Odpowiedzi na komentarze pod poprzednim postem pojawiły się już, więc jak ktoś nie widział, to zapraszam TUTAJ. A odpowiedzi na te nowe będą pojawiać się na bieżąco.
Podzielę się z Wami czymś, co spędzało mi sen z powiek przez jakiś czas i jest to ta zmiana, o której wspomniałam w tytule postu. Nie wiem, czy to jest chwalenie się, czy żalenie, czy co... W każdym razie, wiecie już pewnie, że jestem założycielką i prowadzącą fanklub Filipa Bobka, i że siedziałam w tym ponad 5 lat, które będę wspominać BARDZO dobrze. Ostatnie spotkanie w czerwcu, na które zresztą polecieliśmy razem z Nathanem i Alicią (post na ten temat zobaczyć możecie TUTAJ), organizowałam na odległość, co nie było łatwe, ale mega ulgę i radość poczułam, gdy zobaczyłam, że wszystko wyszło tak, jak powinno. Mimo tego, że bardzo lubię tę całą otoczkę związaną z fanklubem, ludzi, to, co się dzieje, wspomnienia i lubię też wyobrażać sobie, co może stać się w przyszłości... To jednak dotarłam do tego momentu, kiedy zaczęłam się męczyć. Męczyło mnie to, że ludzie mieli do mnie pretensje, że nie odpowiadam na wiadomości wystarczająco szybko. Że terminy są za długie i mogłabym zrobić daną rzecz szybciej. Irytowało mnie, że starałam się coś zrobić i nie wychodziło z powodu braku czasu lub np. odległości i różnicy czasowej. Chociażby ta sytuacja, kiedy jedna kobieta miała do mnie pretensje, że nie może porozmawiać ze mną przez telefon, a jak jej powiedziałam, że oczywiście może i podałam mój amerykański numer (polskiego nie używam od początku roku w ogóle), to mi napisała: to jest niedopuszczalne! Doszłam do wniosku, że nadszedł czas, by odsunąć się jeszcze bardziej i oto następuje ta wielka zmiana w moim życiu... Dowiecie się zanim napiszę o tym na stronie, co jest trochę dziwne, no ale co poradzić... Postanowiłam poszukać nowej osoby do prowadzenia fanklubu. Doszłam do wniosku, że ja zrobiłam to, co mogłam i teraz przyszedł czas na kogoś innego i na to, bym ja zaczęła układać swoje życie nie martwiąc się gdzieś tam w głowie wiecznie tym, czy zrobiłam wszystko, czy odpisałam wszystkim, czy może o czymś zapomniałam... Także zamykam ten rozdział swojego życia powoli, ale jednak nie do końca. Ta ostatnia kartka będzie miała lekko zagięty róg, bo jednak chcę wiedzieć, co tam się ciekawego dzieje. I powiem Wam, że poczułam ulgę, że osoby wtajemniczone, z którymi o tym rozmawiałam, rozumieją i popierają moją decyzję. Dobrze jest mieć wsparcie innych! Zwłaszcza Filipa, który jest tutaj głównym zainteresowanym. To na jego odpowiedź czekałam najbardziej i na szczęście nie zawiodłam się!
Alicia spędziła ostatni weekend u jej matki i dzisiaj wróciła. Ona ma BARDZO donośny głos, naprawdę. Jak ona coś mówi, to brzmi, jakby krzyczała. Zwłaszcza wtedy, gdy rozmawia ze swoją babcią, która ma czasem problemy z usłyszeniem, co mówią inni. Także zmierzam do tego, że czasami fajnie jest posiedzieć w całkowitej ciszy i spokoju, ale mimo to czasem mi jednak brakuje tego jej głośnego Agaaaaaaa! ;). A wiecie, co mnie zaskoczyło ostatnio, gdy jej matka przyjechała odebrać ją? Otóż, normalnie ze mną rozmawiała! O jakichś głupotach, ale totalnie bez żadnej spiny ani nic. Stało się to chyba pierwszy raz od samego początku i nie powiem, bardzo mnie to zaskoczyło. Nie to, że pozytywnie czy negatywnie... Raczej powiedziałabym, że neutralnie. Co więcej, Alicia powiedziała mi, że Fang powiedziała dokładnie to: "ja nie mam nic do Agi i w sumie nie wiem, czemu mnie nie lubi". Ja oczywiście w to w ogóle nie wierzę i może Wam się wydawać, że może ona chce być w dobrych stosunkach, bo to w końcu jej córka i w ogóle... Może, nie mówię, że nie. Ale ja zwyczajnie nie jestem w stanie jej ufać i wiem, że się to nie zmieni. Tak czy siak, chciałam się podzielić moim zaskoczeniem :).
W najbliższy weekend lecę sobie do Chicago. WRESZCIE. Nasłuchałam się trochę o pogodzie tam, np. niedawno było ok. 9 stopni, a później nagle 27... Powiem Wam, że nie lubię takich skoków bardzo, bo zawsze źle na mnie działają, a przecież znamy je doskonale z Polski. Tutaj się od tego odzwyczaiłam, bo w Georgii to wiecie... Ostatnio był skok z +40 na +27, więc różnica ogromna, ale jednak nie do końca zła, bo nadal jest bardzo ciepło. Nie uwierzycie jednak, jak Wam powiem, że było mi chłodno w tych 27 stopniach :P. Tak to jest, że człowiek przyzwyczaja się do dobrego dość szybko. No trudno, wezmę coś letniego i jesiennego i tyle.
A! Jakby ktoś chciał mnie przenocować, to chętnie wpadnę ;).
Moje drogie au pair! Mam do Was pytanie, bo w sumie nie mogę znaleźć jednoznacznej odpowiedzi, więc może Wy wiecie, jak to jest. To, co wiem, to fakt, że jeśli au pair przedłuża pobyt na drugi rok, to wczasie owego przedłużenia, może podróżować za granicę USA w niektóre miejsca takie, jak Kanada, Meksyk oraz na wyspy przyległe do USA takie, jak np. Bahamy. Jak to wygląda w sytuacji tego miesiąca, który można przeznaczyć na podróżowanie, gdy nie przedłuża się programu? Na mój rozum wygląda to tak, że za granicę nie można wyjeżdżać w ogóle - nawet do Kanady czy na te wyspy - bo nie ma się już formularza DS2019, więc nie wpuszczą nas do kraju. Mam rację?
Pytam, bo moja znajoma kończy rok w lutym i nie przedłuża, i pytała mnie czy chcę lecieć na Bahamy. Dowiadywała się u dwóch osób z agencji czy jest to możliwe, ale... dostała sprzeczne informacje. Pomyślałam więc, że zapytam, bo może ktoś z Was ma doświadczenie, a ja nie jestem w 100% pewna, czy mam rację.
Co tam jeszcze... Nie wiem w sumie. Mam pomysł na lekką zmianę na blogu, ale potrzebuję zdjęcia, po które muszę pojechać do Atlanty. Chcę to zrobić na dniach. Poza tym, proszę moją siostrę, by wysłała mi pewną małą paczuszkę, a ta się miga wiecznie!
Obejrzałam kilka filmów z tych, które mi polecaliście i pewnie wspomnę o tym w którejś notce. Reszta czeka w kolejce, a jak macie coś jeszcze ciekawego, to chętnie przyjmę propozycje!
Btw, oglądaliście kiedyś Requiem for a dream? Mega na mnie zadziałał ten film, dość mocny był w moim odczuciu. Muzyka tam była genialna i zawsze, jak ją słyszę, to mam ciarki. Wczoraj Nate pokazał mi pewien filmik z podkładem właśnie z owego filmu i tak mi teraz siedzi w głowie i nie chce wyjść. Może to i dobrze, nie wiem. W każdym razie, jakbyście chcieli posłuchać, to wrzucam poniżej :).
To chyba tyle na dzisiaj...
Do następnego!
Aga
PS. Wiecie, że ja tu jestem wszędzie Aga? Wszędzie. Nawet u lekarzy czy w szkole. Normalnie mi to nie przeszkadzało nigdy, ale trochę czuję się tak, jakbym nie miała swojego imienia, bo jest ono za trudne dla Amerykanów i większość nawet nie chce próbować. A jakby ktoś się zastanawiał czy w moim przypadku jest to skrót od Agata lub Agnieszka, to odpowiadam - Agnieszka, oczywiście :).
***
Podzielę się z Wami czymś, co spędzało mi sen z powiek przez jakiś czas i jest to ta zmiana, o której wspomniałam w tytule postu. Nie wiem, czy to jest chwalenie się, czy żalenie, czy co... W każdym razie, wiecie już pewnie, że jestem założycielką i prowadzącą fanklub Filipa Bobka, i że siedziałam w tym ponad 5 lat, które będę wspominać BARDZO dobrze. Ostatnie spotkanie w czerwcu, na które zresztą polecieliśmy razem z Nathanem i Alicią (post na ten temat zobaczyć możecie TUTAJ), organizowałam na odległość, co nie było łatwe, ale mega ulgę i radość poczułam, gdy zobaczyłam, że wszystko wyszło tak, jak powinno. Mimo tego, że bardzo lubię tę całą otoczkę związaną z fanklubem, ludzi, to, co się dzieje, wspomnienia i lubię też wyobrażać sobie, co może stać się w przyszłości... To jednak dotarłam do tego momentu, kiedy zaczęłam się męczyć. Męczyło mnie to, że ludzie mieli do mnie pretensje, że nie odpowiadam na wiadomości wystarczająco szybko. Że terminy są za długie i mogłabym zrobić daną rzecz szybciej. Irytowało mnie, że starałam się coś zrobić i nie wychodziło z powodu braku czasu lub np. odległości i różnicy czasowej. Chociażby ta sytuacja, kiedy jedna kobieta miała do mnie pretensje, że nie może porozmawiać ze mną przez telefon, a jak jej powiedziałam, że oczywiście może i podałam mój amerykański numer (polskiego nie używam od początku roku w ogóle), to mi napisała: to jest niedopuszczalne! Doszłam do wniosku, że nadszedł czas, by odsunąć się jeszcze bardziej i oto następuje ta wielka zmiana w moim życiu... Dowiecie się zanim napiszę o tym na stronie, co jest trochę dziwne, no ale co poradzić... Postanowiłam poszukać nowej osoby do prowadzenia fanklubu. Doszłam do wniosku, że ja zrobiłam to, co mogłam i teraz przyszedł czas na kogoś innego i na to, bym ja zaczęła układać swoje życie nie martwiąc się gdzieś tam w głowie wiecznie tym, czy zrobiłam wszystko, czy odpisałam wszystkim, czy może o czymś zapomniałam... Także zamykam ten rozdział swojego życia powoli, ale jednak nie do końca. Ta ostatnia kartka będzie miała lekko zagięty róg, bo jednak chcę wiedzieć, co tam się ciekawego dzieje. I powiem Wam, że poczułam ulgę, że osoby wtajemniczone, z którymi o tym rozmawiałam, rozumieją i popierają moją decyzję. Dobrze jest mieć wsparcie innych! Zwłaszcza Filipa, który jest tutaj głównym zainteresowanym. To na jego odpowiedź czekałam najbardziej i na szczęście nie zawiodłam się!
Alicia spędziła ostatni weekend u jej matki i dzisiaj wróciła. Ona ma BARDZO donośny głos, naprawdę. Jak ona coś mówi, to brzmi, jakby krzyczała. Zwłaszcza wtedy, gdy rozmawia ze swoją babcią, która ma czasem problemy z usłyszeniem, co mówią inni. Także zmierzam do tego, że czasami fajnie jest posiedzieć w całkowitej ciszy i spokoju, ale mimo to czasem mi jednak brakuje tego jej głośnego Agaaaaaaa! ;). A wiecie, co mnie zaskoczyło ostatnio, gdy jej matka przyjechała odebrać ją? Otóż, normalnie ze mną rozmawiała! O jakichś głupotach, ale totalnie bez żadnej spiny ani nic. Stało się to chyba pierwszy raz od samego początku i nie powiem, bardzo mnie to zaskoczyło. Nie to, że pozytywnie czy negatywnie... Raczej powiedziałabym, że neutralnie. Co więcej, Alicia powiedziała mi, że Fang powiedziała dokładnie to: "ja nie mam nic do Agi i w sumie nie wiem, czemu mnie nie lubi". Ja oczywiście w to w ogóle nie wierzę i może Wam się wydawać, że może ona chce być w dobrych stosunkach, bo to w końcu jej córka i w ogóle... Może, nie mówię, że nie. Ale ja zwyczajnie nie jestem w stanie jej ufać i wiem, że się to nie zmieni. Tak czy siak, chciałam się podzielić moim zaskoczeniem :).
W najbliższy weekend lecę sobie do Chicago. WRESZCIE. Nasłuchałam się trochę o pogodzie tam, np. niedawno było ok. 9 stopni, a później nagle 27... Powiem Wam, że nie lubię takich skoków bardzo, bo zawsze źle na mnie działają, a przecież znamy je doskonale z Polski. Tutaj się od tego odzwyczaiłam, bo w Georgii to wiecie... Ostatnio był skok z +40 na +27, więc różnica ogromna, ale jednak nie do końca zła, bo nadal jest bardzo ciepło. Nie uwierzycie jednak, jak Wam powiem, że było mi chłodno w tych 27 stopniach :P. Tak to jest, że człowiek przyzwyczaja się do dobrego dość szybko. No trudno, wezmę coś letniego i jesiennego i tyle.
A! Jakby ktoś chciał mnie przenocować, to chętnie wpadnę ;).
Moje drogie au pair! Mam do Was pytanie, bo w sumie nie mogę znaleźć jednoznacznej odpowiedzi, więc może Wy wiecie, jak to jest. To, co wiem, to fakt, że jeśli au pair przedłuża pobyt na drugi rok, to wczasie owego przedłużenia, może podróżować za granicę USA w niektóre miejsca takie, jak Kanada, Meksyk oraz na wyspy przyległe do USA takie, jak np. Bahamy. Jak to wygląda w sytuacji tego miesiąca, który można przeznaczyć na podróżowanie, gdy nie przedłuża się programu? Na mój rozum wygląda to tak, że za granicę nie można wyjeżdżać w ogóle - nawet do Kanady czy na te wyspy - bo nie ma się już formularza DS2019, więc nie wpuszczą nas do kraju. Mam rację?
Pytam, bo moja znajoma kończy rok w lutym i nie przedłuża, i pytała mnie czy chcę lecieć na Bahamy. Dowiadywała się u dwóch osób z agencji czy jest to możliwe, ale... dostała sprzeczne informacje. Pomyślałam więc, że zapytam, bo może ktoś z Was ma doświadczenie, a ja nie jestem w 100% pewna, czy mam rację.
Co tam jeszcze... Nie wiem w sumie. Mam pomysł na lekką zmianę na blogu, ale potrzebuję zdjęcia, po które muszę pojechać do Atlanty. Chcę to zrobić na dniach. Poza tym, proszę moją siostrę, by wysłała mi pewną małą paczuszkę, a ta się miga wiecznie!
Obejrzałam kilka filmów z tych, które mi polecaliście i pewnie wspomnę o tym w którejś notce. Reszta czeka w kolejce, a jak macie coś jeszcze ciekawego, to chętnie przyjmę propozycje!
Btw, oglądaliście kiedyś Requiem for a dream? Mega na mnie zadziałał ten film, dość mocny był w moim odczuciu. Muzyka tam była genialna i zawsze, jak ją słyszę, to mam ciarki. Wczoraj Nate pokazał mi pewien filmik z podkładem właśnie z owego filmu i tak mi teraz siedzi w głowie i nie chce wyjść. Może to i dobrze, nie wiem. W każdym razie, jakbyście chcieli posłuchać, to wrzucam poniżej :).
To chyba tyle na dzisiaj...
Do następnego!
Aga
PS. Wiecie, że ja tu jestem wszędzie Aga? Wszędzie. Nawet u lekarzy czy w szkole. Normalnie mi to nie przeszkadzało nigdy, ale trochę czuję się tak, jakbym nie miała swojego imienia, bo jest ono za trudne dla Amerykanów i większość nawet nie chce próbować. A jakby ktoś się zastanawiał czy w moim przypadku jest to skrót od Agata lub Agnieszka, to odpowiadam - Agnieszka, oczywiście :).