. WIEM, że tam jest wszystko tańsze, że kosmetyki są po parę dolarów, że leki też są ogólnodostępne i w ogóle, ale chyba jednak wolę mieć ze sobą coś na początek, zanim się całkiem zaaklimatyzuję i zanim już będę swobodnie poruszać się po okolicy. Już wystarczy, że nie biorę laptopa, aparatu i prostownicy do włosów. Zresztą ja wiem, jak mój organizm reaguje na zmianę klimatu, bo pamiętam, co się ze mną działo w Hiszpanii i we Włoszech - od razu jestem chora, mam gorączkę i katar, więc zejdzie mi trochę, zanim się przyzwyczaję. Przypuszczam, że przez pierwsze dwa tygodnie zużyję milion chusteczek. 
Poza tym zrobiłam ostatnio porządki w szafie i jakieś 60% moich ciuchów jest do wywalenia lub oddania. Moja siostra się cieszy ;). Co nieco sprzedaję, więc jakby ktoś chciał luknąć na moje ogłoszenia, to zapraszam TUTAJ. Nie jest tego dużo, a reszta ubrań leży ładnie ułożona w szafie i to właśnie wśród nich są ci szczęśliwcy, którzy polecą ze mną do Stanów za 12 dni

Miłego dnia!

18 comments:

  1. ahh, zazdroszczę Ci bardzo i wyobrażam sobie jak musisz być podekscytowana! Powodzeniaa :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jestem! :D Tradycyjnie - nie dziękuję :).

      Delete
  2. masz jakiś skuteczny sposób na naukę angielskiego?na jakim poziomie znasz ten język? też chcę wyjechać ale język nie daje mi spać po nocach i chyba pójdę na korki;/

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jeśli chodzi o mój angielski, to wyglądało to tak, że w szkole miałam go od 4 podstawówki, ale cały czas leciałam na samych 1 i 2, bo nic nie umiałam ;). Dopiero później, jakoś przed samym technikum, poszłam na korki i w pół roku nadrobiłam wszystko to, czego nie nauczyłam się w podstawówce i gimnazjum, co sprawiło, że w szkole średniej miałam same 5 i 6, więc różnica olbrzymia. Dlatego z doświadczenia mogę powiedzieć, że takie indywidualne lekcje są świetną sprawą.

      Później sama się uczyłam, ale nie katowałam gramatyki aż tak. Wiadomo, że to jest ważne, ale ważniejsze są słówka i przełamanie bariery w mówieniu.
      Przede wszystkim gorąco polecam oglądanie filmów czy seriali po angielsku (jeśli lubisz seriale komediowe, to dobrą opcją jest np. "Teoria wielkiego podrywu" bez lektora, bo mówią całkiem wyraźnie i sporo można załapać, a przy okazji można się pośmiać), oglądanie różnych wywiadów z ulubionymi gwiazdami, czytanie książek, tłumaczenie różnych opowiadań, pisanie listów, itp. Wiadomo, że nie zawsze wszystko się rozumie, ale to własnie pomaga w rozwijaniu umiejętności rozumienia z kontekstu, a nie raz zmusza do otwarcia słownika i w taki sposób wszystko wchodzi zdecydowanie szybciej, niż jakby się siedziało bez sensu nad kartką papieru i wbijało sobie słówka do głowy na siłę.
      Dużo też dało mi to, że mam znajomych, z którymi rozmawiam po angielsku, bo nie znają polskiego. Jeśli nie masz nikogo takiego, to skorzystaj z fejsa, w końcu tam są ludzie z całego świata :).

      Jeśli chodzi o mówienie, to wiadomo, że w Polsce się tego nie da nauczyć za bardzo, chyba że ma się kogoś, kto kompletnie nie mówi po polsku i jest się zmuszonym do mówienia po ang. Postawienie pod ścianą to najlepsze wyjście, bo ma się tylko dwie opcje - albo się coś powie nawet z błędem, ale dogada się i tak, albo nie powie się nic, ale wtedy nic się nie załatwi :). Ja przez bardzo długi czas miałam tak, że bałam się mówić, bo zawsze miałam wrażenie, że gadam głupoty, że zaraz ktoś się zacznie ze mnie śmiać, itp. Później miałam kilka sytuacji, kiedy przekonywałam się, że nie ma co się bać, bo ludzie się nie śmieją przecież i rozumieją, że nauka obcego języka to nie takie hop-siup, a np. jeden kolega, który jest Amerykaninem, pomaga mi zawsze, gdy np. zapominam jakiegoś słowa i nie potrafię wyjaśnić, o co mi chodzi, bo jak się denerwuję, to nagle wszystko wypada mi z głowy :D i tu właśnie sęk tkwi w tym, by nie zamknąć ust, bo wtedy będzie koniec.

      Co do poziomu, to w sumie nie wiem, nie potrafię sama tego określić. Jakiś czas temu rozwiązywałam jakiś egzamin na poziomie B2 i nie miałam jakiegoś problemu z nim, ale wiem na pewno, że o wiele lepiej mi idzie czytanie i pisanie, niż mówienie :).

      Długi komentarz mi wyszedł ;).

      Delete
    2. :O Powiedziałabym nawet, że BARDZO długi...

      Delete
    3. haha jest długi,ale baaardzo pomocny.Dziękuję za tak wyczerpującą odpowiedź:)

      Delete
  3. zdarza Ci się,że podróżujesz sama? warto jechać samemu jak znajomych nie stać na wyjazd?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Sama podróżuję czasem, ale tylko po Polsce. Za granicę zawsze wyjeżdżałam z kimś, bo po prostu nie mam problemu ze znalezieniem towarzysza, a głównie jest to ta sama osoba. Gdybym jej nie miała, to nie hamowałabym się raczej (teraz do Stanów jadę sama). Wiesz, wydaje mi się, że nie zawsze warto patrzeć na znajomych, bo później można żałować. Wiadomo, że z kimś zawsze raźniej, ale jeśli znajomi nie mogą, to myślę, że trzeba podbijać świat samemu :).

      Delete
  4. Ejj wlaśnie.. Nie moge znieść tego ze muszę przeżyc pierwsze dni bez prostownicy :(( Jak Twój projekt? ja wlaśnie zaczynam.. ale dość mozolnie mi to idzie..!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja też O_o Czytałam, że prostownicę można kupić za $20, więc przypuszczam, że nie będzie to wydatek, z którym będę zbyt długo zwlekać :P.
      Mój projekt... Aktualnie mam ok. 20 stron i jeszcze trochę mi zostało. Trochę to jest czasochłonne, tym bardziej, że wszystko robię ręcznie. A nie wiem, jak Ty, ale ja tak mam, że jak już coś robię, to najlepiej, jak mogę, dlatego staram się, żeby wszystko było ładnie :P

      Delete
    2. Ja w sumie dalej nic nie zrobilam, poza rozpisaniem mniejwiecej co napisac.. ale im dluzej o tym mysle to chyba to zrobie na na kompie i ladnie drukne.. ?? Czasu co raz mniej ... taaaak moj pierwszy zakup w stanach to prostownica.. haha xD

      Delete
    3. Kurde, z jednej strony dobrze, że ten czas szybko leci, bo szybciej wyjedziemy, ale z drugiej jednak przydałoby się kilka godzin w dobie na takie głupotki typu właśnie projekt czy coś :P. No ale trudno, nie ma, więc trzeba sobie radzić jakoś :D

      Delete
  5. aaa 12 dni! tylko 12 dni! pamiętam moją ekscytacje 12 dni przed wyjazdem.. nic się nie obejrzysz a minie Ci miesiąc w USA :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nooo wiem, że masz rację :D Strasznie szybko czas leci. Dopiero usłyszałam od Hosta, że "zostało tylko 6 tygodni" ,a tu już zaledwie niecałe 2...

      Delete
  6. Bez komentarza !!! Zazdrosna w 100% moja droga jestem :( :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nim się obejrzysz, a to Tobie ludzie takie komentarze będą pisac, mówię Ci :D

      Delete
  7. czy za kursy które wybierasz musisz cos placic?

    ReplyDelete