________________________
Jeśli nie widziałeś wcześniejszych postów na ten temat i chcesz je przeczytać najpierw, zapraszam TUTAJ oraz TUTAJ.
Ten post napisany jest głównie przez Nathana, który miał doświadczenie w tym temacie i postanowił się nim podzielić.
W
poprzednim poście przedyskutowaliśmy sposób, w jaki możecie pomóc dziecku,
które się czegoś boi. W tym poście znajdziecie technikę, która pomaga dziecku
przejść przez prawdopodobnie najbardziej traumatyczne doświadczenia, przez
które wszyscy przeszliśmy. Są takie momenty w życiu dziecka, które wymagają od
niego oddalić się od jego strefy komfortu takie, jak np. nowa opiekunka,
pierwszy dzień z dala od domu, pierwszy dzień w przedszkolu lub szkole, lub po
prostu separacja od zaufanych dorosłych. Chociaż powszechnie uważa się, że w doświadczenia
te muszą angażować się również łzy, może zarówno dziecka, jak i opiekuna,
znalazłem książkę, która mówi, że doświadczenia te mają pozytywny wpływ tak dla
dziecka, jak i dla jego przywiązania do opiekuna.
Kiedy
Alicia miała 11 miesięcy, zapisałem ją do przedszkola. Byliśmy tam razem przed
jej pierwszym dniem, ale nie była przygotowana na jej pierwszą separację od jej
ojca i pozostanie z nieznajomymi ludźmi. Jej opiekunka miała ponad 40 lat
doświadczenia z dziećmi i razem z innymi pracownikami przekonywali mnie, że
pozostawanie dłużej niż kilka minut tylko pogorszy całą sytuację i sprawi, że
będzie to trudniejsze dla Alicii. Czułem walkę z samym sobą, ale zdecydowałem
zaufać ich doświadczeniu. Pomyślałem, że przeszli oni przez ten proces z
setkami dzieci, więc pewnie doskonale wiedzą, co robić. Jak można zgadnąć,
Alicia płakała, kiedy odchodziłem, pomimo starań pracowników do rozproszenia
jej. Kilka następnych razów przeszliśmy przez to samo. Zacząłem tracić zaufanie
do opiekunki. Jej metoda w ogóle nie wydawała się efektowna w ochronie Alicii
przed poczuciem zdrady, opuszczenia i przerażenia. Nie chciałem poświęcać więzi
zaufania pomiędzy Alicią i mną, ale nie znałem żadnego innego rozwiązania.
Minęło
kilka miesięcy, jak odkryłem inną drogę radzenia sobie z sytuacjami, które
angażowały przerażenie i łzy. Problem z "normalną" metodą użytą w jej
przedszkoly jest dokładnie taki, jak napisałem, porzucenie i zdradzenie
dziecka. Ono wie doskonale, co się dzieje, ale eksperci i profesjonaliści
ignorują rzeczywistość lub minimalizują ją. Niektórzy myślą nawet, że doświadczenie
tego jest dobre dla dziecka.
Jak
można umożliwić Twojemu dziecku odseparować się od ciebie:
Po
pierwsze, porozmawiaj z dzieckiem wcześniej i powiedz, używając jak najwięcej
szczegółów, co może się stać, co przewidujesz, kiedy dojedziecie na miejsce,
kiedy odejdziesz i zanim wrócisz. Niech wiedzą, że w żadnym wypadku nie
odejdziesz, póki nie powiedzą, że jest OK, by iść (wiem, że to brzmi
ryzykownie, ale czytajcie dalej). Wyjaśnij konsekwencje, jakim stawiasz czoła,
jeśli nie możesz zostawić dziecka z nikim innym. Zrób to używając jak
najszczerzej, ale używając argumentów tak, żeby dziecko zrozumiało. Jeśli
dziecko zaproponuje swoje rozwiązania, jak np. zamieszkanie w kartonowym
pudełku lub wstąpienie do cyrku, możesz powiedzieć: "więc myślisz, że
powinienem/powinnam zrezygnować z pracy i wtedy zostaniemy razem. Ale kiedy my
bylibyśmy razem, bez pieniędzy nie mielibyśmy nic do jedzenia, ani miejsca do
spania!" To może brzmieć żmudnie, ale to wszystko, co trzeba zrobić, by
wyjaśnić coś z trzyletnim dzieckiem, jako z równym sobie. To są ważne pytania,
które po prostu wymagają szczerej odpowiedzi. Po przyznaniu, że pozostanie z
inną opiekunką jest co najmniej najgorszą opcją, dziecko może zacząć rozważać,
jak najlepiej poradzić sobie ze zmianą. Twoje dziecko będzie miało wiele
rzeczy, które sprawią, że będzie niespokojne przy przyzwyczajaniu się do nowej sytuacji.
Poprzez usunięcie strachu przed odrzuceniem, pozwalasz swojemu dziecku na
skupienie się na badaniu wiarygodności nowego otoczenia.
Po
drugie, przyjedź wcześniej lub tak zorganizuj czas w pracy, żebyś nie musiał/a
stawiać czoła konsekwencjom spowodowanym przez spóźnienie. Kiedy przybędziesz
na miejsce, słuchaj wszystkiego, co dziecko mówi i zwracaj szczególną uwagę na
to, jak ono się czuje w czasie, gdy opowiada o tym, czego doświadcza. Powtarzaj
wszystko, co widzisz wtedy, gdy się to dzieje w taki sposób, jak np.
komentatorzy robią w czasie meczu. Jeśli dziecko wygląda na zdenerwowane,
możesz powiedzieć: "widzę, że idziesz wolno i twoje oczy są szeroko
otwarte". Możesz dodać: "widzę, że jesteś zainteresowany (lub
patrzysz na) tą kobietą w biurze". Pamiętaj, że musisz być przygotowanym
na powtarzanie nawet tych negatywnych rzeczy, jak strach, złość czy krytycyzm.
Możesz usłyszeć coś, jak: "nie lubię tej nauczycielki, ona jest
głupia!" lub "wszystkie dzieci mnie nienawidzą!" Będziesz musieć
chcieć powtórzyć te zdania, nie oceniając dziecka w ogóle nawet przed tym
"głupim" nauczycielem czy dziećmi, które Twojego dziecka
"nienawidzą". Na przykład, "myślisz, że twoja nauczycielka jest
głupia" albo "jesteś pewny, że wszystkie dzieci cię
nienawidzą!" Brak powtarzania tych rzeczy pokaże dziecku, że nie jesteś
całkowicie po jego stronie. W tym momencie, bardziej niż kiedykolwiek, dziecko
musi wiedzieć, że nie wstydzisz się być jego zaufanym adwokatem.
Kiedy
pójdziesz do klasy i spotkasz nowego opiekuna Twojego dziecka, kontynuuj obserwację
i nie przerywaj narracji zachowania i doświadczeń Twojego dziecka. Jeśli jest
ono przerażone, zauważ to i zakomunikuj, że widzisz. Jeśli jest podekscytowane
czymś, zrób to samo. Jeśli dziecko stawia czoła nowemu środowisku, powtórz
Waszą umowę z rana. Powiedz, że nie wyjdziesz, dopóki i tylko wtedy, gdy
dziecko czuje się komfortowo i powie, że jest to dla niego okej, jeśli teraz
wyjdziesz. Powiedz, jaki jest Twój problem: stresujesz się tym, że spóźnisz się
do pracy i będziesz miał problemy. Współczucie Twojego dziecka dla Ciebie i
Twojego problemu to coś, co motywuje go to podjęcia ryzyka i konfrontacji
nowego otoczenia. Oczywiście, im lepszy związek z dzieckiem i im
wiarygodniejszy jest Twój problem, tym bardziej efektowna będzie ta moeta. Daj
dziecku kilka kolejnych minut, dalej mówiąc o tym, co obserwujesz, a jeśli ono
dalej się waha, powtórz swój problem. To powinien być ten sam sposób za każdym
razem, ale naturalnie z coraz większym zaangażowaniem. W niektórych sytuacjach
może to zająć ciut kilka konfrontacji tego typu, zanim będzie można
przedstawiać swój problem z większą pasją (ale nie złością czy strachem), by
dziecko zaczęło być empatyczne w Twoim kierunku.
Ufam,
że jeśli użyjesz tej metody, odsuwając na bok wszelkie próby wymuszenia,
uśmiechniesz się ze łzami miłości i dumy, jak ja, gdy moja córka odwróciła się
do mnie w czasie trwania takiej właśnie sytuacji i powiedziała: "tato,
możesz już iść".
Do napisania za miesiąc! Dwa tygodnie to jednak nie jest wystarczająco dużo czasu - przeceniłam nasze możliwości.
Nathan & Aga
PS. Najprawdopodobniej większość opiekunów będzie
uważało Cię za kogoś niespełna rozumu. Mogą pojawić się pogardliwe spojrzenia
lub nawet groźby, które ja dostałem w takiej sytuacji. Czasami dziecko będzie
testować nowe otoczenie i odrzuci je, uważając, że nie jest godne zaufania.
Jeśli po ostrożnym przyglądaniu się, dziecko odrzuci opiekuna, tam
prawdopodobnie jest dobry powód, by to zrobić - poszukaj wtedy gdzie indziej.
Mądre rady :) Pozdrawiam serdecznie :)
ReplyDeletePozdrawiam również!
DeleteWybacz, trochę się zgubiłam. N. pisze, że Alicia miała 11 m-cy, kiedy zapisał ją do przedszkola (day care facility). Rozumiem, że w tym wieku do tej placówki zaczęła uczęszczać, tak?
ReplyDeleteOpierając się na tym założeniu, nie za bardzo widzę, jak metodę przedstawioną w tym poście można by było zastosować w przypadku tak malutkiego dziecka. Sama opiekuję się czternastomiesięczną dziewczynką i, mimo że jest bardzo mądra i dużo rzeczy rozumie, nie mam wątpliwości, że ta metoda byłaby kompletnie bez sensu w jej przypadku - nie mówi jakoś bardzo dużo, a słowa, które zna, dotyczą głownie produktów pierwszej potrzeby - jedzenia, picia, osób z najbliższego otoczenia.
Metodę sama stosowałam z jej starszym o dwa lata bratem i bardzo nam pomogła. Metodę zresztą można stosować codziennie, przy każdej sytuacji.
Z mojego doświadczenia oraz z rozmów z osobami o wiele bardziej doświadczonymi ode
mnie wynika jednak, że czasami dobrze jest szybko wyjść, zamiast robić z tego wielkie wydarzenie. Rozumiem, że dziecko nie powinno czuć się opuszczone i zostawione, dlatego przed taką sytuacją przeprowadzamy rozmowę (mama musi wyjść z domu, bo idzie do pracy, żeby zarobić pieniążki, bo są nam potrzebne na jedzenie, zabawki i nasz dom, itp.), ale po takim wytłumaczeniu i rozmowie dziecko i tak płacze przez pierwsze kilkanaście sekund. Potem zajmuje się nową zabawką, coś je rozprasza i nie rozpacza już z powodu odejścia mamy. Czasami upewnia się tylko, że mama wyszła do pracy i wróci po obiedzie. Nie sądzę, aby ten krótki płacz był dużą szkodą dla dziecka - jest to raczej normalna reakcja na sytuację, która mu się nie podoba. Jak wychodzimy z placu zabaw też płacze, bo się dobrze bawił. Jestem jak najbardziej za partnerskim związkiem między rodzicem a dzieckiem opartym na zaufaniu i szacunku, ale nie przechylałabym się za bardzo na drugą stronę. Dajmy czasami dziecku popłakać. Wytłumaczmy, porozmawiajmy, ale nie powstrzymujmy każdej najmniejszej fali płaczu, bo może się okazać, że w dorosłym życiu sobie nie poradzi z żadnym problemem samo.
Bardzo chętnie podyskutuję na ten temat, jeśli wyraziłam się niejasno, albo masz inne od mojego zdanie. Widzę, że jesteś dobrą opiekunką, więc cenię sobie Twoją opinię.
Czy zaplanowaliście jakiś następny cykl artykułów? Bardzo chętnie poczytałabym o niejadkach (bo tych spotkałam w swojej karierze niani bardzo dużo).
Pozdrawiam serdecznie, Ola.
Hej Maria, tu Nathan. Masz rację, że Alicia była za mała, by użyć tej metody, o której przeczytałaś, gdy miała 11 miesięcy. Działo się to, gdy miała prawie 2,5 roku i miała problemy z miejscem, do którego chodziła i z innymi szkołami, które ocenialliśmy. Masz 14-miesięczną dziewczynkę i jesteś pewna, że metoda ta nie zadziałałaby z nią. Wierzę, że może być ona użyta nawet z tak małymi dziećmi, bo większość jej skuteczności leży w powtarzaniu emocji dziecka bardziej, niż słów, jakie miałoby mówić. Nie wiem tego z doświadczenia, ale czuję, że jeśli opiekun zobowiązuje się do utrzymania relacji z dzieckiem opartej na kompletnym szacunku, znajdzie drogę. Co więcej, jeśli dziecko jest za małe, by zrozumieć, że opiekun je zostawi na jakiś czas, nie widzę sposobu, by uniknąć krzywczenia dziecka, robiąc to. Rozumiem, że niektórzy rodzice nie mają wyjścia w tej kwestii, ale obawiam się, że większość rodziców odrzuca od siebie powagę sytuacji, a tym samym nie ważą rzeczywistych kosztów ich działania. Jest to dla mnie całkowicie OK, by być praktycznym, pragmatycznym, ale jednocześnie chcę zachować szczerość.
DeleteMoże to brzmi ostro dla niektórych, kiedy mówię, że dziecko będzie skrzywdzone. Zważam na to, że małe dzieci są inne niż dorośli w ten sposób, że są całkowicie zależne w kwestiach, które pozwalają im przetrwać. Jakakolwiek degradacja w więzi zaufania pomiędzy nimi, a ich opiekunami, to jak sprawa życia i śmierci. Przez to wierzę, że dzieci są bardzo podatne na niepokój, a więc mam nadzieję, że sprawowana będzie jak najlepsza opieka.
Ostrzegasz, że jeśli nie pozwoli się dziecku mieć problemy, nie będzie w stanie radzić sobie z innymi, gdy będzie dorosłe. Nie mam nic przeciwko płaczącej Alicii i temu, by miała swoje własne problemy, ale robię wszystko, co mogę, by wypracować z nią takie rozwiązanie, że ja nie jestem tego powodem. W najgorszym przypadku zgodziny się z tym, że jest to bardzo trudna sytuacja, która może powodować łzy, ale zazwyczaj jest to wspólna decyzja.
Mówisz, że nie chcesz iść za daleko w wysilaniu się, by unikać łez. Moim celem nie jest unikanie łez, ale bycie z Alicią, gdy płacze.
Zawsze czuję się lepiej, gdy widzę, że inni doceniają posiadanie pełnego szacunku w stosunku do dzieci. Zawsze mnie to zaskakuje. Z przyjemnością napiszę o moim doświadczeniu z jedzeniem, bo w tej kwestii tak ja, jak i Aga mamy dużo do powiedzenia.
Pozdrowienia!
Świat byłby chyba zbyt piękny, gdyby dało się to wszystko tak zrealizować! Rodzice też ludzie, mają na dodatek mnóstwo obowiązków. Nie popadajmy w żadną skrajność. Myślę najlepiej byłoby to wszystko wyśrodkować. Dzięki za post! Każdy ma trochę racji włącznie z komentarzami.
ReplyDeleteSzczerze mówiąc, ja chciałabym, by ten świat, o którym mówisz, był trochę lepszy, bo wierzę, że jest dużo rzeczy, które można poprawić nie wkładając w tego aż tyle wysiłku, ile się wydaje.
Deleteuwielbiam Twoje wpisy! Mega mądrze piszesz!
ReplyDeleteDzięęęki!
DeleteJeśli mam być szczera, Twoje wpisy są... pseudo psychologiczne. Czy Ty albo Nathan macie jakiekolwiek kwalifikacje do tego, aby wypowiadać się na taki temat? Widzisz, każda metoda postępowania z dziećmi ma swoje dobre i złe strony. Tą, którą opisałaś jaką dobrą, można odebrać za zazstrasznie dziecka. Taki chłopczyk czy dziewczynką będa żyli w strachy, że jeżeli ujawnią swoje prawdziwe emocje związanie z odejściem ojca/matki, wyglądują głodni na ulicy i dlatego nie mogą zatrzymywać matki/ojca. Odnoszę wrażenie, że traktujesz metody innych z pogardą, uważając, że Twoje są najlepsze, mimo tego, że dzieckiem opiekujesz się około rok, i to jeszcze nie swoim.
ReplyDeleteW poprzednich notkach mówiaś o tym, że rodzice nie mogą dziecka do niczego zmuszać, podam Ci prosty przykład. Kiedy ja byłam dzieckiem, bardzo bałam się pływać. Nie mogłam się odważyć, zawsze chciałam, żeby tata mnie trzymał i nie puszczał, i wiesz co? Bardzo żałuję, że on nie postąpił wbrew mnie i nie puszczał mnie powoli przyzwyczajając do wody, bo teraz mimo tego, że jestem dorosłą kobietą, nadal nie umiem pływać i już raczej się nie nauczę :). Tak samo jestem bardzo wdzięczna mojej mamie, która wręcz siłą brała mnie na naukę jazdy na rowerze, bo gdyby nie ona, pewnie tego robić też bym nie umiała.
Myślę, że zmienisz zdanie, kiedy będziesz miała inne obowiązki poza opiekowaniem się dzieckiem, bo normalnie rodzice zwyczajnie nie mają czasu trząść się nad dzieckiem np. podczas porannego zostawiania go w przedszkolu,bo muszą iść do pracy zarobić na dom i dzieci nie są ich jedynym zmartwieniem. Wydaje mi się, że najlepszym przykładem tego jest właśnie Nathan, który widać, że jest cudownym ojcem, ale właśnie z jakiegoś powodu zatrudnił au-pair. Co z rodzicami, których na to nie stać?
Najbardziej uderza mnie podawanie konkretnych przykładów złych zachować rodziców z komentarzem jak POWINNI się zachować. Znacie tamto dziecko? Otóż powinniście wiedzieć, że dzieci są różne. Jedno zacznie płakać jak mu zabawka spadnie na podłogę albo mama zrobi krzywo kucyk, a drugie wywracając się i zdzierając sobie kolano będzie się z tego śmiało, rodzice najlepiej znają swoje dzieci, a wy nie zachowujcie się jakbyście mieli co najmniej doktorat z psychologii i odchowane tuzin dzieci :).
Więc droga Agnieszko wiem co chcesz napisać - jeśli Ci się nie podoba, nie czytaj. I zapewniam Cię, że nie będę :) Ale każdy może tutaj wyrazić swoją opinię.
Nie wydajesz się być zadowolona z naszymi metodami i przypuszczasz, że nie jesteśmy wystarczająco wykwalifikowani do wyrażania ich. Czujesz, że konfrontacja dziecka z ekonomiczną rzeczywistością, na którą narażeni są dorośli, jest równoznaczne z zastraszaniem go, powstrzymywaniem go od pokazywania prawdziwych emocji. Myślisz, że patrzymy na inne metody z pogardą. Wydajemy się nie wystarczająco wykwalifikowani, by mieć tak silne opinie i tutaj wyszczególniasz Agę, która nie ma swojego własnego dziecka i ma limitowane doświadczenie.
DeleteMówisz, że nasze metody zabraniają używania siły, ale wtedy mówisz o historii ze swojego życia, kiedy miałaś nadzieję, że siła wobec Ciebie zostanie użyta. Mówisz, że nie możesz pływać i nigdy się nie nauczysz, bo ojciec nie zachował się wbrew Tobie. Przypuszczasz, że nigdy nie nauczyłabyś się jeździć na rowerze, gdyby nie zmusiła Cię do tego Twoja matka.
Wierzysz, że jakby Aga miała więcej obowiązków, nie polecałaby takiej metody, która, w Twoim przekonaniu, zajmuje za dużo czasu. Nie lubisz również tego, że mówimy o metodach innych rodziców w sposób krytyczny. Mówisz, że to niemożliwe, by znać temperament każdego dziecka, więc powinniśmy zostawić wszystko rodzicom, którzy znają ich dzieci najlepiej. Myślisz, że mówimy o tych metodach z większą pewnością, niż jest to uzasadnione.
Końcówka Twojej wypowiedzi brzmi tak, jakbyś oczekiwała nieprzyjemnej odpowiedzi od Agi, więc nie masz nawet zamiaru jej czytać.
Po pierwsze, nawet, jeśli rozumiem Twój punkt widzenia w kwestii dzieci, które nie są wolne do wyrażania swoich prawdziwych emocji, by ich rodzina nie skończyła na ulicy, nie ma to dla mnie żadnego sensu. W moim przykładzie, rozmowa przeprowadzania jest wcześniej i dziecko jest zachęcane do zakwestionowania wszystkiego. Nawet później w trakcie konfrontacji w przedszkolu czy innym miejscu, dziecko jest wolne do kontynuowania wyrażania wszystkich obaw bez ryzyka ze strony rodziny. Zachowanie dziecka (nie wyrażanie emocji) jest ograniczone przez takie same obawy (ryzyka), jak jego opiekuna.
Po drugie, odnosząc się do pływania i jeżdżenia na rowerze. Rozumiem, że cenisz sobie użycie siły w Twoim przypadku. Może naprawdę byłabyś teraz świetną pływaczką. Niemniej jednak, przypuszczam, że wraz z rosnącą zdolnością do pływania, rósłby również Twój poziom niepokoju. Moja metoda umożliwia dziecku konfrontację jego strachu (nauka do pływania) oraz eliminowanie niepokoju. Z związku z tym, wolę tę metodę.
Po trzecie, nasza metoda zabiera o wiele mniej energii i czasu, niż każda inna. Nie ma żadnej walki, biernego oporu, kłótni, a w zamian jest duch współpracy, co tylko sprawia, że jest również wspólny szacunek. Pozwala to również dziecku, by mieć swoje własne problemy, prowadzić swoje własne życie i nie przeszkadzać w tym. Kiedy mówisz, że nasza metoda nie jest praktyczna w żaden sposób, namawiałbym Cię do spróbowania jej najpierw, zanim weźmiesz się za cokolwiek innego. Przypuszczam, że niewiele rodziców wie, że istnieje jakaś alternatywa. Chciałbym, żeby ci rodzice mieli tę wiedzę i te umiejętności, zanim zdecydują, którą metodę użyć w jakiejkolwiek sytuacji.
Kiedy kwestionujesz nasze kwalifikacje, wyobrażam sobie, że chcesz nas zastraszyć czy też onieśmielić do wyrażania naszych przekonań. Jeśli tak jest, nie podoba mi się to. Czytanie Twojego komentarza i odpowiadanie na wszystko było niekomfortowe z powodu tych niebezpośrednich zarzutów oraz odwoływania się do autorytetu. W każdym razie, doceniam, że podzieliłaś się swoimi doświadczeniami i jesteś mile widziana, by zrobić to ponownie.
Jak dla mnie te odpowiedzi, to jednak z lekka przegięcie. Ludzie, wyluzujcie trochę, wszyscy, włącznie z autorami tego bloga. Życie nie jest jednoznaczne. Czy to jest jakieś komputerowe tłumaczenie?
DeleteDla Ciebie to przegięcie, ale dla mnie nie.
DeleteNie miałam na celu zastraszania Was, broń Boże, jedynie zwrócić uwagę na charakter Waszych wypowiedzi, który tak jak wyżej napisałam, wydaje mi się troszkę za bardzo poważny i.., niemalże naukowy.
ReplyDeleteJeżeli chodzi o użycie siły o której napisałam. Nie chodzi tu o siłę fizyczną, tylko... zmuszenie dziecka do zrobienia czegoś mówiąc mu po postu, że musi, bo potem będzie mu łatwiej. Niestety, na tym polega życie, musimy najpierw uczyć się ciężko w szkole, żeby w przyszłości mieć dobrą pracę, żeby było lepiej - najpierw musi być gorzej i ta zasada obowiązuje w wielu dziedzinach życia. Dzieci zawsze chciałby, żeby wszystko było łatwe i przyjemne i to jest normalne, ale rodzice muszą dziecku uświadomić, że nie zawsze jest kolorowo, bo potem przyjdzie moment, gdzie dziecko zderzy się z brutalną rzeczywistością i nawet w przedszkolu czy gdziekolwiek, będzie musiało zrobić rzecz, której nie chce i która nie będzie przyjemna, ale musi.
Musicie wiedzieć, że każda metoda ma swoje plusy i minusy i nie można kwestionować innych metod wychowawczych nie znając rodziców czy dzieci i widząc tylko 5 minut z ich życia, obserwując jakąś jedną złą sytuację.
Jeżeli chodzi o końcówkę mojej wcześniejszej wypowiedzi, to nie miałam na myśli odpowiedzi Agi, tylko następne posty na ten temat, bo osobiście normalnie notki Agi bardzo lubię i czytam od dobrego pół roku. Dziękuję Wam za odpowiedź na mój komentarz.
Ok, więc upewnię się, że rozumiem, o co chodzi.
DeleteWierzysz, że fizyczna przemoc jest inna niż używanie 'przemocy mówionej'. Widzisz świat jako coś brutalnego i wymagającego oraz że musimy czasami wytrwać idąc przez te nieprzyjemne sytuacje, zanim stanie się coś dobrego. Myślę, że chodzi Ci o to, że boisz się, iż dziecko wybierze tę łatwą i przyjemną drogę niezależnie od konsekwencji w bliższej lub dalszej przyszłości. Twój sposób na naprawę rzeczy to przekonywanie dziecka do wcielenia Twojego sposobu patrzenia na świat (jak wspomniane wcześniej - jako coś brutalnego, nieprzyjemnego). Nie kwestionuję tego, że być może jest to opis Twoich życiowych doświadczeń, ale jednocześnie nie wierzę w to, że tak to musi wyglądać dla wszystkich. Nie wierzę, że uczenie się musi być nieprzyjemne lub że ktoś zawsze musi jakby oddać samego siebie, by mieć dobre życie. Myślę, że wyjaśnię tę kwestię w późniejszych postach, by inni mogli widzieć, że istnieje alternatywna rzeczywistość, która jest mniej brutalna, niż Ty i inni ludzie sobie wyobrażają.
A'propos mówienia, że dziecko "musi" coś zrobić, zastanawiam się, jaka byłaby Twoja odpowiedź, gdy owe dziecko powie: "co się stanie, jeśli tego nie zrobię?" Jeśli dziecko jest wolne, by tego nie zrobić i stawić czoła konsekwencjom lub chociaż ewentualnym konsekwencjom, jakie mogłyby być, wtedy nie widzę używania żadnej siły.
PS. Cięszę się, że generalnie lubisz moje posty!
A ja z kolei odnoszę wrażenie, że potraficie zrobić z igły widły.
ReplyDeleteProstu przykład, matka mówi w sklepie dziecku że mu czegoś nie kupi bo nie ma pieniędzy, dziecko płacze, a matka powtarza to dosadniej, sytuacja, którą każdy rodzic zapewne przeszedł, i nikt się tym nie przejmuje, bo fatycznie nie ma czym, a Wy potraficie napisać obszerny post analizując dokładnie to co się dzieje w głowie dziecka i krok po kroku wyjasnic na czym polegał błąd rodzica i jakie konsekwencje ze sobą niósł. wyluzujcie troche
Chodzi nam o to, by pokazać innym tę stronę, o której większość nie ma pojęcia (i ja sama nie miałam). To, że mamy nadzieję, że będą osoby, które chociaż spróbują i dopiero wtedy powiedzą czy dana rzecz ma sens, czy nie, to jedno. Inna sprawa to fakt, że wiele osób tego nie poprze i z tym liczyłam się od samego początku, podjęłam jednak to ryzyko. Jeśli Ty jesteś jedną z tych osób, które nie popierają (i mówią, byśmy "wyluzowali"), to ja jak najbardziej szanuję Twoje podejście, co nie oznacza oczywiście, że się z nim zgadzam i Ty z moim również zgadzać się nie musisz. Chciałabym jednak, byś Ty szanował/a moje również, bo ja nikomu nie każę zmieniać ich postępowania.
Delete